Siatkówka. Świderski: Spokój siatkówce pilnie potrzebny

Już wiadomo jednak, że Anastasi spokoju mieć nie będzie - musimy w tym roku stawać na podium i wygrywać wszystko i wszędzie, by zmazać plamę za zeszły fatalny sezon. Inaczej wyproszą nas ze światowego salonu - mówi jeden z najlepszych polskich siatkarzy ostatnich lat, Sebastian Świderski.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Włoski trener Andrea Anastasi podpisał w środę kontrakt na prowadzenie kadry siatkarzy do igrzysk w Londynie. W marcu wyśle powołania na Ligę Światową. Kadrę czekają w tym roku także mistrzostwa Europy i Puchar Świata, z którego można bezpośrednio zakwalifikować się do Londynu.

Przemysław Iwańczyk: Anastasi to dobry wybór?

Sebastian Świderski: Mam nadzieję. Liczę, że kadencja nowego selekcjonera nie będzie jednoroczną przygodą, która skończy się po pierwszej porażce. Anastasi musi mieć szanse na wprowadzenie w życie wszystkich swoich planów; wtedy zobaczymy, jaki to trener. Na razie możemy się tylko zastanawiać, czy to najlepszy trener, jaki trafił się polskiej siatkówce. Przecież i tak wszystko rozbije się o wyniki.

Jesteśmy w Polsce, przecież u nas nie jakość pracy się liczy, nie to, jakim kto jest człowiekiem, tylko czy natychmiast wygrywa, czy nie.

Ty byłeś za Włochem, ale Ferdinando de Giorgim...

- Byłem, bo go dobrze znam, pracowaliśmy razem wiele lat. Zachwalałem go, znając jego świetny warsztat. Z Anastasim minąłem się ledwie w drzwiach hali podczas kadrowych imprez, nie miałem podstaw, by to jemu wystawiać laurkę.

Jedno wiem: polskiej siatkówce potrzebny jest spokój, przede wszystkim w przygotowaniach do dużych imprez. Ale już wiadomo, że Anastasi tego spokoju mieć nie będzie - wszyscy wkoło mówią wprost, że nawet nie w turnieju finałowym, którego jesteśmy gospodarzami, ale już na poziomie grupy Ligi Światowej musimy wygrywać wszystko i wszędzie, by zmazać plamę za zeszły niezbyt udany sezon. Nie wiem, czy za moich czasów polska siatkówka miała gorszy rok niż 2010. Być może tak, ale chciałbym mimo to, by ktoś spojrzał na nasz sport przez pryzmat zawodnika.

Żeby wygrywać, trzeba być odpowiednio przygotowanym. Żeby być przygotowanym, trzeba czasem odpocząć. A my co mamy? Nie wiadomo, kiedy skończy się sezon ligowy, ile w nogach będą mieli kadrowicze, jak szybko zostaną zaciągnięci do kolejnego wielkiego wysiłku. O tym, niestety, nikt nie mówi, słychać tylko o pilnie potrzebnym sukcesie. A nam pilnie potrzebny jest spokój.

I tylko to wystarczy?

- Na pewno potrzeba w kadrze nowych, młodych graczy. Ludzie zajmujący się szkoleniem są optymistami, ale - przepraszam - tego szkolenia, niestety, nie widać. Są co prawda kluby młodzieżowe, czy szkoły mistrzostwa sportowego, lecz ćwiczący tam ludzie są królami własnego podwórka, na duże międzynarodowe rozgrywki to się nie przekłada. Od dłuższego czasu polska siatkówka nie może zaistnieć w świecie na poziomie juniora czy kadeta. Nie zamierzam nikogo wytykać palcem, ale chyba mamy problem. Potrzeba świeżej krwi systematycznie, a nie co pięć, sześć czy siedem lat. Tylko wtedy nie dopadnie nas syndrom Włochów. Oni, bohaterowie cudownych lat 90., kiedy rządzili światową siatkówką i zdobywali wszelakie tytuły, zeszli ze sceny, ale następcy się przy nich nie wychowali, bo nie było odpowiedniego szkolenia. Dokładnie odwrotnie niż Brazylijczycy, u których siatkówka opiera się na systemie. Co roku wchodzi do ich reprezentacji dwóch, trzech graczy. I nie są to ludzie znikąd, niedoświadczeni juniorzy, lecz oszlifowani zawodnicy, którzy byli przy kadrze, dojrzewali w niej, uczyli się schematów, automatyzmu, by wejść do elity i od razu grać o to, co najcenniejsze w świecie.

Na powtórzenie brazylijskiego modelu w Polsce na razie się nie zanosi. Były dwa złote roczniki juniorów - 1977 i 1983, które weszły do dorosłej kadry ławą, teraz zdarzają się pojedynczy zawodnicy, którzy mają "papiery" na pierwszą kadrę.

- Oprę się na przykładach. Na ostatnich mistrzostwach świata juniorów w 2009 roku Polska zajęła dziewiąte miejsce. Ilu z tych siatkarzy odgrywa w swoich klubach naprawdę kluczową rolę? Nieliczni. Juniorzy w barwach SMS w Spale występują na zapleczu PlusLigi. Ile punktów dotąd zdobyli? Żadnego. Powtórzę: zero. Jaki cel jest w takim szkoleniu, czego ci chłopcy się uczą? Przegrywania?

Coś mi tu nie pasuje, gdzieś popełniono błąd, który natychmiast trzeba zdiagnozować. Wielcy siatkarze wzrastają tylko w atmosferze gry o wszystko, w pędzie do wygrywania.

Anastasi jako kolejny selekcjoner znów będzie musiał ratować się pokoleniem w wieku chrystusowym - Tobą, Piotrem Gruszką, Pawłem Zagumnym, Krzysztofem Ignaczakiem...

- W kadrze muszą grać ludzie wielkiego zdrowia, bo od pierwszego meczu, nie czekając na turniej finałowy, trzeba wszystko wygrywać, takie są wymagania. Ja czy Piotrek Gruszka leczymy się właśnie po ciężkich kontuzjach. Pytanie, czy Anastasi takich ludzi w ogóle potrzebuje, skoro na razie nie jesteśmy przydatni nawet w klubach.

Posypaliście się zdrowotnie, panowie. Ty, Gruszka, wcześniej Dawid Murek, wszyscy z rocznika '77... W innych reprezentacjach, np. Włoch, nie ma pomoru wśród najstarszych zawodników.

- Tyle że tam 33-letni teraz atakujący Alessandro Fei zrobił sobie dwa lata temu przerwę od reprezentacji. U nas nikt na tyle odważny nie był. Czy teraz za to płacimy? Być może, ale już tacy jesteśmy, że zadzwoni telefon, spakujemy się i przyjedziemy na kadrę, zresztą zawsze byliśmy na każde wezwanie. I tak dobrze, że te wszystkie wypadki zdarzyły się teraz, a nie wcześniej, bo nie wiadomo, co by z tą siatkówką wtedy było.

Bez względu na wszystko, ja chcę wrócić do kadry, Piotrek chyba też, bo żaden z zawodników naszego pokolenia nie ma na razie zamiaru kończyć tej zabawy. Potwierdził to Dawid, który pozbierał się przecież po koszmarnej kontuzji stawu skokowego.

Ty po listopadowym zerwaniu mięśnia czworogłowego już ponoć biegasz i skaczesz?

- Tak, zaczynam, ale nie chcę jeszcze nikomu robić nadziei, nic obiecywać. Nie wiem przecież, jak na obciążenia zareaguje mój organizm. Na razie nawet nie przypuszczam, jak długo zajmie mi powrót.

Przy poprzednich poważnych kontuzjach wracałeś - zdaniem ekspertów - zbyt wcześnie. Za każdym razem byłeś jednak potrzebny bez względu na zdrowie...

