Mark Webber: Ale nigdy nie startowałem jako motocyklista. Mój ojciec miał salon sprzedaży motocykli i sponsorował kilku chłopaków w ich startach. Mnie nigdy na to nie pozwolił. Nie chciał, abym wracał do domu z połamanymi kośćmi!
- Tak. Ojciec nie miał z gokartami żadnego problemu. Uznał, że jest to bezpieczniejsze niż jazda na motocyklu.
- Karting wychowuje młodego człowieka w kierunku wyścigów. Dzięki kartingowi kierowca nabywa podstawowych umiejętności i wiedzy niezbędnej w tym rodzaju ścigania się: czystym i surowym.
- W czasie kiedy ja wkraczałem do Formuły 1, dobrze przetartą i sprawdzoną drogą był właśnie karting i starty w niższych klasach, takich jak np. Formuła Ford. Więc przyjechałem do Europy i przedostawałem się coraz wyżej, przez te niższe klasy, aż dotarłem do F1. Była to bardzo długa i wyboista droga, która nauczyła mnie bardzo dużo.
- Wydałem wszystkie pieniądze w brytyjskiej Formule 3 w 1997 roku. Wtedy David, który pochodzi z tego samego miasta co ja, pożyczył mi od ręki 52 tys. funtów, dzięki czemu mogłem dalej startować.
- Oczywiście, nocowanie z rodziną i przyjaciółmi w hotelach i kempingach nie było zbyt trudne. Był to pakiet - musieliśmy między innymi i to zrobić, aby dotrzeć do celu, czyli do Formuły 1. Mam bardzo ciepłe wspomnienia z tamtych dni. Ale w pewnym momencie przyszedł czas na profesjonalizm.
Zawodowym kierowcą zostałem, muszę chyba użyć zwrotu "po raz pierwszy" w 1998 roku, kiedy podpisałem kontrakt z Mercedesem. Miałem wystartować w wyścigu klasy GT. Po podpisaniu umowy po raz pierwszy w życiu nie musiałem szukać pieniędzy, składać budżetu, aby wziąć udział w wyścigu.
Ale po rozstaniu z Mercedesem w 1999 roku w związku z dyskusjami o wypadkach w Le Mans (Webber dwukrotnie rozbił samochód przed głównym wyścigiem) znów było krucho. Musiałem znów szukać pieniędzy, jeśli chciałem kontynuować ściganie się. Miałem jednak szczęście natknąć się na Paula Stoddarta, rodaka, który był sponsorem zespołu F1 Jordan Grand Prix, ale również wystawiał własny zespół w klasie F3000. Po prostu Eddie Jordan przedstawił mnie Paulowi, a Paul skorzystał z szansy zatrudnienia w swoim zespole Australijczyka. Nie musiałem płacić za wyścigi, ale też nie otrzymywałem za nie honorarium. To się zmieniło w 2001, kiedy wybrano mnie na kierowcę testowego w zespole Benetton F1 i jednocześnie startowałem w teamie Super Nova w F3000. Znów zostałem kierowcą zawodowym.
- Po prostu aż do zeszłego roku nie dysponowałem samochodem, który był w stanie wygrywać. Kiedy ścigałem się dla Jaguara, był to zespół środka stawki. Czas spędzony w Williamsie też był trudny - ze względu na awaryjność bolidu. Kiedy dołączyłem do Red Bulla, to też był zespół środka stawki. Tyle że błyskawicznie się rozwijał. Być częścią tak prężnie rozwijającego się zespołu - dzięki technicznemu geniuszowi Adriana Neweya - to wspaniałe uczucie. Teraz mam samochód, który pozwala mi wygrywać, i to się dzieje.
- Wygrać po raz pierwszy było wspaniałym uczuciem - pomogło zrzucić ciężki worek z pleców. Ale presja pozostaje. Po prostu człowiek zawsze chce wykonać coś najlepiej, jak się tylko da. I po pierwszym zwycięstwie kierowca chce drugiego.
Zwycięstwa z Barcelony i Monako były wielkie, ale do końca sezonu i ostatecznego sukcesu droga jest bardzo daleka. Dlatego moim sposobem jest skoncentrowanie się na każdym kolejnym wyścigu i nierozpraszanie uwagi przez spoglądanie na klasyfikację.
- Pierwsze zwycięstwo jest wyjątkowe. Ale drugie jest też bardzo ważne. Ani pierwszego, ani drugiego nikt mi nie podarował. W kwalifikacjach pojechałem dobrze i później w wyścigu. Każdy chce w Formule 1 wygrać, po to tu jesteśmy. Jeśli ktoś myśli inaczej, nie powinien być kierowcą w F1.
- Robert jest dobrym kierowcą i ma w Renault bardzo dobry sezon. Pojawił się w Formule 1 po przejściu twardej szkoły w niższych klasach. Musiał udowodnić klasę sobie i innym na każdym poziomie. Dlatego teraz jest tak twardym rywalem. Gołąbki nie wpadały mu same do gąbki.
- W tym roku szefują GPDA Sebastian Vettel i Felipe Massa. GPDA pracuje ciężko w imieniu kierowców, aby niektóre aspekty wyścigów były tak bezpieczne jak to tylko możliwe. Kiedy Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) wprowadza nowe przepisy, aby ciąć koszty -jak te, o których mówicie i inne - jesteśmy dzięki GPDA pewni, że robią to w ostrożny, przemyślany sposób, aby nie zrobić z wyścigów sportu jeszcze bardziej niebezpiecznego. GPDA reprezentuje kierowców w każdej sprawie Formuły 1, która ich dotyczy.
