Jak Lewandowski w Afryce trenował

Mistrz olimpijski Wilfred Bungei, jak przybiegł z treningu, wypił dwa litry wody prosto z kranu i dwie butelki coli - pisze ze zgrupowania w Kenii zszokowany Marcin Lewandowski, najlepszy polski średniodystansowiec

Na początku grudnia finalista mistrzostw świata w Berlinie, największy polski talent w biegu na 800 m, konkurencji zdominowanej przez Afrykańczyków, pojechał do Kenii na zaproszenie Bungei. Zaryzykował - pobyt na peryferiach Kenii grozi tropikalnymi chorobami, chorobami układu trawiennego, nie licząc innych niebezpieczeństw. Ale też stanowi pokusę dla kogoś zakochanego w bieganiu - pokusę sprawdzenia, jak oni to robią. Na 426 maratończyków, którzy zeszli poniżej 2 godz. 15 minut, 228 urodziło się w Kenii - podaje fachowa strona Bieganie.pl.

Marcin jako nastolatek biegał szybciej na 800 m niż najlepsi w historii biegania w jego wieku, w tym legendarny Wilson Kipketer. Ale jako 22-latek szczecinianin przestał być wyjątkowy. Mimo to wśród 10 finalistów w Berlinie młodszy był tylko 20-letni Kenijczyk Jackson Kivuva. Polak wciąż ma nadzieję - uprawnioną - na zawojowanie świata średniodystansowców. Na medal na igrzyskach w Londynie.

Zgrupowanie z Kenijczykami miało być więc dla Marcina Lewandowskiego przygodą, nowym impulsem i - dla Tomasza, starszego brata biegacza i zarazem trenera - próbą wyjaśnienia sekretu biegaczy znad Wielkiego Rowu Tektonicznego. - Nie szukam tam formy. Po prostu chciałbym spróbować, jak to jest biegać w takim miejscu. I nie wiem, dlaczego dotąd żaden Polak się na to nie zdecydował - mówił Marcin Lewandowski przed wyjazdem.

Choć pierwsze dni po wylądowaniu na malutkim lotnisku w Eldoret i podróży do domu Bungei w Kapsabet na wysokość 1950 m n.p.m. były trudne, to bracia pisali z Afryki entuzjastyczne listy. Ale byli też zaszokowani warunkami treningu Kenijczyków.

"Okazuje się, że bez prądu można żyć, czyli bez komputera i telewizora, za to przy ognisku z rodziną, śpiewając i tańcząc" - pisze Lewandowski dla "Gazety" oraz na stronach Marcin-lewandowski.pl i Bieganie.pl. "My mieszkamy w budynku ceglanym, z łóżkami i prysznicem. Inni biegacze śpią w lepiankach na ziemi. Człowiek zmienia całkowicie światopogląd, widząc to wszystko".

Pisze też: "Kenijczycy trenują od 6 rano, bo później robi się gorąco lub muszą iść do pracy. Zaczynają dzień od treningu. Dopiero po nim jedzą śniadanie, czyli piją herbatę parzoną z mlekiem. My zaczynamy od wszystkiego, tylko nie od treningu (najpierw uczelnia, praca, obowiązki i dopiero trening). Pracują ciężko. Lekki trening nie oznacza tu joggingu. Trening lekki to "progressive run", czyli coraz szybszy bieg, często kończony na maksimum możliwości. Nie robią zwykłych rozbiegań, bo każdy trening kończy się prawie jak zawody - wyścigiem. Ćwiczą cały czas dwa razy dziennie. My tylko na zgrupowaniach. Ich głównym mottem jest: Ćwicz ciężko, zwyciężaj łatwo!".

- Przyjechaliśmy na trening na plantację herbaty. Wtedy kilku pracowników się rozebrało, założyło buty do biegania i ruszyło na trening pomiędzy krzakami herbaty - wspomina trener Tomasz Lewandowski. - Po ciężkim środku treningu między podbiegami na koniec dwustumetrowy odcinek w "siodełku" biegli na maksa. Bungei tak się zmęczył, że myśleliśmy, że wypluje płuca. Charczał. Nic nie pili po treningu, nie truchtali. Biegacze zmienili się znów w pracowników na farmie. Tylko Wilfred skorzystał z prysznica.

Najlepszy polski biegacz starał się trenować jak najczęściej w grupie z Kenijczykami, ale często nie miał na to siły, choćby dlatego że treningi odbywają się na niebotycznej wysokości ponad 2100 m n.p.m. (również dlatego miał za sobą tylko krótki okres na przygotowanie się po przerwie po mistrzostwach świata).

"Nie robią treningu siłowego. Nie mają ani siłowni, ani sprzętu. Zamiast tego podbiegają 10 razy po 100 m pod górę. Ciężko mi było podejść pod tę górę, pod którą oni całą grupą podbiegali" - pisze Lewandowski.

Trener Marcina pisze: "Kenijczycy nie używają odżywek. Piją jedynie herbatę z mlekiem i dużo słodzą. Mistrzowie przyrządzają codziennie pewną miksturę do jedzenia. Zazwyczaj po porannym treningu. Twierdzą, że to właśnie ona zastępuje wszystkie odżywki, których używają Europejczycy. Rzeczywiście składniki potrawy są bardzo odżywcze, sprawdziłem to. Można ją dostać niemal w gotowej formie w Polsce. Nie chcę na razie podawać nazwy, składu i odpowiednika polskiego, bo najpierw chciałbym się poradzić specjalistów z zakresu dietetyki, farmaceutyki oraz biochemii. Wysłałem już odpowiednie zapytania do europejskich fachowców i czekam na odpowiedź. Albo będzie to absolutny hit, albo placebo. Kenijczycy bowiem wierzą w to tak samo jak w swój "koński" trening".

Lewandowscy wracają do Polski za tydzień.

Potem wchodzą w europejski cykl przygotowań do sezonu. Zapewne Font Romeu w Pirenejach.

Asafa Powell: Usain Bolt ? jest do pokonania

Copyright © Agora SA