PZPN kontratakuje. Czy doniesie na Widzew do prokuratury?

Oficjalnie PZPN czeka na uzasadnienie wyroku Trybunału Arbitrażowego PKOl. Za kulisami związkowi prawnicy przygotowują zawiadomienie do prokuratury, w którym oskarżą Widzew o przestępstwo

We wtorek Trybunał ponownie uchylił orzeczoną w ubiegłym roku przez PZPN degradację łódzkiego klubu za korupcję. Prawnicy dopatrzyli się uchybień formalnych - ich zdaniem związek skazywał Widzew na podstawie niepotwierdzonych urzędowo materiałów z prokuratury, a ówczesny Wydział Dyscypliny był powołany niezgodnie z prawem.

Wyrok oznacza, że związek nie miał prawa przesuwać w lipcu (po decyzji Sądu Najwyższego anulującej poprzednie, również znoszące degradację Widzewa orzeczenie TA PKOl) łodzian do rozgrywek pierwszej ligi, mimo wywalczonej przez nich na boisku promocji do ekstraklasy. - Ale wtedy działaliśmy na podstawie obowiązujących w tym czasie przepisów - argumentuje Krzysztof Malinowski, prawnik PZPN odpowiadający za casus Widzewa. Obie ligi rozegrały już cztery kolejki.

W czwartek sprawą zajął się zarząd PZPN. Marcin Animucki, prezes Widzewa i jednocześnie członek zarządu związku, wysunął wniosek o przywrócenie jego klubu do ekstraklasy. Nic nie wskórał, bo lwia część działaczy postawiła zdecydowane weto. Po trwającej godzinę dyskusji z sali wyszedł Malinowski i zakomunikował: - Sprawa Widzewa wraca ponownie do organów dyscyplinarnych, czekamy na uzasadnienie orzeczenia wyroku TA. Łodzianie nadal grają w pierwszej lidze.

Przeciw natychmiastowej egzekucji wyroku byłaby też zresztą Ekstraklasa SA, bo operacja dołożenia łodzian wiązałaby się z utratą przez każdy z szesnastu zespołów co najmniej kilkuset tysięcy złotych dotacji z Canal+. A na to mało który klub by się zgodził.

Takie decyzje PZPN dają prawo Widzewowi do wystąpienia o odszkodowanie. Tyle że sprawa może potrwać latami, a już sam fakt wystąpienia przez klub do sądu powszechnego wystarcza związkowi, by usunął go ze struktur.

Zgodnie z procedurami przypadkiem Widzewa zajmie się więc teraz WD, który teoretycznie powinien umorzyć sprawę, ponieważ wyrok już wykonano (taka wersja rzecz jasna również nie zamknęłaby klubowi drogi do walki o odszkodowanie). Ale równie dobrze może ukarać klub minusowymi punktami (do -30) - i to niekoniecznie w przyszłym sezonie, ale może jeszcze w bieżącym.

Poza oficjalnymi działaniami trwają jednak przygotowania do prawniczej kontry, którą PZPN szykuje na Widzew. Chodzi o ewentualne zawiadomienie prokuratury o przestępstwie, którego jakoby miał się dopuścić łódzki klub.

To bardzo skomplikowany kruczek prawny. W skrócie - jak tłumaczy jeden z prawników związanych z PZPN - chodzi o to, że przedstawiciele Widzewa powiedzieli we wtorek przed TA PKOl, że nie wiedzą, jak zakończyło się postępowanie, które klub uruchomił w ubiegłym roku - donosząc do prokuratury, że WD nie miał prawa ich degradować, bo jego członkowie nie złożyli obowiązujących ich oświadczeń poufności. Tymczasem widzewscy prawnicy mieli świadomość, że prokuratura umorzyła tamto śledztwo, ponieważ PZPN dostarczył jej owe oświadczenia - o czym Widzew został zawiadomiony. A ponieważ do TA PKOl związek tych dokumentów nie przyniósł (zaginęły, znalazły się dzień po wyroku), Trybunał - opierając się na zeznaniach prawników klubu - uchylił degradację łodzian z przyczyn formalnych.

Zarząd formalnej decyzji o wystąpieniu do prokuratury w czwartek nie podjął, ale związkowa wierchuszka wie o sprawie. Prezes Grzegorz Lato może w każdej chwili dać prawnikom sygnał do rozpoczęcia akcji. Związek może też wyciągnąć tego haka dopiero przy okazji procesu o odszkodowanie. - Szczakowianka też poszła do sądu o pieniądze za wyrzucenie z ligi po zarzutach korupcyjnych, wygrywała we wszystkich instancjach, po czym Sąd Najwyższy stwierdził, że nic się klubowi nie należy - przypominają związkowi prawnicy.

Copyright © Agora SA