Real goni Barcelonę, w dwie kolejki odrobił 5 punktów

Po raz pierwszy od 27 lat Barcelona przegrała na Camp Nou derby z Espanyolem. Real Madryt zmiażdżył Betis, strzelając mu sześć goli w 45 minut

Wyniki 24. kolejki i tabela

Real zagrał mecz doskonały, odnosząc dziewiąte z kolei zwycięstwo w Primera Division. Odkąd prowadzi go Juande Ramos, zdobył więcej punktów niż Barcelona. Nowy trener zaczął od reformowania gry obronnej i w dziesięciu kolejkach jego drużyna straciła zaledwie pięć bramek. Kibice na początku wybrzydzali, że Real gra za mało ofensywnie. W sobotę to już była królewska uczta pod każdym względem.

Nim piłkarze Betisu zdołali się rozgrzać, już przegrali. A przecież goście mieli za sobą fenomenalny mecz z Sevillą - pierwsze od 16 lat wygrane na wyjeździe derby - i remis 2:2 z Barceloną. Ich pomocnik Juande ostrzegał jednak, że Real jest groźniejszy od Katalończyków, bo nie potrzebuje grać pięknie, by zwyciężać. Trener Betisu Paco Chaparro zareagował natychmiast. - Kto się boi jechać na Santiago Bernabeu, niech zasymuluje kontuzję i zostanie w domu - zaapelował do swoich piłkarzy. Do Madrytu pojechali wszyscy, wyszli do gry, ale odwagi starczyło im na 7 minut. Wtedy do bramki trafił Higuain, a potem dwa razy Huntelaar, dwa razy Raul i na deser obrońca Sergio Ramos. Na trybunach kibice zgotowali im owację.

W ostatnich tygodniach kapitan "Królewskich" Raul rozprawiał się z kolejnymi rekordami legendarnego Alfredo Di Stefano. Najpierw strzelił więcej bramek w barwach klubu, od soboty ma już najwięcej goli zdobytych dla "Królewskich" w lidze (218, Di Stefano o dwa mniej) i jest na szóstym miejscu w historii całej Primera Division.

Wyśmiewany z początku Huntelaar zaczyna radzić sobie z trudnym zadaniem zastąpienia Ruuda van Nistelrooya, a cała drużyna wcieliła się w rolę, którą do soboty odgrywała Barcelona. Po porażce w gran derbi w połowie grudnia piłkarze Realu zapowiedzieli, że mimo 12 pkt straty broni w wyścigu po mistrzostwo nie składają. Słowa dotrzymali, dziś od lidera dzieli ich 7 pkt. Rewanż z drużyną Guardioli grają na Santiago Bernabeu (3 maja).

W sobotę lider przegrał pierwszy raz od 23 spotkań ligowych - z ostatnim w tabeli Espanyolem 1:2. Bohaterem był Ivan de la Pena, wychowanek szkółki Barcelony La Masia. Prześladowany przez kontuzje piłkarz znalazł się w kadrze meczowej Espanyolu w ostatniej chwili i zdobył dwa gole. To jego pierwsze bramki w lidze od czterech lat!

W 50. minucie trafił do siatki strzałem głową, drugiego gola zdobył pięć minut później wspaniałym lobem. Przy tym strzale asystę zaliczył bramkarz Barcelony Victor Valdes, który wybijając piłkę, podał do de la Peni.

Barca od 37. minuty grała w dziesiątkę, bo arbiter Delgado Ferreiro wyrzucił z boiska Seidu Keitę. Była to błędna decyzja, dlatego gospodarze mieli olbrzymie pretensje. - To nie pierwszy raz, gdy arbiter robi, co chce - skarżył się Leo Messi. Najlepszy piłkarz świata powinien mieć raczej żal do siebie, bo przez 90 minut przeprowadził jedną dobrą akcję.

Derby były pełne nerwów, napięć, fauli i kłótni. Sędzia nad nimi nie panował, tak jak lider nie panował nad ostatnią drużyną w tabeli. Espanyol wygrał z pomocą sędziego, ale przede wszystkim dzięki własnej ambicji. Gości podrażniły słowa wychowanka Barcy Sergio Busquetsa, który powiedział, że nic go to nie obchodzi, iż lokalny rywal spada do II ligi. Drużyna Pochettino odbiła się od dna kosztem lidera, od którego dzieliły ją 43 pkt. A Barcelona straciła punkty i na dwa miesiące Erica Abidala, który uległ kontuzji w 23. minucie gry.

Zagadka Barcelony. Murowany faworyt nie zagra w 1/4 finału Ligi Mistrzów? - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA