Majewski: No, k...a, nie udało się

Mogłem pchnąć 22 metry, ale nie pchnąłem. Za dwa lata będę próbował jeszcze raz. Na pocieszenie powiem, że jeszcze nigdy nie udało się mistrzowi olimpijskiemu zdobyć po igrzyskach tytułu mistrza świata - mówi Tomasz Majewski, wicemistrz świata w pchnięciu kulą.

zCzuba.tv: Zobacz jak Majewski zdobył srebro ?

Radosław Leniarski: Wygląda pan na rozczarowanego. Jest pan wicemistrzem świata, to za mało?

Tomasz Majewski: Jako mistrz olimpijski mam walczyć tylko o złoto. Ale jestem rozczarowany głównie dlatego, że nie walczyłem do końca w tym konkursie.

Piąta próba, na 21,91, była naprawdę świetna...

- Myślałem, że po tym pchnięciu jest już po zawodach, ale tylko przez chwilę, bo zaraz Christian pchnął ponad 22 metry. Był dziś bardzo silny. Widać to było już na rozgrzewce, gdy machnął coś koło 22 metrów...

Czyli wiedział pan, że podczas eliminacji Amerykanie nie pokazali wszystkiego? Dopiero na rozgrzewce poczuł pan niebezpieczeństwo?

- Trzeba pchnąć daleko na zawodach, nie na rozgrzewce. Jemu się to udało, a mnie nie. Mówiłem przed konkursem, że aby wygrać w Berlinie, trzeba będzie pchnąć 22 metry. To się potwierdziło. On to zrobił i wygrał, ja tego nie zrobiłem i przegrałem.

Czy 22 metry Cantwella odebrały panu siły przed ostatnią kolejką?

- Byłem gotowy, byłem nakręcony, mogłem trochę jeszcze dołożyć, aby pchnąć daleko, ale trochę zabrakło sił, trochę sknociłem próbę technicznie. Gdybym zrobił wszystko tak jak w piątej kolejce... Ale nie wyszło.

Pan cały czas twierdzi, że konkurs był nieudany. Bez przesady...

- To nie był nieudany konkurs, ale nie wyszedł tak, jak chciałem. Nie tak chciałem to wszystko zrobić. Cieszę się, że zdołałem się pozbierać na dwie ostatnie kolejki (w piątej, przedostatniej serii Majewski zbliżył się do rekordu życiowego). Szkoda, że nie udało się w ostatniej serii. Pchnięcia były dobre, bo jednak wszystkie były ponad 21 metrów. Ale chciałoby się lepiej.

Rzeczywiście uważał pan zaraz po konkursie, że mistrzostwa świata są dla pana nieudane?

- A jak miałem się k...a czuć, gdy po piątej kolejce prowadzę z przewagą czterdziestu centymetrów, a potem przegrywam [Majewski ciska się po całej strefie mieszanej, jego głos w wysokich stanach wzbudza zaniepokojenie u dziennikarzy z innych krajów oraz obsługi - rl]?! Oczywiście, że pomyślałem, że się nie udało!

Mimo to konkurs był fascynujący...

- Rzeczywiście. Bardzo często były przetasowania, miał być najlepszy konkurs, ale nie wyszło.

W czasie rozgrzewki pomyślałem, że będzie to konkurs między mną a Christianem, bo obrońca tytułu Reese Hoffa nie wyglądał już podczas niej tak dobrze. Później zaskoczył mnie Adam Nelson, ale jego wszystkie naprawdę dobre próby były spalone.

Wie pan, gdzie mogło się rozstrzygnąć to, że nie zdobył pan tytułu?

- Sknociłem pierwsze pchnięcie. Gdyby ono wyszło, mogło się wszystko skończyć inaczej. Nie pchnąłem tak dobrze technicznie, jakbym chciał.

Rano w eliminacjach wydawało się, ż jest pan o klasę lepszy od rywali, a zwłaszcza od Amerykanów.

- Bo było jeszcze rano. Miałem więcej siły. Jestem teraz wyczerpany, bo w każde pchnięcie wkładam maksymalną siłę.

Teraz piwo?

Nie. Teraz konferencja prasowa. Potem muszę iść na kontrolę antydopingową.

Jak pan odreaguje przegraną z Cantwellem?

- Już trochę odreagowałem, bo teraz już mi powoli zaczyna mnie nosić zmęczenie. Zły to byłem zaraz po konkursie, teraz mi przeszło.

Nie, nie chcę nikogo udusić. Nie wiem, czy Cantwella dałbym radę. Chcę wygrać finał Grand Prix. Utemperować go trochę. Ale pozostałe starty w tym roku to są kwiatki do kożucha.

No, k...a, nie udało się. Mogłem pchnąć 22 metry, ale nie pchnąłem. Za dwa lata będę próbował jeszcze raz. Na pocieszenie powiem, że jeszcze nigdy nie udało się mistrzowi olimpijskiemu zdobyć po igrzyskach tytułu mistrza świata.

Może to my, dziennikarze, założyliśmy zbyt szybko złoty medal na pana piersi?

- Was w kole nie było. To nie wasza wina. Potraktujmy sport jak zabawę. Tam 12 ludzi pcha żelazną kulą. Nie są to poważne sprawy. Teraz "Machajek" (Piotr Małachowski w rzucie dyskiem) musi zostać mistrzem świata. Musi, nie ma innego wyjścia.

Finał to inna bajka - mówi Szymon Ziółkowski ?

Copyright © Agora SA