Liga Europy. Piłka to nie jazda figurowa, czyli Lech liderem

Lech prowadzi w grupie A Ligi Europejskiej, ale nawet nie jest w połowie drogi, by z niej awansować.

Cztery punkty po dwóch meczach i pierwsze miejsce przed Manchesterem City, Juventusem i pokonanym w czwartek 2:0 FC Salzburg to dorobek lepszy niż można było śnić po losowaniu. - Wygrana nad Salzburgiem bardzo nas cieszy, a jeszcze bardziej to, że nadal jesteśmy w grze w grupie śmierci - mówił po meczu trener Lecha Jacek Zieliński. Przed jego zespołem teraz dwa mecze z Anglikami. Dopiero po nich będzie można poważnie się zastanawiać, jakie są szanse mistrzów Polski na zajęcie jednego z dwóch pierwszych miejsc i awans do 1/16 finału. Tabele grup sprzed roku mówią wyraźnie - do pewnego awansu potrzeba 9 pkt. Lechici są więc jeszcze daleko.

Ten byłby sensacją nie tylko ze względu na markę i siłę Juventusu i City. Trzeba pamiętać, że choć w Turynie Lech prowadził 2:0, to punkt uratował w ostatnich sekundach. Z mistrzami Austrii nie zagrał porywająco, do strzelenia bramki przez Manuela Arboledę tuż po przerwie to raczej goście mieli inicjatywę. Podobnie było aż do 80. min i gola na 2:0 Sławomira Peszki. - Piłka to nie jest jazda figurowa, tu się nie przyznaje ocen za ładną jazdę, za aksle, toe-loopy, tylko za to, co wpadnie do siatki. Strzeliliśmy dwie bramki i wygraliśmy mecz - mówił nieco oburzony Zieliński.

Jeśli więc pod względem sportowym Lechowi nie udało się jeszcze dorównać stawce, doścignął ją swoim nowym stadionem. Pełne trybuny z 41 tys. ludzi to ponad 2 mln zł tylko ze sprzedaży biletów. Wiceprezes klubu Arkadiusz Kasprzak twierdzi, że start w LE powiększy budżet klubu o jedną czwartą, czyli o ok. 14 mln zł.

Z pieniędzmi na poziomie europejskich średniaków poznaniakom powinno być łatwiej o sukcesy, bo uzbierali sobie całkiem przyzwoity współczynnik UEFA, który decyduje o rozstawieniu przed losowaniem rund eliminacyjnych. Po wygranej nad Salzburgiem ranking Lecha to 14,333 pkt. W tym sezonie taki współczynnik dałby mu rozstawienie w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów (teraz był dolosowywany do Sparty Praga), a także rozstawienie w ostatniej fazie eliminacji do Ligi Europejskiej. Inne polskie kluby o takim komforcie mogą pomarzyć.

Nikt w Poznaniu nie miałby nic przeciwko, gdyby Lech poszedł w ślady FC Kopenhaga, który rok temu okrzepł w Lidze Europejskiej, wyszedł wówczas z grupy (zdobył 10 pkt), a dziś jest jedną z rewelacji Champions League.

Więcej o:
Copyright © Agora SA