Awans do półfinału kończącego rok prestiżowego turnieju w Stambule dla ośmiu najlepszych tenisistek sezonu to po finale Wimbledonu oraz zwycięstwie w Miami najważniejszy wynik Radwańskiej w tym roku. Polka, obecnie czwarta tenisistka świata, potwierdziła, że jej miejsce w ścisłej elicie kobiecego tenisa jest w pełni zasłużone. Mało jednak brakowało, by do półfinału, w którym dojdzie do rewanżu z Sereną za Wimbledon, w ogóle nie doszło.
Od początku było jasne, że pojedynek z Errani (nr 7) - decydujący, kto obok Marii Szarapowej wyjdzie z grupy - nie będzie dla Radwańskiej (4) łatwy. Nie chodziło wyłącznie o to, że Włoszka, kiedyś seryjnie i dotkliwie przez Polkę obijana, od wiosny tego roku przeszła metamorfozę i spisuje się świetnie - zdobyła cztery tytuły, doszła do finału Rolanda Garrosa. Z bezbarwnej tenisistki z pogranicza piątej i szóstej dziesiątki rankingu WTA zamieniła się w drapieżną, silną, wytrzymałą i bardzo skuteczną maszynę do zwyciężania. Jej bilans pojedynków z przeciwniczkami z Top 10 wynosił kiedyś 0 zwycięstw i 28 porażek. Od wiosny - 5 zwycięstw i 4 porażki. Errani nie sprostały m.in. Samantha Stosur i Angelique Kerber.
Radwańska, jak Włoszka, opiera swój tenis na defensywie. Obie świetnie biegają, a rywalki mówią, że są jak ściany, bo wszystkie piłki odbijają z powrotem za siatkę.
Dla Polki takie mecze z lustrzanymi odbiciami są często równie trudne, jak z zawodniczkami, które mocno atakują. Z prostej przyczyny - żeby je pokonać, Agnieszka musi zagrać wbrew swoim instynktom, czyli kreować grę, naciskać, atakować, a nie tylko czekać na błędy i przeszkadzać.
I właśnie dlatego mecz z Errani był dla Radwańskiej takim koszmarem. Widać było, że plan od początku miała dobry - starała się wykrzesać z siebie agresję, ruszała do siatki, raz po raz starała się posyłać mocne forhendy. Ale problem polegał na tym, że podobnie ostro grała Errani - ona też musiała ryzykować oraz atakować. Też grała z lustrem.
Mecz zamienił się w bitwę, pełną długich wymian i wyprowadzanych znienacka ciosów. Agnieszka przegrała seta, bo w tie-breaku bała się zaatakować, ale potem błędu już nie popełniła. W jej oczach coś zaiskrzyło, nie odpuściła Włoszce w końcówce drugiej partii, wygrała kilka gemów z rzędu i pokazała, że mentalnie jest twardsza. Rywalkę dobiła w trzecim secie, choć nerwów kibicom nie szczędziła do samego końca. Największym zaskoczeniem było to, że Polka wytrzymała fizycznie - musiała czuć w nogach czwartkowy maraton z Szarapową, który trwał 3 godz. i 13 min, a w spotkaniu z Errani pobiła rekord najdłuższego meczu w historii Masters - 3 godz. i 29 min!
Z Sereną Williams Radwańska, nawet wypoczęta, nie wygrała jeszcze nigdy. Ale z Amerykanką, gdy tylko ma taki kaprys, nie zwycięża właściwie nikt. W tym sezonie chodząca legenda tenisa (15 tytułów wielkoszlemowych) przegrała raptem cztery spotkania, ale wszystko to, na czym jej zależało zdobyła - Wimbledon, US Open i olimpijskie złoto. Masters to cel numer cztery.
Teoria jest prosta - żeby wygrać, trzeba zmusić Amerykankę do biegania, i modlić się, żeby nie trafiała pierwszym serwisem. Jak będzie w praktyce, przekonamy się w sobotę. Półfinały w Eurosporcie od 14.