Członek zarządu Legii mówi o chorych układach klubów z kibicami

Stowarzyszenia kibiców dogadują się z władzami klubów i wspólnie łamią prawo. W wielu miastach wie o tym także policja, ale dla niej wygodniej jest mieć kibiców na stadionie, bo wcześniej słyszą, że jeśli ich nie wpuszczą, będą mieli problem w mieście - mówi Jarosław Ostrowski, członek zarządu Legii Warszawa.

Władze Legii kontra kibole i "Wiara Lecha" ?

Regulamin bezpieczeństwa PZPN i Ekstraklasy stanowi, że kluby biorące udział w meczu muszą zapewnić, że bilety przekazane do ich dyspozycji (sprzedaży) są rozprowadzane jedynie wśród kibiców swojego klubu (klub A sprzedaje bilety kibicom klubu A, a klub B kibicom klubu B). Kluby mają obowiązek znać tożsamość kibiców, którym sprzedały bilety, a organizator meczu po konsultacji z policją i odpowiednimi służbami musi zapewnić, że dystrybucja biletów uwzględnia rozdzielenie grup kibiców (artykuły 15., 16., i 17. regulaminu). W polskiej lidze nagminnie łamie te przepisy zdecydowana większość klubów. Komisja Ligi problem bagatelizuje.

Michał Szadkowski: Jesienią Legia zagrała w lidze dziewięć meczów wyjazdowych. Na każdy klub organizował wyjazd kibiców...

Jarosław Ostrowski: - Nasi kibice ignorowali organizowane przez klub wyjazdy. Był to element protestu części kibiców wobec władz klubu. Najwięcej wejściówek - 12 - sprzedaliśmy na spotkanie z Lechem. Na inne nie więcej niż trzy, cztery. W drodze i na meczach próbowano tych kibiców zastraszać, np. poprzez robienie im zdjęć.

Mimo to kibice Legii byli na ośmiu stadionach. Według kibicowskich stron internetowych na ŁKS pojechało tysiąc osób, na Ruch 900, na Górnik Zabrze 700, na Lechię 500, na Lecha 400. Zabrakło ich tylko na meczu z Cracovią.

- Bo Cracovia nie poszła z nimi na taki układ jak inne kluby, a i nasi kibice nie rozmawiają z tamtejszymi kibicami. W Krakowie nikt paktu o nieagresji z nimi nie zawrze. Z tego samego powodu nie pojadą na Polonię Warszawa.

W innych miastach Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa ma świetne kontakty z zarządami klubów i osobami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Informują, że oficjalnego wyjazdu nie będzie, ale na mecz przyjedzie kilkaset osób. ŁKS sprzedał im bilety na jednym z parkingów. Potem wpuścił na sektor, na którym siedzieć powinni kibice gospodarzy.

SKLW dogaduje się z zarządami klubów, aby wspólnie złamać prawo?

- W większości przypadków. W wielu miastach wie o tym także policja, której wygodnie jest mieć kibiców na stadionie. Wcześniej słyszą, że jeśli ich nie wpuszczą, będą mieli problem w mieście. To działa.

Legia też przyjmuje kibiców drużyn, z którymi gra. Czy klub albo policja dostaje takie samo ultimatum?

- Kibice już wiedzą, że Legia na takie układy nie idzie. Działamy zgodnie z prawem. 24 godziny przed meczem dostajemy listę z nazwiskami kibiców przyjezdnych. Prawie zawsze chce ich wejść więcej, prawie zawsze zdarzają się osoby pod wpływem alkoholu. Władze klubów przyjezdnych często nas proszą, byśmy takie osoby wpuszczali. Nigdy tego nie robimy. Zostają pod stadionem, pilnuje ich policja.

Kibiców Legii wpuścił również Lech Poznań budujący wizerunek klubu nowoczesnego, dobrze zarządzanego.

- W Poznaniu lechici doprowadzili grupę kibiców Legii pod stadion. Nikt ich nie sprawdził lub sprawdził niedokładnie. Wejść mogły osoby z zakazem stadionowym i wnieść na trybuny wszystko. Na meczu używali niedozwolonej pirotechniki.

Stowarzyszenie kibiców Wiara Lecha ma bardzo silną pozycję w klubie. Jakiś czas temu agencja ochroniarska stwierdziła, że nie może realizować swoich zadań na stadionie w Poznaniu, bo zbyt wiele do powiedzenia mają kibice. Organizacji Wierze Lecha zazdroszczą wszyscy kibice. Jej szefowie zasiadają w loży honorowej. Dzięki temu Wiara Lecha czuje się tak mocna, że po zadymie w Gdańsku groziła dziennikarzom procesami, jeśli napisaliby o tych wydarzeniach w nieodpowiedni sposób. I dziennikarze nie drążą tematu.

Są tacy, którzy twierdzą, że Lech poradził sobie z problemem chuligaństwa, Legia z kibolami walczy i tylko na tym traci.

