WTA Finals. Radwańska i Konkurs Chopinowski

Są w naszym sporcie zawodniczki wybitniejsze i bardziej utytułowane - każdemu natychmiast staje przed oczami Justyna Kowalczyk - ale jedyną wirtuozką, a może w wręcz jedynym wirtuozem, jest Radwańska - pisze na blogu "A jednak się kręci" dziennikarz "Gazety Wyborczej", Rafał Stec. W niedzielę, w finale turnieju masters w Singapurze Agnieszka Radwańska pokonała Petrę Kvitovą 6:2, 4:6, 6:3.

Ze wstydem wyznaję, że w Polkę jako wszechzwyciężczynię nigdy nie wierzyłem i chyba nadal nie wierzę, i to wcale nie ze względu na jej ograniczenia atletyczne, które powszechnie się wytyka, ja wrednie podejrzewałem, że Agnieszce Radwańskiej zwyczajnie nie staje wściekłej pasji do zabijania, pardon, wygrywania, że ona raczej wiedzie dość przyjemne globalne życie celebrytki, która czasem wyskoczy na kort, a czasem - po nowe buciki i torebusię.

Zarazem jednak nie ma innej polskiej sportsmenki, do której tak chętnie wracam. I o której już teraz wiem, że poczuję tęsknotę, gdy tylko ogłosi, że odkłada rakietę na zawsze.

Są bowiem w naszym sporcie zawodniczki wybitniejsze i bardziej utytułowane - każdemu natychmiast staje przed oczami Justyna Kowalczyk - ale jedyną wirtuozką, a może w wręcz jedynym wirtuozem, jest właśnie Radwańska.

Nie każdy atleta może nim zostać. Narty przesuwasz po śniegu z lepszą lub gorszą techniką, ale zasadniczo wszyscy przesuwają podobnie. Tak jak wszyscy podobnie pedałują na rowerze albo pływają żabką, różni te ludzkie maszyny jedynie tempo, w jakim pracują kotły. Wirtuozerię, przynajmniej wedle mojej prywatnej definicji, można osiągnąć w szczególnych okolicznościach - gdy manipulujesz instrumentem lub instrumentami, gdy w coś GRASZ, gdy do celu można podążać różnymi metodami, ładniejszymi i brzydszymi. Dlatego wirtuozem był Michael Jordan, a nie był Lance Armstrong.

Radwańska jest, niezależnie od osiąganych wyników. Tak jak pianista, który szarpie palcami za nasze zmysły, ale nie zdobywa nagrody w Konkursie Chopinowskim, bo twórczość kompozytora interpretuje w sposób dla jury niedopuszczalny. W całym naszym sporcie minionych lat nie umiem znaleźć nikogo innego, kto dostarczałby tyle estetycznych wzruszeń, może poza Robertem Lewandowskim. Dlatego lubią ją wszędzie. Kibic dopinguje zazwyczaj według klucza narodowościowego, ewentualnie wiąże się emocjonalnie z zawodnikiem z powodu jego osobistej historii czy przymiotów charakteru. Ostatnia kategoria to wirtuozi, oni przemawiają językiem najbardziej uniwersalnym. Wymyślna geometria zagrań Polki, jej tenisowa wyobraźnia, zachwycą każdego, kto choć trochę rozumie, co się dzieje na korcie (ja rozumiem tylko troszeczkę). Dlatego gdybyśmy zorganizowali światowy plebiscyt, to niewykluczone, że okazałoby się, że napastnik Bayernu jest najpopularniejszym, a Radwańska - najbardziej lubianym sportowcem z Polski.

I nawet jeśli nigdy nie wygra turnieju wielkoszlemowego, to prawdziwi entuzjaści tenisa jej nie zapomną, na zawsze pozostanie romantycznym ucieleśnieniem gracji, która usiłuje nie poddać się tępej sile. A w mojej pamięci pozostanie jedyną polską sportsmenką, której porażki w ogóle mi nie przeszkadzają. Tak jak na seansie uroczego niszowego filmu nie ma żadnego znaczenia, czy odniósł kasowy sukces.

Dyskutuj z autorem na blogu ?

Czy Agnieszka Radwańska wygra kiedyś turniej wielkoszlemowy?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.