Król Tomasz Pierwszy

Maj 2003 r. Dziennikarz bydgoskiego oddziału "Gazety Wyborczej" pyta Tomasza Golloba: - Będziesz jeszcze żużlowym mistrzem świata? Gollob odpowiada: - A czy ty zostaniesz prezydentem?

Maciej Łopatto prezydentem nie został. Gollob od soboty jest mistrzem świata. Po ponad 20 latach kariery, wypadkach, konfliktach z rywalami, wizytach w prokuraturze, stracie kawałka palca i wstrząsach mózgu, których już nie liczy.

Jason Crump, dotychczasowy żużlowy mistrz świata: - Nie znam żadnego żużlowca - a nawet chyba sportowca - który tak długo i tak cierpliwie dążyłby do zdobycia mistrzostwa. Dziwne, że nikt w Polsce jeszcze nie nakręcił o nim filmu.

Leszek Blanik, mistrz olimpijski w gimnastyce sportowej: - Co tu wiele mówić: podziwiam Golloba.

Tomasz Lis, dziennikarz telewizyjny: - Do żużlowców, ze względu na specyfikę tego sportu i potrzebną do niego odwagę, w ogóle trzeba mieć duży szacunek. A dla Golloba szczególny. Niesamowity charakter.

Zbigniew Boniek, legenda piłki nożnej: - Gdzie tylko byłem i komu mogłem, opowiadałem zawsze o Gollobie. Niezłomny.

Gollob - skazaniec

"Fachowcy twierdzą, że mama naszego świetnego żużlowca, pani Czesława Gollob, miała ciężki poród... Ponoć Tomasz urodził się od razu z motocyklem" - tak w grudniu 2001 roku Jerzy Matuszak, spiker charytatywnego turnieju żużlowego na bydgoskim lodowisku, zapowiedział wejście Golloba.

Żart jest symboliczny. 39-letni dziś Gollob przez ponad połowę życia był niczym skazany na żużel.

Bydgoski Londynek to nie jest dzielnica, gdzie dorasta się w cieplarnianych warunkach. Stare domy, koszary przekształcone w mieszkania dla niezamożnych, zła sława w mieście. Tam Tomek uczył się być twardzielem. Kiedy już Londynek opuścił, charakteru nie zmienił. Bijatyki, konflikty, walka o swoje stały się czymś naturalnym.

Tak jak naturalny stał się sport: od piłki nożnej, przez pływanie, po motocross. Gollob z bratem Jackiem chwytali się wszystkiego. Fascynacja motoryzacją wygrała z nauką. Skończyli wtedy edukację na podstawówce.

Później Jacek żartował, że ma wykształcenie wyższe. Wyższe żużlowe. Tomasz w ogóle o nauce mówić nie chciał. Był rok w zawodówce, rok w liceum. Aż zajął się na dobre żużlem. Niemal dwadzieścia lat później przyzna się w "Gazecie Pomorskiej", że zdarza mu się nawet śnić o motocyklach. Kiedy się obudzi, pędzi do warsztatu spisać pomysły ze snu.

Bydgoszczanin znający - jak to określa - klan Gollobów: - Nie byłoby Tomka bez ojca. Trzymał go krótką ręką, był kontrowersyjny, ale skuteczny. Władek robił wszystko: od organizowania wyjazdów, przez zajmowanie się sprzętem, dawanie rad, opierdalanie. Tomek i Jacek mieli tylko uczyć się jeździć. Nic więcej.

W Bydgoszczy do dziś wspominana jest jedna z konferencji prasowych, na których Władysław Gollob wskazał na swojego syna i stwierdził, że to przyszły mistrz świata. Dziś wspomina: - Patrzyli na mnie jak na kosmitę.

Ojciec wierzył, że dzięki żużlowi syn zbije fortunę. Na przełomie lat 80. i 90. żużel był sportem prowincjonalnym, półamatorskim. Dziś Gollob na kontraktach i reklamach zarabia rocznie kilka milionów złotych.

To również ojciec nauczył Golloba życiowej bezczelności - najpierw krytykowanej, a teraz ocenianej przez fachowców jako klucz do sukcesów na torze.

Gollob rozmówca

Ojciec udzielał za syna wywiadów. Kwiecień 1992. Tomasz ma 21 lat, w zakochanej w żużlu Bydgoszczy jest już gwiazdą. Kiedy dziennikarz "Gazety Wyborczej" prosi go o krótką rozmowę, ojciec pyta wprost: - Ile mi pan zapłaci za ten wywiad?

