Massa chce wrócić na Grand Prix Brazylii

Po wybudzeniu ze śpiączki Felipe Massa trzy razy zdejmował z twarzy maskę, a żona uporczywie zakładała mu ją z powrotem. Wreszcie przemówił: "Ale mnie d..a boli!". Rafaela odetchnęła: "No, nie, jest taki sam! Nie ma zmian w mózgu!".

Pierwszy wywiad z kierowcą Ferrari Felipe Massą ukazał się właśnie w londyńskim "Guardianie". Brazylijczyk opowiada w nim o swoich emocjach związanych z wypadkiem przed GP Węgier, w którym urwana sprężyna z samochodu Rubensa Barrichello omal go nie zabiła. Tydzień wcześniej uderzony urwaną oponą z bolidu rywala zginął 18-letni kierowca wyścigowy Henry Surtees.

- Byliśmy wszyscy wstrząśnięci. Powiedziałem wtedy Rafaeli: "Właśnie czegoś takiego trzeba się strzec. Czegoś, nad czym nie mam kontroli" - wspomina Massa, który następnego dnia po śmierci Surteesa wysłał serdeczny list do rodziny nastolatka. - Odpisali tylko, że dziękują. Tydzień później, po moim wypadku, otrzymałem od nich bardzo ciepłe przesłanie.

Rafaela widziała wypadek męża w brazylijskiej telewizji. Natychmiast kupiła bilet do Budapesztu. - Widziała, że nie wychodzę z samochodu, więc musi to być coś poważnego. Rozpłakała się na całego na lotnisku w Sao Paulo, kiedy dowiedziała się, że mnie operowano. Teraz chyba z dziesięć razy pytała, czy jestem pewien, że chcę wrócić do ścigania, czy nie mam żadnych wątpliwości. Zawsze odpowiadam, że tak, bo wyścigi to coś, co lubię. Gdybym nie chciał, toby znaczyło, że stałem się innym człowiekiem. Mam nadzieję, że nic się we mnie nie zmieniło.

- Kiedy się obudziłem trzy dni po wypadku, nie wiedziałem, co się stało. Nic. Opowiadano mi, ale nie mogłem sobie wyobrazić, jak sprężyna z innego samochodu mogła mi coś takiego zrobić. Pierwszy raz obejrzałem to dopiero po powrocie do Brazylii. Muszę powiedzieć, że zdarzały mi się gorzej wyglądające wypadki - na przykład w 2002 w Monako, kiedy zawiodły hamulce - ale ten był najgroźniejszy.

Aby obejrzeć pierwszy trening przed Grand Prix Europy w Walencji, czyli pierwszy pod swoją nieobecność, Massa musiał obudzić się o piątej rano. - Oglądałem wyścig z komputerem na kolanach, aby sprawdzać czasy okrążeń. Niebywałe uczucie. Ale najgorzej będzie, gdy przyjdzie czas na przedostatni wyścig sezonu w Interlagos, czyli niedaleko stąd - mówi Massa, który rok temu w Grand Prix Brazylii pierwszy minął linię mety, aby za kilka sekund stracić tytuł mistrza świata na korzyść Lewisa Hamiltona zapewniającego sobie piąte miejsce w wyścigu i trofeum na ostatnim zakręcie. - Na ten wyścig bardzo chciałbym wrócić, ale będzie to szalenie trudne.

Massa wczoraj przeszedł zabieg wszczepienia tytanowej blaszki uzupełniającej kostny ubytek twarzoczaszki, usunięty ze względu na całkowite zniszczenie. Przed operacją mówił: - Dla zwykłego śmiertelnika żyć z takim ubytkiem to betka. Dla kierowcy problem. Muszę mieć tę operację, bez niej nie wrócę do ścigania. Potem lecę do Europy, aby ćwiczyć na symulatorze Formuły 1 i pojeździć na gokartach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.