Piłkarze skazani. Co dalej? Sędzia wymienia nazwiska: Łobodziński...

Zapadły wyroki w procesie, który rozpoczął aferę korupcyjną w futbolu. Sędzia Tomasz Kaszyca wymienił nazwiska piłkarzy, wśród nich reprezentanta Polski Wojciecha Łobodzińskiego, którzy dotąd nie zostali oskarżeni, ale ?mogą spodziewać się kłopotów?

Poziom w lidze jest taki, że czasami nawet biegłym specjalistom ciężko stwierdzić, czy zawodnik zagrał beznadziejnie z premedytacją, bo wziął łapówkę, czy kopnął nieudolnie, bo tak mizerne ma umiejętności - mówił sędzia Kaszyca w uzasadnieniu wyroków skazujących czterech piłkarzy. - Nieuczciwe działania uderzały w tych, którzy nie chcieli uczestniczyć w procederze: innych graczy, sponsorów, właścicieli klubów. W środowisku nie było żadnej etyki. Nawet członkowie grupy sprzedającej mecz byli nieuczciwi wobec siebie, bo zawodnik, który otrzymywał łapówkę, nie mówił kolegom, ile pieniędzy naprawdę dostał.

Proces obejmował mecze Polaru Wrocław z Zagłębiem Lubin, Cracovią oraz Pogonią Szczecin w drugiej lidze w sezonie 2003/04. Od nich zaczęła się afera w futbolu i śledztwo, które wrocławski prokurator Tadeusz Potoka wszczął po artykułach "Gazety Wyborczej". Piłkarzom Zagłębia i Polaru zarzuciliśmy wówczas ustawienie meczu. Dochodzenie przejęła grupa prokuratorów zwalczających przestępczość zorganizowaną. Do dziś zarzuty postawiono mniej więcej 350 osobom, skazano już kilkadziesiąt.

Tomasza R. i Jacka S., dwóch byłych zawodników Polaru, sąd uznał za winnych sprzedania meczu Zagłębiu Lubin za łapówkę nie mniejszą niż 25 tys. zł. R. został skazany na półtora roku, a S. na rok i trzy miesiące więzienia, obaj w zawieszeniu na pięć lat. Zapłacą też po 5 tys. zł grzywny i zwrócą łapówkę.

- Tomasz R. był wyjątkowo bezczelny - podkreślał sędzia. - Poinformował działaczy Polaru, że Zagłębie zaproponowało mu łapówkę, aby odsunąć od siebie podejrzenie. Ale i tak wziął pieniądze i odpuścił walkę, ułatwiając przeciwnikom zdobywanie bramek.

Zbigniew M., były napastnik Zagłębia Lubin, został uznany za winnego udziału w zbiórce pieniędzy na łapówkę dla Polaru. Sąd skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat i 2 tys. grzywny.

Marek G. - wówczas gracz Śląska Wrocław - został skazany na rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat oraz 5 tys. zł grzywny. Poza tym ma zwrócić 20 tys. łapówki otrzymanej od piłkarzy Pogoni Szczecin na kupienie meczu od Polaru. Sąd uznał, że G. namawiał bramkarza Polaru Marcina F. do sprzedania spotkań Pogoni i Cracovii. Łapówkę - za wiedzą menedżera Pogoni Dawida Ptaka - otrzymał od innego byłego piłkarza Zbigniewa W., który pośredniczył przy transakcji. W czasie śledztwa Zbigniew W. przyznał też, że w 2001 roku, grając w Lechu na polecenie Ryszarda F. "Fryzjera", kupił dla poznańskiego klubu mecz z Polarem (było 5:2).

- Marek G. to był taki menedżer korupcji. Grał w Śląsku, a zarazem dzwonił po piłkarzach z innych klubów i oferował im załatwienie meczów. Tak zarabiał - analizował sędzia.

Dzięki łapówkom Zagłębie w sezonie 2003/04 awansowało do I ligi. Przed rundą rewanżową prezes Jerzy F. wezwał radę drużyny i oświadczył, że stworzy lewą kasę na kupowanie meczów. Piłkarze podpisywali listy z premiami, ale pieniędzy nie dostawali. O tym procederze opowiedzieli prokuratorom inni zawodnicy Zagłębia (Andrzej Sz., Grzegorz N., Ireneusz K.), którzy wkrótce też usiądą na ławie oskarżonych.

Niektórzy byli i obecni piłkarze lubińskiego klubu nie przyznają się, że wiedzieli o tym, iż pieniądze z rzekomych premii przeznaczane były na łapówki. Oni zeznawali jak dotąd jako świadkowie - wśród nich byli występujący do dziś w Zagłębiu Grzegorz Bartczak oraz Wojciech Łobodziński, teraz piłkarz Wisły Kraków powoływany do reprezentacji Polski.

- Zeznania tych świadków, w tym Łobodzińskiego, są niewiarygodne - mówił sędzia. - Piłkarze kwitowali odbiór pieniędzy, ale ich nie dostawali. Tłumaczenia zawodowca, że nie wiedział, co podpisuje, można włożyć między bajki. Biorąc pod uwagę rozmach wciąż prowadzonego śledztwa, te osoby mogą się spodziewać kłopotów - ostrzegał Kaszyca.

W finale sędzia odczytał wyjaśnienia Jacka S.: - W piłkę grałem przez wiele lat. To zawsze było bagno. Ale sezon 2003/04 to był szczyt bagna. Wtedy zaczynały się rozwijać zakłady bukmacherskie i większość piłkarzy obstawiała wyniki. Jak jechaliśmy na wyjazdowy mecz, w autokarze rozdzwaniały się telefony i zawodnicy zaczynali się wymieniać informacjami, na jakie wyniki postawić u bukmachera.

Wyrok nie jest prawomocny. Sędzia nie zezwolił na ujawnienie nazwisk skazanych. Adwokat reprezentujący Jacka S. oraz Tomasza R. nie był pewny, czy odwoła się od wyroku. Mówił, że skonsultuje to z klientami. Obrońca Marka G. szybko opuścił salę i też nie wiadomo, czy się odwoła. Zbigniew M. nie miał obrońcy. Podczas odczytywania wyroku nie było go na sali rozpraw.

Dariusz Wdowczyk nie chce kary od PZPN ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.