Konsternacja. Później Gollob senior dodaje: - Po co panu ten wywiad? To, że Tomek jest najlepszy, wiedzą wszyscy. Mnie nie zależy na reklamie. Jestem bardziej popularny niż prezydent Wałęsa.

Dziś Gollob godzi się na krótkie rozmowy tylko o sporcie. Prywatność chroni jak może. Znajomych też prosi, by nie opowiadali o nim za wiele. Kiedy "Przegląd Sportowy" zapytał go, czy jest za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, stwierdził, że "polityką się nie zajmuje i wypowiadać się nie będzie".

"Przegląd" zapytał więc jedynie: "Czy weźmie pan udział w czerwcowym referendum?".

"Nie należy się zbytnio odsłaniać. Nawet na ten temat nie dostanie pan odpowiedzi" - odparł Gollob.

Nie cierpi rozgłosu. Przed dekadą stwierdził, że za dziennikarzami nie przepada, bo piszą nieprawdę. Kiedy zauważył, że zainteresowanie mediów przekłada się na liczbę sponsorów coraz chętniej reklamujących się na jego strojach i czapkach, zaczął udzielać wywiadów. Lakonicznych.

1994, Vojens. Kto może przeszkodzić mu w zdobyciu medalu? - Przeciwnicy - odparł Gollob.

Czy wśród finalistów jest ktoś, kogo boi się pan szczególnie?

- Jest ich szesnastu. Nawet siebie się obawiam.

Obawa przed samym sobą stała się motywem przewodnim wypowiedzi Golloba. Trzy lata później Canal+ pytał, kogo jadąc na motocyklu, nie lubi mieć za plecami. - Samego siebie - odparł żużlowiec. Powtarzał to kilka razy.

Gollob wojownik

- Dziwny człowiek. Ma bardzo skomplikowaną psychikę, zawsze potrzebował wroga do motywacji - mówi polski żużlowiec znający Golloba od lat. - Kiedy zaczynał, musiał wszystkim udowodnić, że jest lepszy od "Dołka" [Ryszard Dołomisiewicz - gwiazda Polonii Bydgoszcz w latach 80.]. Później był konflikt z Piotrem Protasiewiczem.

I wymienia kolejne nazwiska. Z Amerykaninem Samem Ermolenko Gollob był w otwartym konflikcie. Z sześciokrotnym mistrzem świata Tony Rickardssonem omal się nie pobił w trakcie zawodów. Australijczyk Craig Boyce w 1995 r. po jednym z biegów podszedł do Golloba i ciosem prosto w kask - godnym mistrzów boksu - zrzucił go z motocykla.

Przez lata Polak był postrzegany jak intruz, który chce się wbić w poukładany światek żużla, gdzie od lat wszystko co najlepsze zarezerwowane było dla Duńczyków, Szwedów, Anglików i czasami Amerykanów. Mówił wtedy o wrogiej koalicji.

Boniek wiele razy jeździł z Gollobem na turnieje GP. - Przez to, że jest Polakiem, na początku był traktowany jako człowiek drugiej kategorii. Miał problemy, ale nie wynikało to z jego winy, tylko tych, którzy nie chcieli go zaakceptować. Człowiek, który przy cyklu GP jest od lat: - Nie było żadnej koalicji przeciwko niemu. Po prostu Gollob nie jest typem człowieka, który będzie się bawił. Po turniejach zawodnicy chodzili na małe spotkania towarzyskie. Jego nigdy na nich nie było.

Nie było, bo Gollob stroni od alkoholu.

Gollob awanturnik

W 1992 r. 21-letni Gollob nie zgadza się na warunki finansowe proponowane kadrowiczom. Pisze do Polskiego Związku Motorowego: "Tak długo, jak będzie trwać obecnie realizowana polityka promocji wyników reprezentacji kraju, tzn. pokazywania kawałka ścierwa na długim kiju umocowanym na karku zawodnika w postaci 50 milionów złotych, tak długo miejsca dla mnie w reprezentacji Polski nie będzie".

