Rok w kolarstwie górskim: Maja, która się kamieniom nie kłania

Jeśli ktoś nie wiedział jeszcze, kim jest Maja Włoszczowska, po 2009 r. już wie. To niesamowita dziewczyna, która dwa tygodnie po fatalnym wypadku i operacji jest w stanie pojechać rowerem górskim po medal.

Nazwisko Mai znałem od lat, ale uprawiana przez nią dyscyplina wydawała mi się szalenie nudną wyprawą rowerową dla grzecznych dziewczynek i chłopców, którzy nie nadali się do bardziej męskich sportów. Wystarczył jeden przejazd rundy na górzystej, usłanej głazami trasie mistrzostw świata i widok Mai po kraksie, kiedy przejechała twarzą po ostrych kamieniach, bym zmienił zdanie. Kolarstwo górskie to sport dla ludzi o końskim zdrowiu, żelaznej psychice i niebywałym samozaparciu, właściwie sport dla masochistów. Wygrywa ten, kto zada sobie więcej bólu.

Mam do czynienia ze sportowcami wszelakiej maści - od piłkarzy po rugbistów, ale dotąd nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak kolarze górscy. Na co dzień wiodą życie zakonnika - nim spałaszują łososia czy grillowaną pierś z kurczaka, odsączają tłuszcz na serwetkach, jedyny alkohol, jaki znają, to lampka czerwonego wina raz w tygodniu. Wykonują katorżniczą pracę - np. trzy godziny jazdy w górzystym terenie z pięcioma megastromymi podjazdami po kilka kilometrów każdy. Balansują na granicy wielkiego ryzyka - widziałem Aleksandrę Dawidowicz, która z metrowego zeskoku wylądowała na przednim kole i wystrzelona jak z katapulty upadła głową centralnie w dół jak skoczek do wody, tyle że na twardy, betonowy niemal skwer. Rozpłakała się, otrzepała, wsiadła na rower i próbowała dalej pokonać niebezpieczny element trasy. Widziałem wreszcie po wypadku w Canberze rozharataną twarz Mai, która dla australijskich lekarzy była przypadkiem szczególnym, na tyle pionierskim, że tamtejsi medycy, cmokając z zachwytu nad swoją robotą, strzelali po operacji niezliczone fotografie.

Galeria zdjęć Mai Włoszczowskiej. Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

 

Kolarstwo górskie to ekstremum, za które dostaje się niewiele miejsca i czasu w mediach, za które - w porównaniu do piłkarzy czy siatkarzy - płacą grosze (nie uwierzycie, ale wicemistrzyni olimpijska zarabia wiele mniej niż przeciętna siatkarka), a sponsorów jest jak na lekarstwo. To sport dla ludzi gotowych poświęcić się bez reszty, nie żądając nic w zmian, no bo kto dwa tygodnie po poważnej operacji i kuracji antybiotykowej wsiada na rower, zdobywa wicemistrzostwo Europy i ma za to krótką notkę w gazecie.

Nie wiem, na ile to zasługa trenerów, z którymi pracują kolarze górscy, a na ile kwestia charakteru, jaki kształtuje ten sport, ale poza kolarstwem górskim nie widziałem dotąd sportowców, którzy odrzucają lukratywny kontrakt reklamowy, bo oferta firmy (bukmacherskiej), która proponuje miliony, kłóci się z wizerunkiem kolarza - sportowca bezinteresownego.

Mijający rok to jeden z najlepszych w kolarstwie górskim. Dwa mistrzostwa Europy - Mai i Aleksandry Dawidowicz, mistrzostwo świata i zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata tej drugiej. Przyszły może być jeszcze lepszy, bo Ola w glorii najlepszej kolarki młodzieżowej w historii wkracza do dorosłego sportu i z miejsca staje się faworytką do medali najważniejszych imprez. To dlatego rok 2010 będzie szczególny. I dla Mai, która jak zwykle będzie walczyć o mistrzostwo świata i bronić tytułu w Europie, bo przybyła jej bardzo poważna konkurentka, i dla Oli, której parametry wydolnościowe, siła, niezłomność i samozaparcie każą w niej widzieć nawet mistrzynię olimpijską.

Włoszczowska: Rany na twarzy zagojone, uraz psychiczny też

Więcej o:
Copyright © Agora SA