ME piłkarzy ręcznych. Polska - Chorwacja, czyli trafiła kosa na kamień

W sobotę o 16.30 Polska gra w Wiedniu o finał Euro z Chorwacją. Jedni i drudzy nie przebierają w środkach na drodze do zwycięstwa, są charakterni, budzą szacunek w rywalach. Relacja Z Czuba i na żywo od 16 w Sport.pl

Po raz pierwszy w mistrzostwach Europy biało-czerwoni zagrają w półfinale. Karol Bielecki krótko przypomniał historię i zinterpretował na swoją korzyść: - W 2007 roku graliśmy w półfinale mistrzostw świata i zwyciężyliśmy, w 2009 roku ponieśliśmy porażkę. Czas na zwycięstwo.

Przed odlotem z Innsbrucka do Wiednia, niemal w drzwiach autobusu na lotnisko, trener Bogdan Wenta stwierdził w piątek: - Wciąż turniej się nie zaczął. Zacznie się od półfinału. Wielki szacunek mam dla piłkarzy, że osiągnęli tak wiele. Ale wciąż możemy wrócić z ananasem.

Czyli z niczym.

Bilety w 11-tysięcznej Stadthalle są wyprzedane, na trybunach będzie biało-czerwono - w kratkę i po polsku. Chorwaci mają wiernych kibiców, którzy jeżdżą za drużyną, nawet na turnieje towarzyskie, jak ten przed Euro w Wiener Neustadt. Polacy po dwóch wspaniałych mundialach też dochowali się swoich fanów.

Ich pojedynek na głosy będzie jednym z kilku kluczowych w walce o finał.

Jednak najważniejsze są pytania:

Jak zagra wymęczony długim turniejem Sławomir Szmal, który wciąż jest najlepszym bramkarzem mistrzostw Europy, ale w przegranym meczu z Francją poprosił, aby zastąpił go na 12 długich minut Piotr Wyszomirski? W pozostałych pięciu spotkaniach w sumie Wyszomirski grał 20 minut.

Jak Polacy dadzą sobie radę z fenomenalną obroną chorwacką, która w puszczonych bramkach ustępuje tylko Francji? Czy Chorwaci dadzą sobie radę z naszą - zaporą sześciu twardych ludzi, o których niemiecki wicemistrz olimpijski z Aten Stefan Kretschmar powiedział, że jest najagresywniejsza i najtwardsza w turnieju?

Czy biało-czerwoni przełamią rzutową niemoc z przegranego meczu z Francją, po którym Thierry Omeyer jest już w statystykach tuż za Szmalem, a Bartosz Jurecki cierpiał po serii czterech obronionych rzutów z rzędu - ewenemencie w jego długiej karierze.

Czy wśród Chorwatów jest równie mocne poczucie wspólnoty celu co w polskiej drużynie? Tylko ratunkowe spotkanie działaczy z Lino Cervarem zapobiegło przedwczesnej rezygnacji trenera z powodu atmosfery "nienawiści, zazdrości, niezrozumienia i braku zaufania".

Drużyna Wenty ma pod ręką bardzo mocne narzędzia walki.

Na boisko wraca obrońca nie do przejścia Artur Siódmiak. Odpoczął wbrew sobie, z powodu stawu skokowego. To on przyjmie na siebie główny ciężar uderzenia frontu burzowego - blokowanie olbrzymiego obrotowego Chorwacji Igora Voriego. - "Obrót" u Chorwatów jest nawet lepszy niż u Francuzów - twierdzi Wenta. Vori ma ponad dwa metry wzrostu, waży 111 kg i nawet Siódmiak wygląda przy nim skromnie. Gra twardo, a gdy rywal ma pretensję o łokieć wbity w łuk brwiowy, odpowiada: - Jak się nie podoba, to do krykieta.

Vori stoi zwykle przed linią własnej obrony i długimi na dwa i pół metra ramionami paraliżuje rozegranie.

Z mięśniami i sprawnością ruchową jest u niego wspaniale, gorzej z głową. Chorwat czasem nie wytrzymuje presji, jak na mundialu w Chorwacji, gdy dostał pierwszą w historii finału czerwoną kartkę za postraszenie sędziego piłką. Natomiast Siódmiak nie traci głowy w żadnych okolicznościach i pod żadną presją - wiadomo o tym co najmniej od jego cud-bramki w zeszłorocznym mundialu, która dała awans do półfinału.

Równie niegrzeczny co Vori jest chorwacki rozgrywający Ivano Balić - to on chciał się bić z francuskim Serbem Nikolą Karabaticiem podczas finału mundialu w Chorwacji i obraził w trzech prostackich słowach jego matkę, co zarejestrowały wszystkie kamery. Mówi się, że jest Zinedine'em Zidane'em piłki ręcznej, i faktycznie na Youtube.com można zobaczyć kilka jego fantastycznych bramek rzuconych z biodra, między nogami obrońców i bramkarza albo wkręconych po ekwilibrystycznych skokach, lub kilka podań do Voriego, które w NBA nazywane są "no look pass".

Jednak gdybym miał głosować, czyja fajniejsza, wybrałbym bramkę jego vis-a-vis Bartłomieja Jaszki z meczu z Francją: wkrętka tyłem do bramki i piłka mijająca zdezorientowanego Omeyera, najlepszego piłkarza świata 2008 roku.

Ludzie Wenty - wbrew temu, co w czwartek widać było w meczu z mistrzami olimpijskimi i świata Francją - mają gigantyczne możliwości w ataku. Z dystansu siedmiu, dziewięciu metrów dysponują potężną artylerią - rzutami Bieleckiego, Michała Jureckiego, Krzysztofa i Marcina Lijewskich. Na kole, gdzie diabeł nie może, wsadzi swoje sto kilo Bartosz Jurecki. Ale aby mecz zakończył się happy endem, Polacy znów muszą uruchomić zgniatarko-kruszarkę, która tak dobrze funkcjonowała w meczach z Niemcami, Szwecją i Hiszpanią.

Bohaterem Francuzów też jest bramkarz ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.