US Open bez Murraya!

Po klęsce faworyta Szkoci dowiedzieli się o tenisie czegoś bardzo ważnego. Po pierwsze, najlepszą obroną jest zawsze atak. Po drugie, trzeba bardzo uważać na Szwajcarów, nawet jeśli nie nazywają się Roger Federer.

Rozstawiony z czwórką Andy Murray, dla wielu ekspertów faworyt numer jeden do zwycięstwa w US Open, z hukiem przegrał w III rundzie ze Stanislasem Wawrinką 7:6 (7-3), 6:7 (4-7), 3:6, 3:6. Zamiast ofensywnych fajerwerków 20 tys. widzów na Arthur Ashe Stadium zobaczyło 43 niewymuszone błędy, kulejący serwis, kiepską grę z głębi kortu. Świetnie spisał się za to Wawrinka, bliski kolega Federera, który jednak w szwajcarskich gazetach zawsze jest upchnięty gdzieś między prognozą pogody a totolotkiem, bo więcej pisze się o słynnym Rogerze.

Murray miał problemy z udem i łokciem, ale powiedział potem twardo, że nie wpłynęły na wynik. - Rywal grał lepiej - stwierdził. Brytyjczycy żartują ponuro, że powoli już się przyzwyczajają. Murray faworytem jest bowiem właściwie nieustannie - w tym roku był nim przed Australian Open, Wimbledonem, a także w Nowym Jorku. Argumenty zawsze były silne i racjonalne. Teraz chodziło m.in. o to, że przed chwilą w Toronto pokonał Rafaela Nadala i Rogera Federera, zdobywając tytuł i demonstrując tenis błyskotliwy oraz porażająco skuteczny. Faworyzowała go też twarda nawierzchnia, która jest jego ulubionym kortem, odkąd bazę treningową ma w Miami. - Nigdy Szlema wygrać mu się jednak nie udało, bo w pewnym momencie zamiast atakować, Andy cofa się i czeka, co zrobi rywal. Zapomina, że najlepszą obroną jest atak - mówi John McEnroe komentujący mecze dla ESPN2. Tak ograł Szkota Federer w finale Australian Open i Chorwat Marin Cilić w zeszłorocznej IV rundzie US Open. To samo zrobił Wawrinka (ATP 27).

U Brytyjczyków coraz częściej słychać obawę, że kariera Murraya nie zmieni się w przypadek Tima Henmana, który też był zawsze "tuż-tuż", ale Szlema nigdy nie zdobył. - Różnica jest na razie taka, że Tim kończył w półfinałach, a Andy czasem dochodzi dalej - mówią. Poza mentalną blokadą w kluczowych turniejach wśród przyczyn klęski wymienia się też niedawne zawirowania - po ponad dwóch latach Murray rozstał się z trenerem Milesem McLaganem. Pracuje teraz z Hiszpanem Alexem Corretją i dużą grupą innych specjalistów, ale bez wiążącej umowy. Wieloosobowy team Murraya, gdzie każdy ma inne zdanie i ciągnie w inną stronę, też uważany jest coraz częściej jako możliwe źródło problemów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.