W konsekwencji zespół z Muszyny musi w rewanżu dokonać cudu, czyli wygrać 3:0 lub 3:1, by móc walczyć o awans w tzw. złotym secie. Czy to możliwe? Oczywiście tak, bo kobieca siatkówka jest pełna niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów. O wiele trudniej będzie walczyć o awans do finałowego turnieju naszym męskim reprezentantom w LM. Młoda drużyna z Częstochowy, piszą o tym wszyscy od tygodni, w tym pucharowym sezonie już dawno zrobiła swoje. I pewnie z tego powodu, po genialnym pierwszym secie pozwoliła w następnych trzech rozbić się Grbicowi i Michałowi Winiarskiemu. A propos tego ostatniego, serce rośnie, patrząc, jak wspaniale rozwija się talent naszego reprezentanta. Mimo młodego wieku to już prawdziwy gwiazdor Trentino o wyjątkowych umiejętnościach i wspaniałych predyspozycjach psychicznych. Jestem pewien, że w najbliższych Mistrzostwach Europy będzie miał z niego pociechę Daniel Castellani i reprezentacja Polski, no i kibice siatkówki oczywiście też. Dlatego może łatwiej będzie znieść awans Trentino do turnieju w praskiej Saskiej Arenie, bo udział Winiarskiego i Żygadły to substytut obecności polskiej siatkówki w europejskiej elicie.
Na pewno będziemy gryźć palce ze złości, kiedy odpadnie z rozgrywek świeżuteńki zdobywca Pucharu Polski - bełchatowska Skra. To prawda, że mecz z Iskrą Odincowo był fantastyczny, ale przy odrobinie większej koncentracji naszych graczy można było jechać na rewanż pod Moskwę z o wiele korzystniejszą zaliczką. Trudno, teraz trzeba zagrać tak jak z moskiewskim Dynamem w stolicy Rosji i po prostu wygrać. A to jest chyba nawet bardziej prawdopodobne niż sukces Muszyny w Turcji.
Tak czy inaczej, w cuda wierzyć trzeba, bo do tych siatkarskich mamy zupełnie dobrą rękę i czarujemy przed telewizorem całkiem skutecznie. A jest nas przed ekranem coraz więcej. Ostatni mecz Skry w pucharach obejrzało w kodowanym kanale średnio 465 tys. widzów, Częstochowę - rekordowe 535, a Muszynę - to też rekord wśród kobiet - 315 tys. W takiej masie można zatrzymać każdego przeciwnika.