Australian Open. Jerzy Janowicz obudzony z zimowego snu

Bolała go stopa, 19-letni rywal grał jak w transie, ale Polak przetrwał pięciosetowy maraton w I rundzie Australian Open. Sensacją pierwszego dnia była porażka Petry Kvitovej z Tajką Luksiką Kumkhum.

Rozstawiony z nr. 20 Janowicz potrzebował 3 godzin i 16 minut, by uporać się w Melbourne z 319. w światowym rankingu Australijczykiem Jordanem Thompsonem 1:6, 4:6, 6:4, 6:2, 6:1.

Reprezentant gospodarzy, który do turnieju dostał się z dziką kartą, to postać w zawodowym tenisie zupełnie anonimowa. Do tej pory zarobił na korcie 22 tys. dol., czyli mniej niż w Wielkim Szlemie płacą za porażkę w I rundzie. Tułał się między Tajlandią a Singapurem, grając w imprezach najniższej rangi, Melbourne to dla niego pierwsze okno na wielki świat.

19-latkowi brakowało doświadczenia, z wyglądu przypominał raczej surfera porwanego z Bells Beach niż tenisistę, ale szybko okazało się, że pozory mylą. Australijczyk, który kilka dni temu postraszył w pokazówce w Kooyong Richarda Gasqueta, 9. rakietę świata, od początku grał jak w transie. Serwisami posyłał bomby (213 km/godz.!), trafiał z forhendu, doskonale się ruszał, szczelnie bronił. - Na początku byłem w szoku, nie wiedziałem, co się dzieje - przyznał potem Janowicz.

Polak miał ogromne problemy ze znalezieniem rytmu uderzeń, nie czuł piłek, popełnił dużo błędów, zwłaszcza z forhendu. Kłopoty wynikały ze świetnej postawy rywala, ale przede wszystkim z tego, że Janowicz był daleki od formy z połowy zeszłego roku. Od lata nieustannie prześladowały go kontuzje, od sierpnia zagrał ledwie siedem meczów. W grudniu trenował na stojąco i na pół gwizdka, bo pękła mu kostka w stopie (trzeszczka), musiał przejść zabieg, a potem oszczędzać nogę.

Losy meczu odwróciły się w końcówce trzeciego seta, gdy Thompson się wyszumiał, zmęczył, a być może też wystraszył sukcesu, który miał na wyciągnięcie ręki. Janowicz - jak na siebie wyjątkowo spokojny - wyczekał na odpowiedni moment, przełamał serwis Australijczyka, zgarnął seta, a potem zaprowadził na korcie swoje porządki. Zaczął pewniej trafiać serwisami i szybko kończyć wymiany. Thompson, który jeszcze nigdy nie musiał biegać przez pięć setów, gasł w oczach.

- Młody grał świetnie, poczuł, że to jego pięć minut, i długo wykorzystywał szansę, ale Jerzyk w końcu złapał rytm, zaczął fajnie grać, trochę Bozia dopomogła i się udało - mówi "Gazecie Wyborczej" Jerzy Janowicz senior, ojciec 23-letniego Polaka. - Widać, że Jerzykowi brakuje ogrania, ta przerwa w treningach była jednak bardzo długa. Nawet Rafael Nadal, wracając po kontuzji, nie od razu grał na normalnym poziomie. Potrzeba więcej czasu. Jerzyk nie doszedł jeszcze do siebie po urazie stopy. Wszystko jest już zaleczone, ale przy nacisku wciąż czuje ból, pojawia się stan zapalny. Potrzeba tygodnia, może 10 dni, by wszystko wróciło do normy. Gdy poprosił na kort lekarza, myślałem, że to koniec, że podda mecz, ale jednak wytrzymał. Okazało się, że ze stopą nie było aż tak źle. Mam nadzieję, że niedługo będzie już zupełnie dobrze - dodał Janowicz senior.

"Słaba gra, dobra gra, brak formy czy najlepsza forma... nieważne... WALKA!" - napisał po meczu na Facebooku Janowicz, który w II rundzie zmierzy się w środę z Hiszpanem Pablo Andujarem (ATP 48). Polak nigdy z nim jeszcze nie grał, ale będzie faworytem, nie tylko ze względu na wyższy ranking. Andujar dużo lepiej czuje się na kortach ziemnych, najlepsze wyniki osiąga na czerwonej mączce, w poprzednim sezonie grał na niej m.in. w półfinale w Nicei i Madrycie. - Na pewno będzie szybko biegał, ale nie wierzę, że szybciej od tego młodego Australijczyka. Oby Jurka nie bolała stopa. To może być kluczowe - podkreślił ojciec półfinalisty Wimbledonu. Zagraniczni dziennikarze dodawali, że ważny będzie też serwis Polaka, bo bez niego traci połowę siły ognia.

Janowicz mówił w Melbourne, że bardziej niż stopa przeszkadzał mu brak ogrania i grudniowych treningów. Zaznaczył, że ciężki mecz w I rundzie doda mu sporo pewności siebie.

Nad stopą Janowicza na miejscu w Melbourne czuwa fizjoterapeuta Daniel Demkiewicz. Pod telefonem w Warszawie jest w razie czego dr Robert Śmigielski, z którego kliniką tenisista niedawno nawiązał współpracę. - Syn nie wydaje pieniędzy na głupoty, ale inwestuje w karierę, wzmacnia sztab ludzi wokół siebie - zaznaczył Janowicz senior.

Pięciosetówkę zagrał też drugi z Polaków Łukasz Kubot, ale nie udało mu się pokonać doświadczonego 32-letniego Rosjanina Nikołaja Dawidienki, byłego gracza nr 3 na świecie (6:3, 3:6, 6:3, 3:6, 4:6). W końcówce Polak dostał zawrotów głowy, lekarz mierzył mu ciśnienie i podał leki, prawdopodobnie zaszkodził nadmiar australijskiego słońca.

Sensacją pierwszego dnia Australian Open była porażka byłej mistrzyni Wimbledonu Petry Kvitovej z Luksiką Kumkhum 2:6, 6:1, 4:6. Dla sklasyfikowanej na 88. miejscu w rankingu 20-letniej Tajki to pierwsze zwycięstwo z przeciwniczką z czołowej dziesiątki rankingu. Kumkhum zagrała mecz życia, ale rozstawioną z szóstką Czeszkę pogrążyło to, że popełniła aż 40 tzw. niewymuszonych błędów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA