Serie A. Gdy liderowi pomaga diabeł

Porażka Milanu z Juventusem sprawiła, że sensacyjny lider - Lazio - zwiększył przewagę nad wiceliderem - został nim Inter - do czterech punktów. Ale Włochów nurtuje przede wszystkim, co się stanie z Antonio Cassano, którego znów wyrzucają z klubu

Kiedy Milan w ostatnich chwilach transferowego lata ściągnął Zlatana Ibrahimovicia oraz Robinho, natychmiast został pasowany na głównego pretendenta do przejęcia tronu od sąsiada z San Siro. Sceptycy, którzy powątpiewali w jego zdolność do wytrzymania całosezonowego wyścigu o triumf w kraju, wróżyli mu przynajmniej wspaniałe mecze w Lidze Mistrzów. Mediolańskie sławy miały być stworzone do wyższych celów. Grania z klasą, gdy spogląda na nie cały świat.

Jest całkiem odwrotnie. Milan umie wymordować zwycięstwo w Neapolu, kiedy po czerwonej kartce dla przeciwnika przez godzinę ma przewagę liczebną. Wygrywa też z konkurentami jeszcze słabszymi. Starć z potentatami nie wytrzymuje.

Z Realem w Madrycie przegrał niedawno 0:2, choć niewiele brakowało, by stracił goli trzy razy więcej. W sobotę uległ u siebie 1:2 Juventusowi, choć goście, generalnie pozbawieni międzynarodowo uznanych gwiazd, przyjechali zdziesiątkowani. Cały tydzień próbowali ocalić od dyskwalifikacji Milosza Krasicia (udawał, że został sfaulowany), nowego bohatera turyńskich trybun, rozstrzygającego mecz za meczem. Na rozgrzewce stracili Giorgio Chielliniego, najlepszego włoskiego defensora. A na lewej obronie przez połowę meczu trzymali Simone Pepe, zazwyczaj skrzydłowego.

Mimo to wygrali pewnie. Nie tylko dzięki kolejnemu golowi Alessandro del Piero, tytanicznemu wysiłkowi zapracowanego napastnika Fabio Quagliarelli (też zdobył bramkę) czy sportowemu zmartwychwstaniu antybohatera poprzedniego sezonu Felipe Melo, który dowodził całą drużyną. Juventus wygrał, bo trener Luigi del Neri po dwóch miesiącach pracy ulepił z tłumu nowych piłkarzy zwartą, zorganizowaną, dobrze współpracującą grupę chętnie poświęcających się dla siebie ludzi.

Trener Milanu wciąż takiej nie stworzył. Massimilano Allegri co chwila ogłasza taktyczną rewolucję, by prędko się z niej wycofywać i ogłaszać kolejną. W sobotę próbował zamienić w rozgrywającego Robinho - nawiedzonego dryblera, klasycznego skrzydłowego - i pewnie też już do tego pomysłu nie wróci.

Poczeka na wyzdrowienie Ronaldinho (kontuzja), ale nawet Brazylijczyk, coraz częściej grający na stojąco, nie wystarcza na drużyny narzucające wysokie tempo gry. Zbyt wielu kluczowych piłkarzy Milanu - jak Pirlo, Seedorf, Zambrotta, nawet Ibrahimović - porusza się po boisku zbyt wolno. A Alexandre Pato jednego dnia wygląda jak następca Leo Messiego, by następnego znikać na długie minuty.

Coraz więcej fachowców to widzi, Włosi coraz rzadziej mówią o pokonaniu Realu w środowym rewanżu w LM. Gazety cytują sfrustrowanego Ronaldinho, który rozsiadł się w knajpie w nocy po sobotniej porażce z Juve i ponoć publicznie wściekał się, że taktyka mediolańczyków nie daje szans powodzenia. - Zlatan [Ibrahimović, szwedzki napastnik] nie może biegać sam między czterema obrońcami, to nie ma sensu - miał powiedzieć Brazylijczyk. Brzmi jak poważne wotum nieufności wobec trenera Allegriego, który dotąd pracował tylko na prowincji.

Największe gwiazdy przygasły, na szczycie tabeli rozbłysnęli piłkarze, których nie sposób nazwać nawet gwiazdkami. Może poza Hernanesem - ale on akurat przestał błyszczeć. Lazio zwyciężyło w Palermo dzięki bramkarzowi Fernando Muslerze, jeszcze niedawno uważanemu za safandułę bez przyszłości, przegrywającemu rywalizację w składzie z 43-letnim Marco Ballottą. Dzięki napastnikowi Zarate, który haruje głównie w defensywie. I dzięki fenomenalnemu golowi Andre Diasa. Strzelonemu z woleja, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, przez brazylijskiego stopera, który do Europy przyleciał dopiero po trzydziestce.

- Ze szczęściem Lazio nie da się wygrać - komentował właściciel Palermo. - Gdyby Dias próbował powtórzyć swoje uderzenie przez następnych 30 lat, nie trafiłby ani razu. W tym meczu graliśmy tylko my, ale Lotito podpisał chyba pakt z diabłem - mówił zrezygnowany Maurizio Zamparini.

Claudio Lotito to właściciel Lazio. Przedsiębiorca oszczędny do granic skąpstwa, na rynku transferowym szukający okazji, który sam nie spodziewał się, że jego drużyna może bić się o tytuł. Jego trener - najstarszy w Serie A, 65-letni Edy Reja - nadal musi przekonywać otoczenie, że nie mają pojęcia o futbolu wszyscy, którzy tłumaczą sukces rzymian szczęściem i sprzyjającym kalendarzem. Za tydzień kolejny test - derby stolicy (po czerwonej kartce nie zagra kapitan Romy Francesco Totti).

Lazio na pewno nie złoży oferty Antonio Cassano, enfant terrible włoskiego futbolu, który miał wreszcie dojrzeć, a tak wulgarnie nawrzucał prezesowi Sampdorii, że ten chce rozwiązać kontrakt. Piłkarz błaga o przebaczenie - pod tym względem rzeczywiście się zmienił - i proponuje nawet radykalne obniżenie swojej pensji. Klub milczy, błyskotliwym napastnikiem interesują się wszystkie potęgi Serie A. Najbardziej pasowałby do Milanu - klubu kolekcjonującego gwiazdorów upadłych lub podupadłych, których siłą wypychają poprzedni pracodawcy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA