Venus za silna dla Radwańskiej

Venus Williams nie dała szans Agnieszce Radwańskiej w ćwierćfinale Wimbledonu. Rozbiła ją 6:1, 6:2 w 68 minut. - Grała tak mocno, że czasem nie nadążałam za piłkami nawet wzrokiem - stwierdziła Polka

Przeczytaj zapis relacji Zczuba i na żywo! ?

- Come on! Agnieszka - pokrzykiwali angielscy kibice na korcie numer jeden, gdy Radwańska pod koniec pierwszego seta zdołała wreszcie wygrać własny serwis i uratowała honorowego gema. 11 tys. widzów nagrodziło ładną wymianę wygraną przez Polkę potężnymi brawami. Publiczność od początku była za Radwańską, bo liczyła na wpadkę zmierzającej w Londynie po szósty tytuł Venus Williams.

Wielu fajerwerków w wykonaniu Agnieszki jednak nie było. W pierwszym secie wygrała dwie akcje przy siatce. W drugim w swoim stylu zagrała dropszota, a potem loba, po którym Williams nie mogła nic zrobić, a kibice znów cmokali z zachwytu.

Większość meczu wyglądała jednak dokładnie tak, jak przewidywali amerykańscy dziennikarze. To było starcie czołgu z rowerem na trzech kółkach. Venus serwowała z prędkością 190 km/godz., zabijała też returnami, a przy potężnych bekhendach po linii ryczała jak lew na polowaniu. Echo niosło się po trybunach i wywoływało dreszcze.

- Nie miałam szans. Venus uderzała za mocno, za płasko, jej serwis był nie do powstrzymania - opowiadała po meczu Radwańska, która po raz trzeci w karierze walczyła o wielkoszlemowy półfinał. Znów skończyło się na gładkiej porażce. W 2008 r. w Melbourne poległa w dwóch setach z Danielą Hantuchovą, rok temu nie nawiązała walki z Sereną Williams w Wimbledonie, a teraz poczuła na sobie moc ostrzału rakietowego starszej amerykańskiej siostry.

- Agnieszka to bardzo dobra tenisistka, ale jej siła opiera się na kombinowaniu na korcie. Grając z Venus, nie ma na to czasu. To jest jak szachy błyskawiczne i zwykłe szachy - powiedział mi jeden z amerykańskich dziennikarzy.

Radwańska załapała się na te błyskawiczne szachy tylko na moment w drugim secie. Chwila dekoncentracji Venus kosztowała ją utratę serwisu. Polka wyszła na 2:0 i miała własne podanie, ale Williams nie odpuściła i wygrała sześć gemów z rzędu. Na konferencji prasowej poświęciła meczowi pół zdania, mówiąc, że w drugim secie Radwańska sprytnie zmieniła strategię, grając jej więcej krótkich piłek, do których musiała się ruszyć zza linii końcowej. - Ale jakoś się dostosowałam - stwierdziła Venus.

Potem odpowiadała na pytania o Twittera, czyli internetowy pamiętnik, który robi zawrotną karierę w Wimbledonie (mają go m.in. siostry Williams i Andy Murray), i o mnóstwo innych tematów mało interesujących polskich kibiców.Gładka porażka Agnieszki właściwie nie została odnotowana. Trudno się jednak dziwić, skoro wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w tym roku będziemy mieli powtórkę z zeszłorocznego finału Serena - Venus. Młodsza z amerykańskich sióstr pokonała w ćwierćfinale Białorusinkę Victorię Azarenkę.

Kolejna przeszkoda to Jelena Dementiewa. Venus ma na swojej drodze Rosjankę Dinarę Safinę, która ograła Sabine Lisicki.

- Moim zdaniem będzie taki sam finał, jak przed rokiem - powiedziała Radwańska. Dużą część konferencji prasowej z Polką zajęła tajemnicza historia z kradzieżą rzeczy z jej szafki. - Przychodzę rano do szafki, a w niej pusto. Nie było tam nic wartościowego. Jakieś szpargały, stara rakieta, ale były też m.in. przepustki do zawieszenia na szyi, dzięki którym mogę się poruszać po kortach. Trochę to trwało, zanim wyrobiłam nowe - opowiadała Radwańska.

- Nie wiem, kto mógł je ukraść. Szafki nie są zamykane, ale przed drzwiami jest ochrona, nikt poza zawodniczkami się właściwie nie kręci w szatni. Organizatorzy nie umieli tego wyjaśnić. Do tej pory skradziono mi tylko iPoda na US Open, w Wimbledonie się czegoś takiego nie spodziewałam - mówiła Radwańska. Ktoś zażartował, że może za kradzieżą stoi Venus. Tak obawiała się Polki, że chciała ją zdenerwować. Radwańska się roześmiała.

Przyznała, że mimo tak bolesnej porażki w ćwierćfinale Wimbledon kończy się dla niej sukcesem. Obroniła 500 pkt do rankingu WTA. Z 14. miejsca powinna niebawem awansować. O pieniądzach rozmawiać nie chciała, ale czek na ponad 560 tys. zł też jest rekordowy.

Łukasz Kubot i jego austriacki partner Oliver Marach (nr 8) przegrali w ćwierćfinale debla z z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem i Serbem Nenadem Zimonjiciem (nr 2) 2:6, 3:6, 4:6. Dobra wiadomość jest taka, że zdążą na wesele Maracha, które będzie w Grazu w sobotę.

Dziś o półfinały walczą singliści. Najciekawiej zapowiada się mecz Lleytona Hewitta z Andym Roddickiem i Rogera Federera z mierzącym 209 cm chorwackim królem asów Ivo Karloviciem. Andy Murray jest faworytem w starciu z Juanem Carlosem Ferrero. Trudniej go wskazać w pojedynku Novaka Djokovicia i Tommy'ego Haasa.

Wiadomo już natomiast, którzy kibice mają najlepsze poczucie humoru. Gdy BBC w relacji na żywo odpytywała australijskich fanów, co sądzą o szansach Murraya na triumf w tym roku, jeden z nich zrobił zdziwioną minę i powiedział: - Andy Murray? Nie znam faceta.

Serwis Radwańskiej

0 asów

2 podwójne błędy

43 proc. wygranych piłek po pierwszym podaniu

150 km/godz. prędkość pierwszego serwisu

Radwańska była bez szans. Venus Williams to inna kategoria wagowa

Bollettieri: Grać na forhend Venus ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.