Siatkówka. Skoki po regulaminowej drabince. Czy na MŚ ktoś przegra z premedytacją?

Regulamin turnieju wywołuje ogromne kontrowersje. Nie podoba się nikomu, choć dzięki niemu np. Polakom wystarczyło pokonać Kanadę, by praktycznie zagwarantować sobie awans do drugiej rundy.

Z włoskiego mundialu w ogóle nie tak łatwo odpaść. W pierwszej rundzie z czterozespołowych grup wyjdą po trzy najsilniejsze, w drugiej rundzie z trzyzespołowych grup wyjdą po dwie najsilniejsze. Dopiero trzecia runda premiuje awansem do półfinałów tylko zwycięzców grup - znów trzyzespołowych. Co więcej, po każdej fazie dotychczasowy dorobek punktowy się likwiduje, wszyscy zaczynają rywalizację od zera. A wyższej pozycji w grupie regulamin nie wynagradza teoretycznie słabszymi rywalami w następnych meczach. Przeciwnie, przegrywanie się często opłaca, bo pozwala uniknąć faworytów. Wszystko przez oryginalne rozstawienie, dzięki któremu Włosi rozpoczynają walkę od przyjemnej egzotyki: Japonii, Iranu i Egiptu. Jeśli okażą się w tej stawce najlepsi, następna runda też zapowiada się stosunkowo komfortowo. I każdy, kto podąży za nimi, wjedzie na autostradę do strefy medalowej.

Inaczej mówiąc, przez połowę turnieju można skakać byle jak - przegrać aż cztery z siedmiu meczów - i awansować do półfinału, a później wziąć złoto. Albo odwrotnie - wygrywać wszystko, by pojedynczą, odosobnioną wpadką zniweczyć cały wysiłek.

System krytykują wszyscy z wyjątkiem uprzywilejowanych gospodarzy, więc działacze FIVB nie tyle nawet ukrywają niewygodne opinie, lecz wymyślają takie, których nikt nie wypowiedział. W biuletynie rozsyłanym dziennikarzom informują, że formuła rozgrywek podoba się trenerowi Niemiec, choć Raul Lozano jest jej zajadłym wrogiem. I mówił o tym publicznie.

W Trieście często wybuchają dyskusje, kto się komu podłoży - ewentualnie nie zmartwi porażką - i dlaczego. Daniel Castellani nazywa absurdalnym turniej, który nagradza przegranych.

- Ja nigdy nie powiem drużynie, żeby oddała mecz, choć w razie jakichkolwiek kłopotów ze zdrowiem, choćby niewielkich, dotkniętego nimi gracza nie wystawię. W trakcie mojej kariery nie zdarzyło się, by trener namawiał mnie do porażki i np. wyrzucenia dzięki niej groźnego konkurenta z zawodów. Ale wiem, że inni na takie pomysły wpadali. I wiem, że nikomu się to nie opłaciło, później przychodziły klęski niechciane. Co logiczne, symulowanie gry tak bardzo przeczy duchowi sportu, że musi wywołać niszczący efekt - mówi selekcjoner Polaków.

Wtóruje mu atakujący Piotr Gruszka. - Planujemy i chcemy wygrywać każdy mecz, tak jak na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy. Niech kombinują słabi. Jeśli chcesz kogoś uniknąć, to znaczy, że się go boisz i brakuje ci klasy. My jesteśmy mocni. Nie zamierzamy przed nikim uciekać.

 

Waleczni Serbowie - najtrudniejszy grupowy rywal Polaków w analizie Mazura

 

Początek kombinacji? Dziwny mecz Serbów

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.