Śląsk Tarasiewicza: Winni wszyscy inni

Zagrożenie degradacją piłkarskiego Śląska jest totalną kompromitacją i sportowym krachem drużyny. Właściciele klubu Rafał Dutkiewicz i Zygmunt Solorz szybko powinni odpowiedzieć na kluczowe pytanie: czy stworzenie silnego Śląska z tym trenerem i piłkarzami jest realne? - pisze dziennikarz wrocławskiego dodatku "Gazety Wyborczej" Artur Brzozowski.

- Nie boję się powiedzieć głośno, że Śląsk jest zagrożony - wyznał po porażce z Lechem Poznań Ryszard Tarasiewicz. A jego piłkarze zapewniali, że będą walczyć do końca.

Po co trener podkreśla, że walka o ligowy byt go nie przeraża? On i zawodnicy przedstawiają się jako bohaterowie, którzy uratują ligę dla Wrocławia, a przecież to odwracanie uwagi od najistotniejszego problemu Śląska. Od tego, że już zagrożenie spadkiem jest totalną kompromitacją.

Tarasiewicz chciał pełnej władzy jako trener-menedżer. I ją otrzymał. Podkreślał, że nie potrzebuje dyrektora sportowego ani menedżera, który pomagałby w budowaniu silnego Śląska. O wszystkim decydował sam. Sprowadzał piłkarzy, których sobie wybrał. A ci grali tak, jak zostali przez Tarasiewicza przygotowani. Na miarę 11. miejsca w tabeli, z czteropunktową przewagą nad strefą spadkową.

Trener zawiódł tym bardziej, że pracuje w klubie stabilnym organizacyjnie i finansowo. Pracuje od 2004 roku, poza sezonem spędzonym w Jagiellonii Białystok. Pracuje w komfortowych warunkach - szefowie go publicznie nie krytykują, nie stawiają nierealnych celów, nie wywierają presji.

Kto zatem był winny serii 11 meczów bez wygranej? Wyjaśnił sam Tarasiewicz: "tendencyjni i mylący się sędziowie, nadzwyczajna dyspozycja rywala właśnie w meczu ze Śląskiem, brak szczęścia, niewytłumaczalna niemoc piłkarzy czy wreszcie zbyt duża presja kibiców". Na koniec dostało się jeszcze dziennikarzom.

Do siebie szkoleniowiec zastrzeżeń nie miał. Może poza jednym incydentem - po kolejnym nieudanym spotkaniu zdenerwował się i powiedział: "Nie pozwolę na to, żeby być workiem treningowym na sali bokserskiej. Za bardzo przyzwyczaiłem ludzi do tego, że można zrobić dobry wynik małym nakładem finansowym. To był błąd".

Tyle że Śląsk nie należy do ligowych biedaków. Sebastian Mila kosztował około 1,2 mln zł, Vuk Sotirović - 600 tys. zł, Mariusz Pawelec - 500 tys. zł. Kilkaset tysięcy wyłożono również za Piotra Ćwielonga czy Jarosława Fojuta. To są kwoty znacznie wyższe od wydatków naprawdę biednej Polonii Bytom, która w tabeli plasuje się wyżej. Dlaczego Ruch - sprowadzający piłkarzy praktycznie za darmo i wystawiający wychowanków - walczy o europejskie puchary, a Śląsk broni się przed spadkiem?

Piłkarska rzeczywistość Wrocławia jest szara i smutna. Śląsk jako jedyny w lidze w tym roku nie wygrał i jako jedyny - to już w całym sezonie - nie zwyciężył na wyjeździe. Zniechęceni kibice stopniowo rezygnują z chodzenia na mecze. Inni, ci potencjalni widzowie, drwią z trenera i piłkarzy.

Śląsk nie ma w składzie żadnej gwiazdy ani zawodnika przyciągającego zainteresowanie selekcjonera reprezentacji. Ma za to zagranicznych rezerwowych i ambitnych miejscowych rzemieślników, dobrze pamiętających czasy rywalizacji na boiskach III ligi. Wyróżniający się na tym tle Kelemen, Mila i Celeban daleko zespołu nie pociągną.

Brakuje też perspektywicznych młodych. Inne kluby umieją wyszkolić czy wyłowić takich graczy jak Lewandowski, Sobiech, Sadlok, Małecki, Kiełb, Rybus czy Glik, w Śląsku młodych siedzących na ławce rezerwowych albo na trybunach trener nie dopuszcza do gry, aby nie spalili się psychicznie. Stawia na przeciętnych, doświadczonych wyrobników. A z nich nie powstanie mający europejskie aspiracje zespół, który za rok ma grać na 43-tysięcznym stadionie.

Nadeszła pora, aby właściciele zadali sobie pytanie: czy stworzenie silnego klubu w tym układzie personalnym jest realne? Czy Zygmunt Solorz, Rafał Dutkiewicz oraz współpracownicy są przekonani, że Śląsk Tarasiewicza to solidna marka, zmierzająca w dobrym kierunku? Jakie są przesłanki tego, że jeśli Śląsk będzie miał znacznie większy budżet, a do zespołu ściągnięci zostaną świetni piłkarze, drużyna zaistnieje w europejskich pucharach?

Przed meczem z Lechem Tarasiewicz tłumaczył w Canal+, że ma problemy ze względu na kartki i kontuzje. I dodał żartobliwie, że jest w tym trochę jego winy, gdyż chcąc wzmocnić drużynę, ciągle poszukiwał zawodników z umiejętnościami Teveza, Rooneya czy Torresa. Ale nie znalazł i stąd drobne kłopoty.

Pozostając w surrealistycznej konwencji - mogę sobie wyobrazić, że w porywie szaleństwa Solorz kupuje Tarasiewiczowi taką gwiazdę. Trudniej wyobrazić sobie, że Śląsk grałby wtedy lepiej.

Wszystkie mecze przedostatniej kolejki ekstraklasy NA ŻYWO!

Relacje minuta po minucie, prosto ze stadionów oraz multirelacja Z Czuba z aktualną sytuacją w ligowej tabeli - zapraszamy od 19 na Sport.pl

Sprawdź nas na facebook.com/Sportpl ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.