Tenis. Polski debel w półfinale Masters

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski rozbili Rohana Bopannę i Aisama-Ul-Haqa Qureshiego 6:2, 6:1. W awansie do najlepszej czwórki pomógł im wynik drugiego meczu w grupie.

Tak Mirnyj i Nestor zapewnili Polakom awans ?

Świetne serwisy, piękne minięcia, totalna dominacja pod siatką - tak wyglądała lekcja tenisa, jakiej udzielili w czwartek Fyrstenberg i Matkowski rywalom nazywanym przez media "Indo-Pak Express". Bopanna i Qureshi w deblu nie osiągnęli więcej niż Polacy, ale są znacznie lepiej rozpoznawalni. Wielkie artykuły pisał o nich m.in. "New York Times", "Guardian", film nakręciła CNN. Deblowa para składająca się z Hindusa i Pakistańczyka przyciąga uwagę, bo to unikat. Reprezentanci dwóch zwaśnionych nuklearnych potęg, które nie umieją się porozumieć od dziesięcioleci, współpracują i walczą razem w turniejach już ponad rok, wygrali cztery turnieje, w 2010 r. doszli do finału US Open. - Sport jest ponad podziałami - mówią Bopanna i Qureshi, czym przyciągają także atrakcyjnych sponsorów.

Występ w Londynie jednak zupełnie im nie wyszedł. Przegrali wszystkie mecze. W czwartek rozstawieni z piątką Hindus i Pakistańczyk od niżej notowanych Polaków (nr 8) odbili się jak od ściany. "Pełna koncentracja przez cały mecz" - wyjaśnili na Facebooku przyczyny triumfu Polacy, choć to nie do końca prawda. Szło tak łatwo, że w końcówce grali już rozluźnieni, pozwalali sobie na nonszalancję w postaci ryzykownych lobów i wolejów.

Mimo dwóch zwycięstw w trzech meczach Polacy nie mieli zapewnionego półfinału aż do wieczora, gdy pewni już awansu Daniel Nestor i Maks Mirnyj (nr 3) nie odpuścili, zagrali na 100 proc. i pokonali w ostatnim pojedynku 6:4, 3:6, 7-10 Michaela Llodrę i Nenada Zimonjicia (nr 2). Polacy zajęli dzięki temu drugie miejsce w grupie. Gdyby Nestor i Mirnyj przegrali, Mariusz i Marcin spadliby na trzecią lokatę przez gorszy bilans setów.

- Dwa wygrane mecze wzięlibyśmy przed turniejem w ciemno, swoje zrobiliśmy, jeśli odpadniemy, nic się nie stanie, ale nie tracimy nadziei - mówił po południu Matkowski.

W półfinale Polacy zagrają w sobotę ze zwycięzcami grupy A, którymi niemal na pewno będą Bob i Mike Bryanowie (nr 1). Amerykanie kilka razy przegrywali już z Polakami, m.in. rok temu w grupowym meczu Masters.

To trzeci w karierze Polaków półfinał Masters - wcześniej udawało im się zajść tak daleko w kończących sezon imprezach w 2008 i 2010 r. W Londynie zarobili już do podziału 115 tys. dol., zwycięstwo jest warte ponad 200 tys. dol.

W singlowej grupie B Roger Federer, który nic nie musiał, bo awans do półfinału z pierwszego miejsca miał już w kieszeni, pokonał Mardy'ego Fisha 6:1, 3:6, 6:3. Szwajcar uznawany jest za faworyta, bo nie widać mocnych rywali, którzy mogliby mu zagrozić na szybkiej halowej nawierzchni w Londynie.

Jeden z tych, którzy teoretycznie mieli podjąć z nimi walkę, czyli lider rankingu Novak Djoković, przyjechał na turniej bez formy, o czym ostatecznie przekonaliśmy się po klęsce z Hiszpanem Davidem Ferrerem 3:6, 1:6. Tak dotkliwego lania na twardych kortach, czyli swojej ulubionej nawierzchni, Serb nie dostał od czterech lat, a przecież w tym sezonie w ogóle dał się pokonać dopiero po raz piąty (na 75 meczów). "Prawdziwy Djoković jest już od dawna na plaży, do Londynu przysłał sobowtóra, zresztą kiepskiej jakości" - podsumował "Daily Mail".

- To najgorszy mecz w roku. David zagrał świetnie, choć prawdę mówiąc, mnie właściwie nie było na korcie - stwierdził Djoković, od stycznia triumfator dziesięciu turniejów, w tym trzech Szlemów. W spotkaniu z Ferrerem popełnił aż 33 niewymuszone błędy, serwował dużo gorzej niż przed kilkoma tygodniami. Obniżkę jego formy częściowo tłumaczą kontuzje po US Open. Eksperci podkreślają, że Serb nie wytrzymał fizycznie niezwykle intensywnego sezonu. Teraz zastanawiają się, czy zdąży wypocząć i wrócić do formy w styczniu, a może okaże się, że jego niesamowity rok był jednorazowym wystrzałem. Pesymiści wskazują m.in. na Rafaela Nadala, który po rewelacyjnym 2010 r. (także trzy zdobyte Szlemy) zaliczył sezon dużo słabszy.

Djoković nie traci szans na półfinał. Jeśli w piątek ogra 2-0 w setach Janko Tipsarevicia, a David Ferrer ugra choć seta w spotkaniu z Tomaszem Berdychem, Serb awansuje u boku Hiszpana. To samo osiągnie przy własnym zwycięstwie i porażce Berdycha.

Bułgarski Federer i syn marnotrawny tenisowej Ameryki kontratakują

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.