Liga Mistrzów. Wesley Sneijder, karzeł wybitnie niebarceloński

Wesley Sneijder przepycha Inter przez kolejne rundy Ligi Mistrzów. I wysłuchuje pochlebstw Mourinho, który wciąż nie może się nadziwić, że ?Real mu go podarował?. Relacja z meczu Inter Mediolan - FC Barcelona na żywo na Zczuba.pl we wtorek od 20:30. Felieton Rafała Steca.

Skoro nawyliczaliśmy się do rozpuku, jak Real za transfery przepłaca, to wypada jeszcze oddać madryckim bossom, że nędznie wychodzą też na sprzedawaniu. Za Wesleya Sneijdera przelali niegdyś Ajaksowi Amsterdam 27 mln euro, by w sierpniu wykopać go do Interu Mediolan za drobne 15 mln. I jeszcze zacierać ręce, że ktoś tyle rzucił. Trwała właśnie operacja czyszczenia klubu z kontyngentu holenderskiego, wypychanemu Sneijderowi najpierw odebrano numer na koszulce (prestiżową dziesiątkę wziął boiskowy robotnik Lass Diarra), a potem szafkę w szatni - w zwyczajnej firmie dałoby się sklecić oskarżenie o mobbing. Piłkarza chciał zatrzymać tylko Manuel Pellegrini, ale trenera na Santiago Bernabeu słucha się głównie wtedy, gdy składa zeznania po porażce.

Że interes zrobił Real lichy, wiemy bez wnikania w detale. Jeśli w detale wnikniemy, dojrzymy najgrubszą wpadkę w futbolowym biznesie minionego lata.

Zaczęło się od chmary SMS-ów. Trener José Mourinho tygodniami słał do Holendra miłosne westchnienie za westchnieniem, przysięgając, że na Sneijderze zależy mu jak na żadnym innym, że bez niego nie wyobraża sobie przyszłości Interu, że będzie im dobrze razem. Dziś już wiemy - to nie było przelotne zauroczenie, w tym trójkącie szczęśliwi są wszyscy. Sneijder znalazł towarzystwo, które go docenia. Mourinho znalazł naturalnego przywódcę, który w przeciwieństwie do niego dowodzi na murawie. Inter znalazł rozgrywającego, który dzięki swej przestrzennej wyobraźni przenosi jego ataki w inny wymiar.

Z cierpiącą na niedobór charyzmy mediolańską drużyną Mourinho zeswatał swego mentalnego brata. Sneijder niezbyt odbiegał od archetypu futbolowego wirtuoza z Holandii, który rozpyla konflikty każdym wypowiedzianym zdaniem, przy kolegach manifestuje odrębność, trenerom co pewien czas arogancko odparuje i zasugeruje, że są dyletantami. Pomarańczowy gwiazdor to, jak uczy popularna klisza, indywidualista, egocentryk, wiecznie niesubordynowany awanturnik. I Sneijder już w wieku juniorskim czuł potrzebę publicznego ogłaszania, kogo nie lubi. Zdarzało mu się nawet po strzeleniu gola wystawić środkowy palec w kierunku ławki rezerwowych - jeśli tylko uznał, że zasługuje na więcej szacunku, niż okazuje mu trener. Sam do siebie szacunku nabrał wcześnie. Ledwie zaczął wyrastać z niepełnoletności, a już rozgrywał Ajaksowi.

Teraz przepycha Inter przez kolejne rundy Ligi Mistrzów. I wysłuchuje pochlebstw Mourinho, który wciąż nie może się nadziwić, że "Real mu go podarował". Na San Siro podporządkował się Sneijder tylko trenerowi, został jego adiutantem, a zarazem boiskowym alter ego, nieświadomie kopiującym gesty wodza. Dostał czerwoną kartkę za ironiczne oklaskiwanie decyzji sędziego Mourinho, to zaraz dostał ją za identyczny wybryk Holender. Obaj notorycznie wpędzają arbitrów w furię, obaj nawet gestykulują tak, jakby po treningach chodzili do jednej szkoły pantomimy.

Między mediolańskimi osiłkami wygląda Sneijder mizernie. Wyraźnie najniższy w całej klubowej kadrze, odrósł od ziemi na dyskretne 170 centymetrów, gabarytami może budzić skojarzenia z barcelońskimi skrzatami w typie Messiego, Xaviego, Iniesty czy Pedro, przeciw którym zagra we wtorkowym półfinale Champions League.

