Boks. W Polsce wciąż go kochają - Gołota w narożniku

Tłumy kibiców na trybunach, zwycięstwo Polaków nad Amerykanami i niesłabnące uwielbienie dla Andrzeja Gołoty. Pierwszy mecz bokserskich reprezentacji Polski i USA odbył się w sobotę w Knurowie

- Andrzej, dziękujemy ci za te wspaniałe chwile, które nam fundowałeś. Za wszystko, co zrobiłeś dla Polski! - mówili wzruszeni fani, ściskając po meczu wielkie jak bochen chleba dłonie boksera. Kolejki po autograf i wspólne zdjęcie nie miały końca. Gołota nie odmawiał nikomu. - Andrzej, jeszcze my. Możemy? - powtarzali kibice. - Nie ma problemu. Dawać tu, do mnie - przytakiwał Gołota.

Pięściarz pojawił się w sobotę w Knurowie jako gość honorowy podczas towarzyskiego meczu Polska - USA. Chociaż jego kariera dostarczyła fanom boksu więcej sportowych upokorzeń niż uniesień, jego popularność nie słabnie. Trwający ponad pięć godzin pojedynek wyraźnie zszedł w sobotę na dalszy plan. Kiedy olbrzym przekroczył próg hali knurowskiego MOSiR-u, w momencie otrzymał salwę braw. Na chwilę zajął miejsce w loży VIP, by już po kilku minutach ruszyć wraz z Mieczysławem Gołębiem, prezesem miejscowego klubu bokserskiego, w kierunku szatni obu zespołów.

Wtedy po raz pierwszy poleciało z widowni nieśmiertelne: "Eeeeendrju!!!". Zadowolony Gołota uśmiechnął się pod nosem, a witając się z publiką, uniósł w górę zaciśniętą pięść. - W Knurowie jestem pierwszy raz, ale jest fajnie. Przynajmniej coś się wreszcie tutaj dzieje! - komentował. A Gołąb jeszcze bardziej podgrzewał atmosferę. - Jak to się stało, że mecz doszedł do skutku? Wszystko dzięki Andrzejowi i Samowi Colonnie - podkreślał.

Słynny amerykański trener przywiózł do Polski grupę młodych bokserów z Chicago, która pod szyldem kadry Stanów Zjednoczonych stanęła w ringu naprzeciw naszej reprezentacji. Polski zespół pod wodzą Stanisława Łakomca nie miał dla kolegów z USA litości. - Andrzej, kogoś ty tu przywiózł? - kpili widzowie.

Pięściarze również nie mieli większego respektu dla przeciwników zza oceanu. - Co z tego, że Amerykanie? Tak jak my mają dwie ręce i dwie nogi - dziwił się Mateusz Mazik, bokser RMKS-u Rybnik, który stłukł 20-letniego zdobywcę srebrnej rękawicy Adriana Marscha. Amerykanin przez całą walkę próbował straszyć Mazika charakterystycznym syczeniem przy wyprowadzaniu ciosu, ale na rybniczaninie nie robiło to żadnego wrażenia. Knurowska publiczność zresztą też nie dawała się nabierać na szemranie Marscha. - Co tam fulosz, chopie?" - rzucił ktoś z trybun.

Po walce Mazik nie potrafił nawet powiedzieć niczego dobrego na temat swojego rywala. - Jego atuty? Nie mam pojęcia. Zaskoczyła mnie... moja dobra forma - uśmiechał się bokser z pobliskich Boguszowic.

Zanim Mazik wzniósł rękę w geście triumfu, widownia zdążyła jeszcze wygwizdać obecnego na gali Marcina Nejmana. Czyżby był to efekt druzgocącej grudniowej porażki "El Testosterona" z Mariuszem Pudzianowskim w MMA?

Aplauz wzbudził natomiast Damian Jonak, który na początku marca będzie walczył w Spodku. - Oby więcej było takich wydarzeń na Śląsku, jak to dzisiejsze - zachwalał galę Jonak. Z powodu awarii samochodu na imprezę nie dotarł dwukrotny mistrz olimpijski Jerzy Kulej. Nie zabrakło natomiast jedynego w historii polskiego boksu mistrza świata Henryka Średnickiego.

Amerykańscy zawodnicy mimo porażki byli w świetnym nastroju. - Człowieku, to prawdopodobnie najlepsze miejsce, w jakimkolwiek walczyłem! Świetna muzyka, ludzie chętni do zrobienia sobie z nami zdjęć. Wszyscy mili i przyjaźni. Po prostu bomba! Szkoda tylko, że Polska ma taką silną drużynę - komplementował ubrany w spodenki w stylu koszykarzy Harlem Globetrotters Alex Martin, jeden z dwóch Amerykanów, którzy w sobotę wygrali swoje pojedynki. Amerykanin nie dziwił się też ogromnej popularności Gołoty. - Ten facet to jest ktoś! Myślę, że wiedzą o tym nie tylko ludzie w Polsce. W USA także jeszcze o nim nie zapomniano - przekonywał Martin.

Colonna nie robił tragedii z porażki 4:14. - To nie jest nasz zespół narodowy! - precyzował. - Walki był wyrównane, w niektórych byliśmy blisko wygranej, drużyna spisała się nieźle. Ci ludzie w większości mają na koncie po dziesięć ważnych pojedynków. Rozczarowany jestem jedynie werdyktem w walce Roberta Jekabsona [przegrał przez rsc], który spokojnie mógł kontynuować walkę - ocenił Colonna.

Gołota stronił od szerszych podsumowań występów młodszych kolegów. - Najlepsze dzisiejsze walki? Te, w których wygrywali nasi - mówił. Czy któryś z nich ma szansę na zawodowym ringu? - A niech próbują... - zachęcał.

We wtorek bokserzy z Chicago Boxing Club będą mieli okazję wziąć rewanż na Polakach w Gliwicach.

Gołota odwiedził w więzieniu Szpilkę ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA