Siatkówka. Liga Światowa. Polacy na mękach z Argentyną

Po trudnych meczach biało-czerwoni wygrali dwa razy z Argentyną po 3:1, zachowując szansę na awans do turnieju finałowego Ligi Światowej

Po serii spotkań wyjazdowych po raz pierwszy rywalizowali w Polsce, we wrocławskiej Hali Stulecia. - Argentyna bez wątpienia zagrała najlepszy mecz w tej edycji Ligi Światowej, dlatego z tego zwycięstwa trzeba się cieszyć. Najważniejsze, że nie zawiodła nas dziś koncentracja - przyznał po pierwszym meczu selekcjoner naszej kadry Daniel Castellani.

W sobotę jedynie w pierwszym secie Polacy od początku kontrolowali przebieg wydarzeń, a w końcówce partii dwoma efektownymi asami popisał się Patryk Czarnowski. Później nie było już tak łatwo. Drugiego seta Argentyńczycy wygrali na przewagi, prowadząc od połowy seta trzema punktami. Rywale imponowali zwłaszcza mocną i skuteczną zagrywką. - Tą zagrywką napsuli nam sporo krwi - przyznawał rozgrywający Paweł Zagumny. - Powiem szczerze, że pierwszy raz widziałem w akcji Argentyńczyków i zaimponowali mi także organizacją gry. To dzięki niej losy meczu do końca były sprawą otwartą.

Castellani pozostawił na ławce rezerwowych Bąkiewicza, Zagumnego, Wlazłego i Plińskiego, ale trzej ostatni pojawiali się na parkiecie w najbardziej newralgicznych momentach. Tak było w końcówce trzeciego seta, gdy przy stanie 25:25 Mariusz Wlazły najpierw popisał się potężnym atakiem, a chwilę później posłał na połowę rywali kapitalnego asa serwisowego. - W kadrze mam taką sytuację, że do mojej dyspozycji pozostaje wielu bardzo dobrych siatkarzy - mówił Daniel Castellani. - Trudno jest zestawić wyjściową szóstkę, ale ta, która wyszła dziś na parkiet, była optymalna. Zagumny, Wlazły i Pliński nie są jeszcze w pełni zdrowi. Nie mogli dziś zagrać całego spotkania.

Czwarty set to znów zacięta walka, ale tym razem końcówka była wyraźnie pod dyktando Polaków. - Polacy lepiej rozegrali końcówki trzeciego i czwartego seta, to zdecydowało o naszej porażce - zaznaczył trener Argentyny Javier Weber.

Kilka niezłych momentów miał w sobotę najmłodszy w polskiej ekipie Karol Kłos, który przed rokiem debiutował we Wrocławiu w meczach Ligi Światowej z Wenezuelą. - Ten chłopak przed rokiem grał mało, ale teraz odważniej na niego stawiam i muszę powiedzieć, że przez ostatnie sześć tygodni poczynił wielkie postępy - komplementował go Castellani. - Zresztą w mojej drużynie jest kilku innych chłopaków w wieku 22 i 23 lat i nawet gdybyśmy przegrali jakiś mecz, oni będą zyskiwać bezcenne doświadczenie. Dlatego będą dostawali kolejne szanse.

Hala Stulecia wypełniła się w sobotę do ostatniego miejsca. Na szczęście kibice z trąbkami byli w przygniatającej mniejszości. Przypomnijmy bowiem, że organizatorzy obawiali się, że znajdzie się spora grupa fanów naszej drużyny z trąbkami na wzór afrykańskich wuwuzeli. Wówczas koszmar będący udziałem piłkarzy na mistrzostwach w RPA powtórzyłby się we wrocławskiej Hali Stulecia. Na szczęście tak się nie stało. - Hala Stulecia to obiekt bardzo akustyczny, dlatego wystarczy, że na trybunach pojawi się około tysiąca kibiców z trąbkami, i siatkarze będą przeżywać koszmar. W takich warunkach nie sposób się skoncentrować, nie mówiąc o wymienianiu uwag podczas gry - przestrzegali szefowie PZPS popierani przez siatkarzy.

W niedzielnym rewanżu to Argentyńczycy rozpoczęli od prowadzenia w setach. Polakom znów szło jak po grudzie, ale w kolejnych setach potwierdzili aspiracje nawet do pierwszego miejsca w grupie.

WYNIKI:

Polska - Argentyna 3:1 (25:19, 26:28, 27:25, 25:22) i Polska - Argentyna 3:1 (22:25, 25:17, 25:20,

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.