Ale niełatwo byłoby znaleźć innego utalentowanego futbolowo malucha, który manewrami na murawie wyraźniej przeczyłby stylowi katalońskiej trupy. Sneijder nie wywołuje dreszczy dryblingami a la Messi. Nie przytula się do piłki jak Iniesta - woli kopnąć ją natychmiast, by przyspieszyć natarcie. Gry nie spowalnia też bezlikiem mikropodań jak Xavi - zagrań w poprzek boiska nienawidzi, szuka najkrótszej drogi do bramki, dzięki czemu nadaje taktyce Interu głębię, idealnie wkomponowując się w wizję Mourinho. Obaj w przeciwieństwie do kokietującej, rozkładającej natarcia w czasie Barcelony stawiają na konkret - wyprowadzanie nagłych, nokautujących ciosów. Sneijder podejmuje decyzje w mgnieniu oka, bo jest obunożny w najwęższym obunożności pojęciu. Owszem, za młodu manipulowanie lewą stopą ćwiczył, ale i urodził się z rzadką cechą - pierwotną zdolnością do równomiernego używania obu stron ciała.

Teoriami Mourinho, które wciela w życie jego podwładny, zwolennicy futbolu uwodzącego płynnością ruchów gardzą. Dlatego Sneijder nadal bywa często bohaterem w Europie przemilczanym. Mediolańczycy widzą w nim wodzireja tak bezcennego, jak bezcenny dla Barcelony jest Messi, dla Realu - Ronaldo, Manchesteru - Rooney, Arsenalu - Fabregas, Bayernu - Robben, Milanu - Ronaldinho. Z oddali doniosłość jego kopnięć dostrzec jednak trudniej. Holender strzela kilka worków goli mniej niż każdy z wymienionych gwiazdorów, kolekcją asyst też konkurentów nie przyćmiewa, w Serie A aż kilkunastu uzbierało ich w sezonie więcej. Nic dziwnego. Sneijder zabiera na murawie głos zbyt wcześnie, by zarejestrowali go statystycy - wykonuje zagranie rozbrajające defensywę rywala, czasem istotniejsze niż następne, będące asystą.

Jego popisowy numer to rzuty wolne. Uderza zabójczo (pięć goli w tym sezonie) jak Ronaldo (siedem goli), ale nie poprzedza ich ceremoniałem jak Ronaldo, który rozstawia nogi niczym rewolwerowiec i każdego bramkarza usiłuje zestrzelić z murawy. Sneijder to zawsze pragmatyk, wytrzymujący bez efekciarstwa - sam mówi o sobie "rzemieślnik".

Już w latach szczenięcych wykrył u siebie dar precyzyjnego uderzania nieruchomej piłki, po każdym treningu zostawał, by mierzyć do pustej bramki, trenerzy wspominają, że w kontaktach z nim powtarzali głównie błagalne: "Wesley, idź do domu". A Wesley podczas samotnych sesji pojął, że pełen sukces przyniesie mu tylko nieskończony repertuar kopnięć. I kiedy starszy kolega Pierre van Hooijdonk doradzał celowanie w głowę drugiego człowieka stojącego w murze, to Sneijder podglądał też, jak Rivaldo zwodzi rywali, by ci podskoczyli i umożliwili zmieszczenie piłki pod ich stopami. Tak rozgrywający Interu strzelił w Moskwie gola rozstrzygającego o awansie do półfinału Ligi Mistrzów. Spektakularne to nie było.

Identyczne gesty, identyczna mentalność, zbliżony pogląd na to, co w futbolu wydajne, boiskowe upodobania piłkarza wpisujące się w strategię trenera. Czy to nie związek doskonały? Sneijder, syn zawodowego futbolisty i brat dwóch zawodowych futbolistów, mówi o Mourinho: "Jestem trochę jak on. Mógłby być moim ojcem". Pewnie zdaje sobie sprawę, że gdyby Portugalczyk nie wybawił go z madryckiej pułapki, nie zostałby jedynym jak dotąd graczem, którego tegoroczna LM wylansowała na gwiazdę. To i tak nienormalne, że w plebiscytach na najlepszych na świecie zjawi się dopiero teraz. Może nawet zajdzie tam, skąd Real ściąga piłkarzy za 50 albo 500 milionów.

Sneijdera raczej nie ściągnie, zwłaszcza że ten zdążył już wyjawić, iż madrycką korporacją rządzą mafiosi. Mourinho nie ująłby tego zgrabniej.

Podyskutuj o felietonie na blogu Rafała Steca

Więcej o:
Copyright © Agora SA