Zdanie zmienia szybko. Charakter pozostaje taki sam.Co jakiś czas raptus wywołuje skandal. Rok 1995. Po finale indywidualnych mistrzostw Polski kierownik parku maszyn Jerzy Lipiński pisze do Głównej Komisji Sportu Żużlowego: "Po 20. biegu zawodnik Tomasz Gollob rozbił szybę swojego boksu w parku maszyn. Wartość szyby ok. 400 zł. Po zjechaniu zawodnika Piotra Śwista Władysław Gollob, gratulując mu drugiego miejsca, pokazał palec w górę (fuck off). Zawodnik Świst po przybyciu do parku maszyn, "przyjmując gratulacje" od Jacka Golloba, który też pokazał mu "palec", zachował się spokojnie. Ale zareagował mechanik Śwista ( ). Doszło do szarpaniny ( ). Tomasz Gollob, zjeżdżając z toru i widząc to zamieszanie w boksie, skoczył do mnie z pięściami, przewracając mnie na ziemię".

Rok 2004. Kiedy w meczu ligowym torunianin Tomasz Bajerski przewraca w trakcie wyścigu jego brata, Tomasz Gollob wybiega z parkingu i uderza rywala dwa razy. Podobno taśma z nagraniem zrobiona przez tarnowską kablówkę zniknęła wraz z tym, jak żużlowiec został pozwany do sądu. Bajerski miał dowód: podbite oko. Pozował fotoreporterom, a od kolegów żużlowców dostał żartobliwy prezent - bokserskie rękawice do obrony przez Gollobem. - To, co on robi, to chamstwo, którego nie powinno być na torach żużlowych - mówił Bajerski. - Żadnej bijatyki nie było, to wymysł dziennikarzy - odpowiadał Gollob.

Dziś powstrzymuje się już od okazywania emocji. Ale tylko tych negatywnych. Kiedy w czerwcu w imponującym stylu wygrał w Toruniu turniej Grand Prix, w wyraźnej euforii najpierw wbrew zaleceniom organizatorów przestał mówić łamaną angielszczyzną i przeszedł na polski. Chwilę później spontanicznie obiecał, że dla kibiców zdobędzie w tym roku mistrzostwo świata.

Jeden z rywali Golloba: - Mam wrażenie, że dopiero teraz się zmienił, że już nie potrzebuje wrogów, by go "nakręcali".

Nerwów już nie okazuje - nawet wtedy, gdy w brukowcach pojawiają się historie o jego życiu rodzinnym: oskarżenia żony, która twierdzi, że była zmuszana do podpisywania kredytów, córka opowiadająca, iż nienawidzi ojca.

Dwanaście lat temu Tomasz ożenił się z Brygidą, został ojcem. Żona dostała od niego luksusowego mercedesa, rodzina jeździła na egzotyczne wycieczki. Kiedy zapytano go, co wywołało jego pierwszą świadomą, dorosłą łzę powiedział: - Narodziny córeczki Wiktorii.

Córka i żona dziś są gwiazdami brukowców. - Zobaczyłem, jak na jej zarzuty odpowiada Gollob: spokojnie, bez emocji, jakby był z żelaza. Pomyślałem: cholera, znam tego faceta od lat i nigdy bym się nie spodziewał, że kiedyś będzie jak Dalajlama - mówi człowiek, który z torów żużlowych zna go od kilkunastu lat. Gollob w "Gazecie Pomorskiej" kiedyś powiedział: - Wściekam się i wszystko się we mnie gotuje, choć nie zawsze to widać. Po angielsku nauczyłem się nie nosić serca na talerzu.

Gollob społecznik

"Dar Tomasza Golloba" - taki napis na sprezentowanym mu fiacie cinquecento zrobił jeden z bydgoskich kibiców. Dostał od żużlowca samochód, by mógł oglądać więcej meczów ligowych. Takich napisów Gollob zostawił po sobie więcej.

Ma drugą twarz: społecznika, altruisty, gwiazdy spotkań charytatywnych. To twarz nieznana, z premedytacją ukryta i nieeksponowana.

W spocie radiowym przestrzega przed szybką jazdą: "Zachowaj rozwagę. Ulica to nie ring" - mówi spokojnie, choć sam szybkość uwielbia. Na niemieckiej autostradzie swoim bmw pędził 300 km na godz., a trasę z Bydgoszczy - tam mieszka - do swojego klubu w Gorzowie przejeżdża w dwie godziny. Z policjantami - choć go rozpoznają - nie negocjuje. Przyjmuje mandaty, ma punkty karne. Nie chce wykorzystywać popularności.

Woli inaczej. Miał już kampanię reklamową, w której odżegnywał od picia alkoholu ("Nie upijam się" - podkreśla w spocie).

Na pieniądze nie zwraca już uwagi jak kiedyś. Gdy otrzymał nowy motocykl - wart jest kilkadziesiąt tysięćy złotych - oddał go na licytację, a dzięki temu w sierpniu do Bogatyni przekazano specjalne osuszacze do zawilgoconych po powodzi budynków. Sprawa przeszła bez echa.

