EuroBasket 2009. Polskiej koszykówki powrót do ponurej przeszłości

Czy EuroBasket odmieni koszykówkę w Polsce? Marcin Gortat i reprezentacja napompowali balon, ale powietrze ujdzie z niego szybko.

Reprezentacja zakończyła mistrzostwa Europy na miejscach 9-10. Nie jest to sukces, nie jest to porażka. Najbezpieczniej stwierdzić, że poznaliśmy swoje miejsce w szeregu.

- Cel, czyli zbudowanie fundamentu pod dobrą drużynę, został wykonany - mówi prezes PZKosz Roman Ludwiczuk. - Ten zespół w przyszłym roku będzie grał lepiej - zapewnia Muli Katzurin. Trenerowi skończył się jednak kontrakt, Ludwiczuk zastanawia się nad jego przyszłością.

Reprezentacyjny fundament, o którym mówią prezes i trener, jest jednak kruchy. Powołania na zgrupowania kadry nie cieszyły się w ostatnich latach wzięciem wśród naszych najlepszych koszykarzy. W tym roku Polska zagrała w najsilniejszym składzie, bo organizowaliśmy mistrzostwa Europy, a Ludwiczuk z determinacją zabiegał o przyjazd kluczowych graczy. Dlatego stawili się wszyscy, łącznie z najmniej chętnym dotychczas Maciejem Lampe.

Biało-czerwonym nie udało się jednak wywalczyć miejsca w przyszłorocznym mundialu (potrzebowali co najmniej siódmego miejsca na EuroBaskecie), co równocześnie zapewniłoby im udział w litewskim EuroBaskecie za dwa lata. Jeśli światowa federacja FIBA nie przyzna Polsce jednej z czterech dzikich kart, o mistrzostwa kontynentu trzeba będzie się bić w niełatwych eliminacjach. To nie jest atrakcyjna perspektywa dla koszykarzy zmęczonych NBA, Euroligą czy rozgrywkami włoskiej Serie A. - Przyjedziemy za rok i stworzymy coś lepszego - zapewnił Marcin Gortat, ale jego słowa trudno traktować jako deklarację całej drużyny.

Następny sezon reprezentacyjny zacznie się następnego lata. Długa przerwa stanowi wielki problem dla koszykówki w Polsce, bo to biało-czerwone koszulki, orzełek i Mazurek Dąbrowskiego przyciągały do hal we Wrocławiu i w Łodzi po niemal 10 tys. kibiców. Przed telewizorami regularnie siadało po 2 mln - mimo trwających równolegle meczów siatkarzy w ME.

To niespotykane liczby w kraju, w którym liga gra w ciasnych halach, a średnia oglądalność spotkań finału nie przekraczała 50 tys., co jest wynikiem gorszym od rozgrywek piłkarzy ręcznych. Koszykówka, na świecie drugi najpopularniejszy sport zespołowy, w Polsce kisi się na peryferiach.

Finał NBA z udziałem Gortata spadł jak niezasłużona gwiazdka z nieba działaczom PZKosz, który przytomnie podłączył się do gortatomanii z promocją własnej imprezy. EuroBasket został zorganizowany partyzanckimi metodami i napompował połatany koszykarski balon.

Powietrze może z niego ujść bardzo szybko.

Gortat wróci do NBA, Lampe do Maccabi Tel Awiw, nieliczni bohaterowie polskich boisk - Łukasz Koszarek, Filip Dylewicz i Paweł Kikowski - właśnie zmienili kluby na zagraniczne. PLK nie przebija się do otwartej telewizji, nie ma sponsora, nie promuje skutecznie ligi i w ogóle całej dyscypliny.

Przed turniejem pytaliśmy Ludwiczuka o powrót do ponurej rzeczywistości po mistrzostwach. - Myślę, że wyniki i to, co pokażemy, przyciągnie sponsorów do naszej dyscypliny - odpowiedział prezes.

Sęk w tym, że sponsorów nie przyciągnął nawet EuroBasket - turniej sfinansowały spółki skarbu państwa oraz organizujące go miasta.

Czy związek i liga wypracowały strategię marketingową oraz plan przyciągania sponsorów, którzy na koszykówce będą chcieli zrobić interes? - Będziemy ich zachęcać popularnością dyscypliny i jej obecnością w telewizji - mówił Ludwiczuk. Poziomem oglądalności ligi w TVP Sport trudno jednak kogokolwiek zachęcić.

Szefowie ligi i związku od roku powtarzają, że "prowadzą zaawansowane rozmowy ze sponsorem strategicznym", ale poza powrotem do PZKosz Prokomu koszykarskiego filantropa Ryszarda Krauzego nie mogą pochwalić się żadnymi osiągnięciami.

Zdolności organizacyjne i umiejętność generowania pieniędzy są niezbędne, bo koszykówka potrzebuje prawdziwego fundamentu - stworzenia systemu, który przyciągnie dzieci do hal, a potem wyłowi i rozwinie talenty. Szkolenie i selekcja młodych są na poziomie zerowym, a ci, którzy przebijają się lub są wciągani za uszy do ekstraklasy, reprezentują dwukrotnie niższy poziom niż ich rówieśnicy z innych krajów.

Jeśli to się nie zacznie zmieniać, do europejskiej czołówki się nie przebijemy. Pozostaniemy z siermiężną ligą, jednym koszykarzem w NBA i poczuciem zmarnowanej szansy.

Polacy poznali swoje miejsce w szyku na EuroBaskecie 2009 ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA