Wielkoszlemowy finał Djoković - Wawrinka to prawdopodobnie najlepsze, co może spotkać kibiców tenisa w dzisiejszych ciężkich czasach. Serb, który od ponad dwóch lat jest liderem rankingu, systematycznie i nieubłaganie bije w meczach o najwyższą stawkę swoich odwiecznych rywali, czyli Federera, Nadala i Murraya. Inni zawodnicy z listy ATP nie wierzą, że mogą mu zagrozić - z wyjątkiem właśnie Wawrinki, który od trzech lat nie boi się nikogo i niczego.
31-letni Szwajcar, którego bekhend uchodzi za jedno z najpiękniejszych zagrań w historii tenisa, jest bardzo specyficznym zawodnikiem. Długo nie potrafił się przebić do pierwszej dziesiątki, ale w ostatnich trzech sezonach zdarzają się pojedyncze turnieje, na których jego forma eksploduje. Szczytem jego kariery był - i zapewne już na zawsze pozostanie - finał Rolanda Garrosa w zeszłym roku. Cały tenisowy świat przecierał oczy z niedowierzaniem, oglądając kosmiczne bekhendy i nieziemsko silne forhendy, którymi Wawrinka rozbił faworyzowanego Djokovicia.
Niedzielny finał US Open nie dorównywał ich paryskiemu pojedynkowi pod względem tenisowej urody, ale był bardziej emocjonujący. Przypominał uliczną bójkę dwóch największych obecnie twardzieli z listy ATP. Zdarzały się błyskotliwe zagrania, po których widzom opadały szczęki, ale dominowały długie, intensywne, mordercze wymiany na całej powierzchni kortu. Wydawało się, że Wawrinka nie może tego przetrwać, bo przed finałem grał na kortach w Nowym Jorku 18 godzin, dwa razy dłużej niż Djoković. Ale ostatecznie złamał lidera światowego rankingu zarówno psychicznie - obronił 14 z 17 breakpointów - jak i fizycznie. W czwartym secie i czwartej godzinie gry Djoković dwukrotnie prosił o przerwę medyczną. Najbardziej magiczny moment był na końcu. Odbierając czek na 3,5 mln dol. i trzeci w karierze puchar wielkoszlemowy, Wawrinka przyznał, że to dzięki rywalizacji z Djokoviciem stał się tak niesamowitym zawodnikiem. Powiedział: - Dzięki tobie jestem tym, kim jestem...
STAN WAWRINKA: A co mam robić? Mam 31 lat. Co innego proponujesz? Wylegiwać się na plaży? No, nie wiem. Zadałeś to pytanie Nadalowi, Djokoviciowi czy Murrayowi? Ja po prostu kocham tę dyscyplinę sportu. Lubię grać w tenisa. To moja pasja. Zacząłem, kiedy byłem bardzo młody. Mam okazję grać przed niesamowitą publicznością w Nowym Jorku. Jeśli oglądasz tutaj mecze, to masz odpowiedź. To niesamowite walczyć na tym korcie.
- Sposób, w jaki gramy, na pewno ma znaczenie. Ja zawsze staram się być agresywny i potrafię grać bardzo mocno. On jest niesamowity w obronie i kontrataku. Ale ważny był też początek tej naszej rywalizacji. Zaczęła się kilka lat temu w Australii od długiego meczu zakończonego 12:10 w piątym secie. Z pewnością to, że graliśmy tyle ciężkich meczów, że stoczyliśmy tyle szalonych bitew, dodało do naszej rywalizacji czegoś specjalnego.
- Nie jestem pewien, czy uczyniłem go lepszym. Jeśli chodzi o finały, to przegrał ze mną tylko we Francji. Wydaje mi się, że on jest tak wybitny, że zawsze znalazłby jakąś drogę, by stać się jeszcze lepszym, nawet beze mnie.
Ale z pewnością Djoković uczynił mnie lepszym. Tutaj się zgadzam. To przeciwko niemu zagrałem swój pierwszy wielki mecz w Wielkim Szlemie. Nie tylko on zresztą, cała wielka czwórka - Federer, Nadal, Djoković, Murray - uczyniła mnie lepszym. Kiedyś próbowałem trenować razem z nimi, podpatrywać, co i jak robią. Moim najważniejszym celem w tenisie jest przełamywanie ograniczających mnie barier. Ciągła praca nad sobą, żeby być lepszym zawodnikiem. Kiedy wychodzę na kort przeciwko nim, to zawsze jest dla mnie dobre. Kto wie, może akurat tego dnia z nimi wygram. A jeśli przegram, to OK, wracam na trening. Wielu graczy, wychodząc na kort, w ogóle nie wierzy, że może z nimi wygrać. Ja zawsze starałem się wierzyć. Może nie wygram z nimi jeszcze dziś, myślałem sobie, ale jeśli będę próbował, pracował, nie poddawał się, to wreszcie ich pokonam. I to się udało kilka razy w ostatnich sezonach.
Urocza partnerka zwycięzcy US Open! To dla niej zostawił żonę [ZDJĘCIA]