Tak jak ta z lipca, gdy na swój koszt wysłał szesnaścioro wychowanków bydgoskiego domu dziecka na wakacje do Szwecji.

Gollob zwycięzca

Najbardziej charakterystyczną cechą Golloba - jeszcze w dzieciństwie - był upór. Kiedy próbował jeździć na rowerze, to do upadłego. Kiedy wydoroślał, też upadał. I za każdym razem uparcie wstawał.

Uwielbia być pierwszy. Samochód ozdobił charakterystyczną rejestracją złożoną z pięciu jedynek. Jeśli jest drugi, to oznacza, że przegrał.

Boniek: - To doskonała cecha charakteru, bo Tomasz łączy ją z tym, że choć uwielbia zwyciężać, a nienawidzi porażek, to jeszcze potrafi się z nimi godzić. Nie można w sporcie wygrywać, jeśli brak pewności siebie.

Z tą Gollob problemów nie miał nigdy. Jako 26-latek mówił dla Canal+: - Moim idolem w dzieciństwie był Boniek. Znamy się, to porządny jegomość. Kto wie, czy bym nie pobił jego rekordów.

Boniek dziś odpowiada: - Może, może? Widzę go w systemie 4-2-3-1 na lewej stronie boiska, byłby świetny. Podejrzewam, że za cokolwiek by się Tomek zabrał, jego determinacja doprowadziłaby go do sukcesu.

Przez tę determinację stracił kawałek palca.

W 1999 r. był - podobnie jak w tym - krok od złota w Grand Prix. Miał cztery punkty przewagi nad Rickardssonem. Przed turniejem w Vojens wystartował w zawodach w Polsce. Wtedy jego wypadek został uznany za jeden z najbardziej koszmarnych w historii krajowego żużla.

Najpierw, pędząc, zahaczył o motocykl jednego z rywali, później wpadł prosto na kolejnego. Wypadł z motocykla niczym z katapulty, przeleciał nad ogrodzeniem i wpadł prosto na słup, na którym zamontowana była sygnalizacja alarmowa.

Kiedy został odwieziony na chirurgię, nie stwierdzono ani złamań, ani urazów wewnętrznych. Lekarze musieli jedynie odciąć mu opuszek palca. Miał wstrząśnienie mózgu. - Spokojnie, kontaktuję - mówił do dziennikarzy czekających przed jego salą. Ale żona mówiła wprost: - Nie zgadzam się, by walczył w Vojens.

Tłumaczyła, że Gollob ma zaniki pamięci, że walka - nawet o mistrzostwo - to zbyt wielkie ryzyko po wstrząśnieniu mózgu.

Sytuacja przed turniejem w Vojens była prosta: gdyby Gollob nie wystartował w ogóle, spadłby na trzecie miejsce. Choćby jeden wyścig i ostatnie miejsce w zawodach oznaczałoby pięć skromnych punktów zapewniających srebro. Ale Gollob chciał złota - nawet ryzykując, wbrew opiniom lekarzy i żony, w Vojens wystartował. - Jest nie do zdarcia - mówił wtedy jego brat Jacek, który też odradzał mu występ.

Wyczerpany Gollob nie miał szans na walkę z Rickardssonem. Później przyznał, że jeszcze przed zawodami wiedział, że nie jest w stanie zdobyć złota. - Widocznie tak musiało być. Może dlatego, żeby za rok czy kilka lat było lepiej? Może za łatwo byłoby mieć teraz ten tytuł? - mówił w wywiadzie dla "Gazety".

Analizował: - To refleksja na przyszłość, że przed decydującymi zawodami Grand Prix trzeba będzie rozstrzygać, czy jechać na dobre zawody i w ten sposób przygotowywać się do GP, czy jeździć we wszystkich zawodach, gdzie takie cuda się dzieją.

Kiedy przed tygodniem w Zielonej Górze rozgrywano finał indywidualnych mistrzostw Polski, Gollob zrezygnował ze złotego medalu. Oficjalnie nie przyjechał ze względu na zatrucie pokarmowe. Wprost zrezygnować nie mógł: wtedy związek musiałby go zawiesić. Wtedy start w GP byłby niemożliwy.

Kiedy ktoś teraz dzwoni na komórkę Tomasza Golloba, słychać dźwięk hitu "I believe I can fly" - "Wierzę, że mogę latać".

Wszystko o żużlu - znajdziesz na Sport.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.