US Open. Radwańska przegrała z Makarową. Nowojorska klątwa trwa

Rosjanka Jekaterina Makarowa pokonała Agnieszkę Radwańską 6:4, 6:4 w IV rundzie US Open. Polka prowadziła w pierwszym secie 4:0, ale potem stanęła i jej gra zupełnie się posypała. Nowy Jork pozostaje jedynym turniejem wielkoszlemowym, w którym nie zdołała awansować do ćwierćfinału. - Ona dyktowała warunki, źle to zagrałam, nie wiem, o co chodzi, te korty w Nowym Jorku jakoś mi nie pasują - powiedziała po meczu Polka.

Po kilkunastu minutach meczu na Louis Armstrong Stadium polscy kibice byli wniebowzięci. Radwańska pewnie serwowała, uderzała precyzyjnie po rogach, a Makarowa pomagała własnymi błędami i szybciutko zrobiło się 4:0 dla rozstawionej z trójką krakowianki.

Wydawało się, że Rosjanka (nr 24) nie będzie stanowić większego zagrożenia, i że Polka, nie tylko po raz pierwszy awansuje do ćwierćfinału US Open, ale też jako jedyna w kobiecym tenisie zagra w tym sezonie na tym pułapie w każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych.

W piątym gemie jeden z polskich fanów krzyknął rozochocony: - Agnieszka, kończ to szybko, bo chcemy iść do domu!

I mniej więcej wtedy zaczęły się problemy.

Makarowa to może nie Herkules, nie uderza z mocą Sereny Williams i Wiktorii Azarenki, ale leworęczna Rosjanka, która kilka lat temu wyrzuciła z Australian Open Serenę, w końcu złapała swój rytm uderzeń. Jej płaskie bomby z forhendu zaczęły sprawiać problemy Polce. Rosjanka umiała przyśpieszyć, zagrać bardzo ostre piłki po przekątnej, ale umiała też przeczekać cierpliwie, wytrzymanie pojedynków biegowych z Radwańską nie sprawiało jej specjalnego problemu. Dropszoty Polki też były dla niej czytelne.

Nagle okazało się, że Radwańska nie ma czym zrobić rywalce krzywdy. Od 0:4 Makarowa wystrzeliła do 6:4 i 2:0 w drugim secie (osiem gemów z rzędu to jeszcze nie rekord - 11 gemów wygrała z Polką Azarenka w 2012 r. w Indian Wells). Radwańska tylko statystowała rozpędzającej się coraz mocniej rywalce.

Trener Tomasz Wiktorowski od kilku miesięcy powtarza, że głównym problemem Agnieszki w kluczowych meczach w Szlemach jest zbyt pasywna gra, to, że daje się agresywniej grającym rywalkom zepchnąć do defensywy. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy prowadzi, bo wtedy instynktownie wraca do korzeni swojego tenisa, czyli defensywy. To, co działo się na korcie Louisa Armstronga, było tego klinicznym przykładem.

Radwańska spróbowała zagrać agresywniej dopiero przy 0:2 w drugim secie, gdy wróciła na 2:2, a potem na chwilę objęła prowadzenie. Ta partia była zacięta do końca, ale Makarowa walczyła solidnie, świetnie się ruszała, nie pozwoliła na wiele Polce, która w całym meczu popełniła aż 27 tzw. niewymuszonych błędów, co jak na nią, jest statystyką katastrofalną (normalnie robi kilka, kilkanaście - w długim meczu). Po półtorej godziny ręce Rosjanki wystrzeliły do góry w geście zwycięstwa. To jej pierwszy ćwierćfinał US Open w karierze i trzeci w ogóle, po dwóch w Australii.

Makarowa nigdy wcześniej nie pokonała Radwańskiej, przegrała trzykrotnie, nie urwała nawet Polce seta. - Dlatego bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się zwyciężyć, uważam, że zagrałam dziś bardzo dobry mecz - powiedziała Makarowa, która o półfinał powalczy z Chinką Na Li (pokonała Jelenę Janković).

W trakcie meczu Radwańska zażywała jakieś pastylki, w końcówce wyglądało, jakby nie mogła złapać tchu. Czy coś jej dolegało? - Od mojej gry zaczęła mnie boleć głowa, dlatego musiałam coś zażyć - odparła wisielczo Radwańska.

- Zaczęłam dobrze, ona nerwowo, ale potem ona zaczęła grać lepiej i wszystko się odwróciło. Nie zrobiłam nic, żeby wygrać ten mecz, to nie był mój dzień na pewno, nie zagrałam dobrze. Gdy tylko posłałam krótszą piłkę, od razu wyrzucała mnie z kortu, grała bardzo dobrze kątowo, solidnie, ona grała równo przez cały mecz. Chyba jednak bardziej pasują mi dzienne warunki, lepiej czuję piłkę niż w nocy. W Nowym Jorku wieczorem korty są wolniejsze, bo jest większa wilgotność. Nie mogłam grać tego, co bym chciała. Tu się nie da na pół gwizdka, to nie ten poziom, nie ten turniej - dodała Radwańska.

W podobnych okolicznościach, też późno wieczorem, przegrywała w ostatnich latach w II rundzie US Open m.in. z Chinką Shuai Peng i Niemką Angelique Kerber. - Możliwe, nie pamiętam, o jakich porach były tamte mecze, pewnie tak - stwierdziła Polka.

Czy po czterech porażkach w IV rundzie zacznie wierzyć w nowojorską klątwę? - Czy ja wiem, mi się tu po prostu gorzej gra niż na innych Szlemach, ja w żadne klątwy nie wierzę - odparła Radwańska, która po US Open leci na turnieje do Azji w Seulu, Tokio i Pekinie. W Nowym Jorku zostaje jeszcze kilka dni, bo czeka na nowy paszport i wizy do Azji, które załatwia w USA, bo tak jest szybciej.

Kto wygra turniej kobiet? - Serena, widać, że jest w wielkiej formie, i że jej zależy - zakończyła Radwańska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.