Alpejskie MŚ: Organizatorzy przesadzili z trudnością tras

Alpejskie MŚ w Val d'Isere. Szwedka zerwała więzadła, Niemka w szpitalu. - Trasy są tak trudne, że nie ma odważnych na ryzykowną jazdę. Triumfuje ostrożność, nie atak - grzmi Bode Miller.

FIS zaprzecza, że dyskryminuje kobiety ?

Aż 39 osób nie dojechało do mety supergigantów, pierwszych konkurencji MŚ w Val d'Isere. W środę na treningu zjazdu Jessica Lindell-Vikarby ze Szwecji zerwała więzadła w kolanie i nie wystartuje do końca sezonu. Do szpitala z obrażeniami twarzy po wywrotce trafiła wiceliderka PŚ Maria Riesch. Niemka upadła przy prędkości 100 km/godz. - Jeszcze nigdy nie było tak trudnych tras - mówi siedmiokrotna mistrzyni świata Szwedka Anja Paerson, która nie ukończyła supergiganta.

- Organizatorzy przesadzili. Trasy są tak wymagające, że premiują zachowawczą jazdę - dodaje Amerykanin Bode Miller, który zazwyczaj stawia na maksimum ryzyka, ale w supergigancie zajął 12. miejsce. Stracił ponad dwie sekundy do zwycięzcy Didiera Cuche'a. - Nie chcę odbierać zasług Didierowi. Ale po MŚ oczekiwałbym trasy, na której trzeba walczyć do ostatnich metrów i atakować, a nie powstrzymywać się przed wywrotką i jechać ostrożnie - wypalił Miller.

Narciarzom nie chodzi o same stoki, bo przecież góry Solaise i Bellevarde stoją na swoim miejscu od wieków, ale o ich przygotowanie i rozstawienie zakrętów. Uważają, że bramki są ustawione za ciasno. Często na zbyt stromych odcinkach. Dolną część trasy supergiganta polano wodą, żeby była twardsza. - Ale zrobiła się ślizgawka. W tym sezonie nigdzie nie było takiej trasy - kręci głową Norweg Aksel Lund Svindal. - Miejscami jest nierówno, bardziej jak na zaoranym polu niż na MŚ - dodał Wolfgang Maier, trener niemieckiej kadry kobiet.

Część alpejek zarzuciła nawet Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) dyskryminację. Bo ich stok jest w cieniu, a męski w słońcu, przez co śnieg jest twardszy, a stok bardziej wymagający. - To niefortunne, że słońca było niewiele, ale komentarze pochodzą od osób, które nie miały szczęścia i wypadły z trasy lub były daleko. Zapewniam, że w słoneczny dzień słońce zaświeci dla wszystkich - uspokaja Gian Franco Kasper, szef FIS.

Zarzuty Millera też są odpierane. - Śmieszą mnie jego komentarze. Kiedy Bode wypowiadał je po raz pierwszy, myślałem, że mówi o sobie - stwierdził Cuche. - Na tym stoku potrzeba techniki, siły fizycznej i inteligencji, a nie tylko brawury - skwitował Didier Defago, kolega Cuche'a ze szwajcarskiej kadry.

W sobotę męski zjazd. Czy FIS i Francuzi zdecydują się na łatwiejszą trasę? Narciarze podkreślają, że chodzi nie tylko o medale, ale bezpieczeństwo. Do Val d'Isere nie przyjechał mistrz świata w kombinacji Szwajcar Daniel Albrecht. Leży w szpitalu w śpiączce po wypadku w Kitzbuehel. Na zjazdowych trasach dochodziło już do wypadków śmiertelnych. Życie straciła m.in. Regine Cavagnoud i Ulrike Maier. W zeszłym roku norwescy chirurdzy musieli amputować nogę Austriakowi Matthiasowi Lanzigerowi po jego makabrycznym wypadku w Kvitfjell.

Dyskusja o trudności tras i bezpieczeństwie trwa, ale niewiele z niej wynika. Od lat 70., gdy zjazdowcy mknęli po stoku w bawełnianych czapeczkach z prędkością 70 km/godz, narciarstwo przyspieszyło dwukrotnie. Teraz na liczniku jest czasem nawet 150 km/godz. Kask i siatka z boku trasy to licha ochrona. - Wypadków nie da się wykluczyć. Chyba że zlikwidujemy zjazdy jako konkurencję. Ale czy tego chcemy? - podsumował brutalnie Gunther Hujara, szef męskiego PŚ.

Wpadka: Organizatorzy zapomnieli o prezydencie ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.