- Incydent z Turcji został wyjaśniony w zespole. Teraz spoglądamy w przyszłość, koncentrujemy się na następnych wyścigach. Atmosfera w zespole jest bardzo dobra, razem czujemy się świetnie, i to jest jedna z mocnych stron zespołu Red Bull. Jesteśmy kierowcami wyścigowymi i będziemy nadal walczyć między sobą, mając do siebie zdrowy szacunek.
- 2007 rok był bardzo dawno temu. Sebastian rozwinął się jako kierowca, ma więcej doświadczenia i jest bardzo dobry. Kierowcą, który zasłuży na tytuł mistrza świata, będzie ten, który zgromadzi najwięcej punktów. Musimy zaczekać, aby zobaczyć, kto najbardziej zasłuży!
- Samochody, którymi jeździmy, są oczywiście takie same. Czasem zdarza się, że kierowca znajdzie ustawienia bolidu, z którymi się czuje lepiej, niż ten drugi kierowca. I na odwrót.
Widzieliśmy w tym roku weekendy Grand Prix, gdy Sebastian był szybszy, a innym razem to byłem ja. Obaj jesteśmy bardzo zmotywowani, aby wykonywać robotę jak najlepiej. Oczywiście nikt nie lubi, gdy jego kolega z zespołu jest szybszy, ale to tylko napędza do jazdy jeszcze szybciej.
- Byli oni tak bardzo różni, że trudno jest porównywać. Każdy z nich miał swoje zalety i wady jako kierowca.
- Nie zwykłem koncentrować się zbytnio na koledze po drugiej stronie garażu. Ja koncentruję się na swojej robocie.
- Trzeba by zapytać Adriana Neweya. Adrian jest błyskotliwym projektantem, który pracował nad zeszłorocznym bolidem i najnowszym. Rzeczywiście dał nam obu wspaniałe samochody.
- Nie, to nie jest zabronione. Ciągle jeżdżę na rowerze. To jest częścią mojego programu sprawnościowego. Jeżdżę najczęściej na góralu, ale lubię też pojechać gdzieś na szosowym rowerze.
- To niesamowite, że od tego zdarzenia minęło zaledwie 18 miesięcy. Od wypadku byłem całkowicie skoncentrowany na powrocie do F1. Red Bull dał mi bardzo napięty program, co jest całkiem fair no i zupełnie zrozumiałe, jako że chcieli mieć swojego kierowcę z powrotem na torze. Mój trener był niebywały, zadawał mi bardzo agresywne ciężkie ćwiczenia, bo obaj wiedzieliśmy, że mamy bardzo mało czasu. Były chwile całkowitej frustracji, kiedy widziałem, gdy Jenson Button (w chwilach wolnych biegacz maratończyk i triatlonista) przebiega koło naszego garażu, a ja nie mogłem pobiegać z nim. Tak było półtora roku temu. Teraz jestem w pełni sprawny.
- Formuła 1 jest wystarczająco szalonym sportem, ale widok człowieka przebiegającego w poprzek toru to coś niesamowitego. Myślę, że jako pierwszy minąłem go. Moment wcześniej sądziłem, że jest to coś, co trafiło na tor przypadkiem, zdmuchnięte przez wiatr - flaga, kawałek materiału. Tak to wyglądało ze względu na jaskrawe kolory. Ale szybko sobie uświadomiłem, że jest to istota ludzka. Zdarzyło się to przy olbrzymiej prędkości, ale jakimś cudem miałem szansę ominąć go. Myślałem potem o konsekwencjach, przede wszystkim o tych wszystkich biednych ludziach na trybunach, którzy przyszli oglądać wyścig, a byliby świadkami czegoś okropnego i tragicznego. Oczywiście skutki byłyby tragiczne również dla jednego z nas, kierowców. Nie, nigdy nie zdarzyło mi się przeżyć czegoś równie szalonego - dzięki Bogu.
- Myślę, że to było bardzo odważne. Dobra rzecz, powiedziałbym. Zresztą trudno polemizować z siedmioma tytułami mistrza świata. Ale ja sam nigdy bym się na coś takiego nie zdecydował. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jest tak dużo innych rzeczy do zrobienia.
- Kto wie! Patrzę przed siebie z ciekawością, co życie mi przyniesie. Zdobyć tytuł mistrza świata - brzmi fantastycznie, ale w życiu jest wiele do przeżycia. Niekoniecznie sportowych, choć z profesjonalnym sportem jestem związany od wielu lat. Zetknąłem się z nim po raz pierwszy, gdy podawałem piłki na meczach rugbystów Canberra Raiders. Jako chłopiec uprawiałem mnóstwo sportów - w Australii każdy dzieciak jest do tego bardzo zachęcany. W szkole grałem w rugby, ale nigdy nie zamierzałem traktować tego sportu jako życiowego wyzwania, związać się z rugby na poważnie. Ale na pewno chciałbym mieć swój własny zespół motocyklowy.
- Oczywiście, czas rozstania się kierowcy Marka Webbera z Formułą 1 przyjdzie z pewnością, ale czy chciałbym być w niej w jakiejś innej roli? Nie jestem pewny. Oczywiście, razem z Christianem Hornerem wystawiamy zespół w GP3, co jest pierwszym stopniem wtajemniczenia w menedżerstwo wyścigowe. Ale wcale nie jestem pewien, czy chciałbym dojść w tym aż tak daleko - do F1.
Bo to złe opony były - Kubica po Montrealu ?