Kibole Legii weszli na stadion, bo PGE GKS złamał prawo oraz regulaminy bezpieczeństwa Ekstraklasy i PZPN. - Dostaliśmy od Bełchatowa 400 biletów i nie sprzedaliśmy żadnego - mówi Jarosław Ostrowski z zarządu Legii. Tylko w ten sposób, przedstawiając dowód tożsamości, zorganizowana grupa kibiców Legii mogła dostać się na ten mecz. - Policja kazała nam ich wpuścić. Ekscesów żadnych nie było, a zapobiegliśmy problemom na mieście - mówi Henryk Tomaszewski, wiceprezes GKS.
- Policja nie mogła wydać takiego polecenia. Do Bełchatowa przyjechały 203 samochody z Warszawy. Kibice kupili bilety nie jako zorganizowana grupa, ale osoby prywatne. GKS powinien ich wylegitymować, by sprawdzić, czy nie ma wśród nich osób z zakazem stadionowym. Czy to zrobił? Nie wiem - mówi Radosław Gwis z łódzkiej policji.
Na to pytanie nie potrafił też odpowiedzieć Tomaszewski. GKS wpuścił 850 kiboli Legii na trybunę dla gości. Przez cały mecz kibole obrażali właścicieli klubu, wywiesili wulgarne transparenty. - Nie zwracałem na nie uwagi. Być może się pojawiły, ale ja niczego takiego nie widziałem - mówi Tomaszewski.
Choć wiceprezes był na meczu, nie słyszał także, jak kibole jego klubu śpiewali: "Kto nie skacze, ten z Żydzewa". - Uważam, że dla takich transparentów i okrzyków nie ma miejsca na stadionach - mówi Tomaszewski.
- W poniedziałek wystąpię do GKS o zapis monitoringu i imienną listę osób, która została wpuszczona na stadion, choć nie liczę, że ją otrzymam. Zgłoszę też sprawę do Komisji Ligi - mówi Ostrowski. Mucha za dobry na Ekstraklasę? Odleci zimą do lepszej ligi?