- Kiedyś tak na pewno było, po ostatnich urazach patrzę na to nieco inaczej. Nie chcę już więcej wracać dla kogoś, chcę wrócić dla siebie. Udowodnić sobie, że nie ma takiej kontuzji, po której nie można wrócić. Jestem coś winien także kibicom i klubowi, który na razie nie ma ze mnie pociechy.

Jeszcze nigdy tak gremialnie polscy siatkarze nie narzekali na niemądry system ligowych rozgrywek.

- Nie mogę o tym rozmawiać.

Dlaczego?

- Nie zostałem do tego upoważniony, a wręcz skarcony. Klubom zwrócono ostatnio uwagę, by nie krytykowały rozgrywek.

To może ja przypomnę, co mówią siatkarze. Że kalendarz jest przeładowany, że nie da się wytrzymać, grając non stop systemem sobota-środa. Że druga runda rozgrywek jest bez sensu, bo wiele w niej meczów o nic, co mocno obciąża wasze organizmy...

- Nie da się grać bez treningu i odpoczynku, spędzając czas tylko na meczach i w podróży. Nie zapominajmy, że oprócz ligi są jeszcze puchary, w których oczekuje się od nas sukcesów. Jesteśmy ludźmi, nie perpetuum mobile. Nawet maszyny się psują, jeśli pracują na pełnych obrotach non stop. Że jest coś nie tak, świadczą kontuzje i urazy graczy najbardziej eksploatowanych.

Władze ligi chcą zamknąć rozgrywki. Nie będzie spadków, do PlusLigi będą mogły dołączyć przede wszystkim drużyny silne finansowo.

- Widzę kilka plusów, m.in. to, że stabilność finansowa klubów pozwoli siatkarzom skupić się na swojej pracy, nikt nie będzie musiał główkować - czy wypłacą mu pensję, co ma włożyć do garnka... De facto liga już jest zamknięta, bo przecież Politechnika sportowo spadła, ale odkupiła miejsce od Jadaru i tak została. Nie wiem, czy jesteśmy na tyle dorośli w naszym środowisko, by iść jeszcze dalej. Bo jeśli zamknięta liga na wzór zawodowych, to co z draftem? A jeśli draft, to skąd do niego ludzie, skąd młodzi siatkarze zdolni wchodzić do dorosłych drużyn? Znaków zapytania przy tym pomyśle jest chyba zbyt wiele.

Jaki to będzie rok dla polskiej siatkówki?

- Bardzo trudny. Trzeba się odbić, może nie od dna, bo ono jest niżej, niż my spadliśmy, ale bez tego nie będzie polskiej siatkówki pod znakiem sukcesów. Przed nami ważne imprezy - mistrzostwa Europy, Puchar Świata. W każdej powinniśmy walczyć o podium, rozdawać w nich karty. Inaczej wyproszą nas ze światowego salonu, do którego dołączają coraz to nowe ekipy. Na razie się cofnęliśmy, znów stoimy w drzwiach. Od tego roku zależy, w którą stronę zrobimy krok...

Sebastian Świderski

34 lata, jeden z najlepszych siatkarzy pokolenia '77, które zdobyło mistrzostwo świata juniorów i zaraz po tym weszło do dorosłej reprezentacji. Rozegrał w kadrze około 300 meczów, przez siedem lat występował w najlepszych włoskich klubach - Perugii i Lube Banca Macerata. Jest wicemistrzem świata (2006), grał na igrzyskach w Pekinie. Ma trzy mistrzostwa Polski, trzecie miejsce w Lidze Mistrzów z drużyną z Kędzierzyna-Koźla, do której wrócił przed tym sezonem do kolejnego wielkiego wysiłku.

Czy jeszcze w tym sezonie wróci na parkiet Sebastian Świderski? 

Więcej o:
Copyright © Agora SA