Justyna Kowalczyk: O mało się nie popłakałam

- Olimpijskie trasy są za łatwe. Płaskie, bez podbiegów. Ech, czeka mnie ciężka przeprawa na igrzyskach, ale przekonałam się, że i na nich mogę wygrywać - mówi Sport.pl najlepsza polska biegaczka.

Kowalczyk gwiazdą na olimpijskich trasach w Vancouver ?

Po drugim miejscu w piątkowym sprincie przyszło bezapelacyjne zwycięstwo w sobotnim biegu łączonym w kanadyjskim Vancouver. Justyna Kowalczyk odrobiła 180 punktów do liderek Pucharu Świata. Wciąż jest czwarta, ale strata do liderki jest mniejsza niż przewaga nad piątą zawodniczką.

Robert Błoński: Jak wrażenia z olimpijskich tras w Whistler Park?

Justyna Kowalczyk: Jak je zobaczyłam, o mało się nie popłakałam. Walentyna Szewczenko z Ukrainy tak samo. Jestem nimi mocno rozczarowana. Są za łatwe, za płaskie, bez wymagających podbiegów. Czeka mnie wiele pracy w kontekście igrzysk. Zdecydowanie wolę Canmore, gdzie rok temu trzy razy byłam na podium. Ale moje wolenie nie ma znaczenia. Ważne, że znowu stanęłam na podium w Kanadzie. Liczę, że tendencja się utrzyma (śmiech). Mam cały rok, by się oswoić z myślą, po czym będę tu biegać.

Whistler Park jest ponad 100 km od Vancouver. Jedzie się cały czas pod górkę. W mieście nie ma śniegu, ale trasy są przygotowane świetnie. Zastanawialiśmy się z trenerem, jak ci Kanadyjczycy wynaleźli to miejsce. Najbliższa miejscowość jest oddalona od Whistler Park o jakieś 30 km. Dookoła tras jest wyłącznie las. Jest tu ciepło, średnia temperatura zimą to siedem-osiem stopni. Rzadko kiedy spada poniżej zera. Skocznie, trasy biegowe i biatlonowe są blisko siebie.

Wybrała już pani miejsce do mieszkania podczas igrzysk?

- Nie pozostanie mi chyba nic innego jak wioska olimpijska. Jest najbliżej trasy, oddalona tylko o 15 km. Na razie to wielki plac budowy.

Jak wrażenia z biegów? Szczególne wrażenie zrobił piątkowy półfinał sprintu z dwiema kraksami.

- No tak. Pierwszą ja spowodowałam. Na podbiegu zareagowałam za nerwowo, musiałam rozszerzyć narty. Uderzyłam w nartę Marianny Longi. Włoszce złamał się kijek, ja się przewróciłam. Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, by odpuścić. Poleciałam jak szalona, choć wiedziałam, że nie mam za dużych szans na dogonienie rywalek. I tu do mnie uśmiechnęło się szczęście. Szwedka Lina Andersson chciała zmienić tor przed bardzo niebezpiecznym zjazdem i potknęła się. Jak je prześcignęłam i byłam trzecia, już wiedziałam, że wejdę do finału. Minęłam jedną z rywalek i druga przybiegłam na metę.

Finał był czysty. Do Słowaczki Prochazkovej zabrakło mi niewiele. Na stadionie wydawało się, że ją doścignę, ale pobiegłam po obwodzie, nadłożyłam dystansu. Nie ma co jednak narzekać.

Sobotni bieg łączony był popisem jednej właściwie aktorki - pani.

- Bardzo liczyłam na Longę. Że właśnie tak zacznie te 7,5 km techniką klasyczną. I spełniło się, pobiegła dokładnie tak, jak chciałam. Zaczęła mocno, szybko zgubiłyśmy Follis i Szewczenko. Sama nie pobiegłabym szybciej. Po zmianie nart i techniki wyprzedziłam Włoszkę, ale nie spodziewałam się, że będzie taka dzielna. Siedem sekund przewagi na mecie to niewiele.

Dlaczego do Kanady nie przyjechało tyle czołowych zawodniczek?

- Zaczęły Norweżki. Rok temu podniosły bunt, że Tour de Ski, mistrzostwa świata w Libercu i jeszcze próba przedolimpijska to za dużo. I one rezygnują. Okazało się, że w tym czasie rozgrywali krajowe mistrzostwa. Finki od dawna zapowiedziały, że odpuszczają, by odpocząć i potrenować przed MŚ. Słowenka Petra Majdić też. A dla mnie ten start był priorytetowy. Powiedziałam nawet, że dla przyjazdu do Kanady zrezygnowałabym z Tour de Ski, gdyby była taka konieczność. Bardzo chciałam wiedzieć, co mnie czeka na igrzyskach.

Patrzy pani w klasyfikację Pucharu Świata?

- W sobotę zerknęłam z ciekawości. Jestem czwarta w ogólnej, trzecia w sprintach i druga na dystansach. Nieźle. Doścignąć Virpi Kuitunen będzie niezwykle ciężko. Zbliża się sporo biegów techniką klasyczną, a ona była w nich dotąd niedościgniona.

Za tydzień starty w pani ulubionej Otepää.

- Rywalki są strasznie mocne. Ale przecież wygrywałam tam zawody, kiedy byłam słabszą zawodniczką niż teraz.

O tym jak Kowalczyk zwycięża w Vancouver - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.