Puchar Świata - The Bode Miller show

Wypadnie z trasy, zderzy się z kometą, wygra? W niedzielę w fińskim Levi Bode Miller spróbuje zakpić z prawa grawitacji po raz pierwszy w tym sezonie. - Bóg jeden wie, w jakiej jest formie - mówi jego były trener.

Puchar Świata zaczął się w październiku w austriackim Soelden od gigantów. Miller jednak nie wystartował, bo był całkowicie nieprzygotowany. Od lutego, gdy poniósł totalną klęskę na mistrzostwach świata w Val d'Isere, zajmował się głównie nicnierobieniem, piciem piwa, a w najlepszym razie bawił się ze swoją córeczką Neesyn Dacey. Przez siedem miesięcy przebąkiwał o zakończeniu kariery. Dopiero we wrześniu amerykańska federacja namówiła go do powrotu do kadry i wznowienia treningów. US Ski Team poszedł na wiele ustępstw.

- My się zmieniliśmy, Bode się zmienił - mówi Sasha Rearick, nowy trener kadry. Bode może teraz m.in. spać we własnej przyczepie kempingowej, a zespół "poważnie rozważa" zatrudnienie własnego kucharza, o co Miller walczy od lat.

Po pogodzeniu się z kadrą Miller zjawił się w Europie. W Soelden wypełniał posłusznie zobowiązania sponsorskie, pozując do zdjęć i rozdając uśmiechy. Nikt nie wie, co o powrocie sądzi sam zainteresowany, bo Miller nie udziela wywiadów. Zbędne kilogramy zrzucał później na stoku w Szwajcarii, w tym tygodniu zjawił się w Levi, gdzie w niedzielę rozegrany zostanie slalom. Rok temu zajął tu drugie miejsce, ale... - Wtedy trenował od maja. Bóg jeden wie, w jakiej może być teraz formie - twierdzi John McBride, były trener 32-letniego Amerykanina.

Miller wychowywał się w rodzinie hipisów bez bieżącej wody i elektryczności. W szkole przezywano go "manekinem do testów zderzeniowych", bo jeździł tak ryzykownie, że ciągle się przewracał. Pozuje na luzaka, ale w rzeczywistości jest tytanem pracy - zdobył dwie Kryształowe Kule i cztery złote medale MŚ.

- Nie wiem, czy nie powinien postawić wyłącznie na konkurencje szybkościowe. To jego żywioł. Ale jeśli Bode trenował nie tylko mięśnie, ale też swoją głowę, może sprawić niespodziankę - mówi McBride. Po raz ostatni Miller wygrał slalom pięć lat temu.

O ile Bode czegoś nie wykręci, faworytami na stoku w Levi będą na razie Austriak Benjamin Raich i Francuz Jean-Baptiste Grange. W sobotę startują kobiety. Najwięcej szans daje się Niemce Marii Riesch. Pierwsze przejazdy o 10, drugie o 13. Relacje w Eurosporcie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.