Michał Listkiewicz oko w oko ze Zdzisławem K.

Michał Listkiewicz stanął w poniedziałek we wrocławskiej prokuraturze do konfrontacji ze Zdzisławem K., sekretarzem generalnym PZPN. - Obaj mówią tak, żeby siebie uratować - twierdzi nasz informator.

Piłkarski sędzia: mam dość tej parszywej korupcji ?

- Zostałem pouczony przez panią prokurator, że nie mogę udzielać żadnych informacji w sprawie przesłuchania i konfrontacji. Nawet własnej żonie - mówił Listkiewicz. - Uważam, że mówiliśmy merytorycznie i na temat, ale nic nie mogę powiedzieć o konkretach - zastrzega były prezes PZPN.

To już trzecia wizyta Listkiewicza w prokuraturze w ostatnich tygodniach. Nieoficjalnie wiemy, że śledczy badają sprawę przekazywania pieniędzy przez PZPN klubom zamiast wierzycielom, kwestię przyznawania ligowych licencji, m.in. Widzewowi Łódź, a także szczegóły transakcji PZPN związanych ze sprzedażą praw telewizyjnych i podpisywaniem umów reklamowych. - Sprawa jest bardzo rozległa i wielowątkowa. Nie ukrywamy, że zarzuty możemy postawić wielu osobom - twierdzi Edward Zalewski, szef prokuratorów prowadzących śledztwo w aferze piłkarskiej.

Sekretarz generalny PZPN Zdzisław K. ma już postawione dwa zarzuty. Jest podejrzany o to, że przelał zajęte przez komornika 320 tys. zł na konto GKS-u Katowice zamiast do urzędu skarbowego. Było to przekroczenie uprawnień i działanie na niekorzyść wierzycieli. W podobny sposób postąpił w sprawie Widzewa Łódź. Niemal identyczne zarzuty otrzymał wcześniej były wiceprezes PZPN Eugeniusz K.

Sekretarz K. potwierdza, że podpisywał różne pisma związkowe, ale nie przyznaje się do winy. Doprowadzenie przez prokuraturę do konfrontacji Listkiewicza ze Zdzisławem K. wskazuje, że ich wersje wydarzeń się różnią. Czy podczas poniedziałkowej konfrontacji składali ponownie sprzeczne zeznania? - Na tym etapie śledztwa nic nie ujawnię. Oczywiście nie powiem również, jakie efekty przyniosła konfrontacja - mówi prokurator Edward Zalewski.

- Nadszedł czas, że obydwaj panowie mówią tak, by uratować siebie. Tu nie będzie krycia kogoś, bo w taki sposób można tylko pognębić siebie - twierdzi jednak nasz informator.

Na pytanie, czy po konfrontacji nadal będzie rozmawiał z sekretarzem K., Michał Listkiewicz powiedział: - Oczywiście, że rozmawiamy ze sobą. Nic się nie zmieniło. Jednak nie przyjechaliśmy tu razem, a wracamy również osobno.

Były prezes konsekwentnie podkreśla, że w PZPN każdy pracownik odpowiadał za "swoją działkę", a on nie poczuwa się do winy za decyzje, które podejmowali jego podwładni, m.in. sekretarz generalny. Z naszych informacji wynika jednak, że prokuratura zbiera materiały, które mają udowodnić również winę Listkiewicza, który z racji funkcji sprawował nadzór nad związkiem i zarządzał nim. Tak ma wynikać z części zapisów statutowych i regulaminowych związku. - W Polsce przepisy dotyczące stowarzyszeń i związków sportowych są niejednoznaczne i można je różnie interpretować - tłumaczy Listkiewicz.

Zarzuty postawione Zdzisławowi K. i Eugeniuszowi K. podlegają karze od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.