- Nie poszliśmy tą drogą, bo uważamy, że nie jest to dobre rozwiązanie. Przed naszym przyjściem [przed kupieniem klubu przez firmę ITI] podobnie było w Legii. Kibice swobodnie poruszali się po stadionie i budynku klubowym, dostawali darmowe bilety, mieli bliskie kontakty z władzami klubu. Łatwiej było im się tu dostać niż dzisiaj panu. A my inaczej wyobrażamy sobie rolę kibiców. Nie do nich należy zapewnienie bezpieczeństwa na stadionie, decydowanie o takich sprawach klubu jak zasady dzierżawy stadionu od miasta. Oni mają kibicować i współpracować z klubem, ale na zasadach określonych przez klub. Z prawem do krytyki oczywiście, ale w cywilizowanych formach.

W których klubach organizacje kibicowskie mają największe wpływy?

- We wszystkich mają wpływy, poza Legią. Najsilniejsza jest Wiara Lecha, w innych ta pozycja nie jest tak spektakularna, ale bardzo silna. Podobnie było we Włoszech. Jeszcze dwa lata temu mieli tam podobny problem. Po śmierci policjanta w Catanii państwo w końcu zaczęło pomagać klubom. Zdiagnozowano, że jednym z powodów problemów są zbyt bliskie powiązania organizacji kibiców z klubami. Wpisano do ustawy zakaz bliskiej współpracy klubów z organizacjami kibicowskimi. Od tamtej pory to policja decyduje o zamknięciu stadionu, wyłączeniu trybuny, możliwości rozwieszenia transparentów. Efekt był taki, że na pierwszym meczu po powrocie Juventusu do Serie A, gdy jeden z chuliganów rzucił racę, został przekazany przez kibiców policji w obawie przed restrykcjami wobec klubu. To nie mieści się w logice naszych kibiców. Oni nie współpracują z policją, a często tzw. kibicowski interes jest stawiany ponad interes klubu.

Dopóki nie zdarzy się tragedia na miarę Heysel czy Hillsborough, kluby będą łamały prawo?

- Do tych tragedii znacząco przyczyniła się zła infrastruktura. O niezgodnych z prawem zachowaniach kibiców mówimy wszem i wobec. Jest to problem społeczny, a nie samych klubów, ale nie każdy nas rozumie. Stowarzyszenia ciągle są przyjmowane na salonach. Nikomu w Polsce nie zależy, by stanowczo określić rolę kibica w klubie i zacząć tego przestrzegać. Organizacje kibiców mają wielką siłę. Są dopuszczane do prac sejmowej komisji tworzącej nową ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych. Rozmawia z nimi PZPN, Ekstraklasa, władze samorządowe i agendy rządowe. Pamięta pan mecz Polska - Kazachstan i transparent na całą długość boiska "Z dedykacją dla tych, którzy spisali NaS na straty"? NS to Nieznani Sprawcy, ultrasi Legii. Pieniądze na tę oprawę dostali od PZPN.

Przeglądałem orzeczenia Komisji Ligi z tego sezonu. Ani jeden klub nie został ukarany za wpuszczenie kibiców Legii na stadion. Mimo że w oczywisty sposób złamano kilka punktów regulaminu bezpieczeństwa PZPN i Ekstraklasy.

- Szukał pan na stronie internetowej? Nie wszystkie orzeczenia są na niej publikowane, nie wiadomo zresztą dlaczego. Nikt nie zna klucza. Z tego, co wiem, Górnik Zabrze dostał 15 tys. zł kary.

Wystarczająco dużo, by więcej z kibicami się nie dogadywać?

- Oczywiście, że nie. Zresztą podejrzewam, że ta kara mogła zostać przez naszych kibiców zrekompensowana. Z tego, co czytam na forach internetowych, bilety, które zgodnie z przepisami powinny kosztować 15 zł, sprzedaje się drożej.

Siedem klubów ukaranych nie zostało...

- Widocznie Komisja Ligi nie uznaje łamania regulaminu w zakresie organizacji wyjazdów i przyjmowania kibiców gości za istotne.

Rekordzistą jest ŁKS, który bezprawnie wpuścił na stadion aż tysiąc kibiców Legii.

- Zwróciliśmy się w tej sprawie do Komisji Ligi, a ta orzekła, że ŁKS przepisów nie naruszył, bo nie miał możliwości stwierdzenia, że byli to kibice Legii. Ponoć ujawnili się dopiero na trybunie, wraz z kilkoma kilkumetrowymi transparentami.

Tym samym Komisja orzekła inaczej niż Wydział Dyscypliny PZPN w 2005 r., który uznał, że wystarczy zgrupowanie kibiców wznoszących okrzyki pod adresem jednego z klubów.

To także wbrew przepisom UEFA, które odpowiedzialnością za zachowanie kibiców obarczają klub. Według nich kibicem klubu, jest ten, kto nosi jego emblematy lub wznosi okrzyki pozwalające go zidentyfikować.

Rozumiem, że na Wembley czy Camp Nou 1 tys. ludzi może wtopić się w tłum. Ale mecz ŁKS - Legia oglądało 5 tys. ludzi

- Członkiem Komisji Ligi jest przedstawiciel Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców. W czasie posiedzenia w sprawie ŁKS pytał, czy ludzie, o których rozmawiamy, nie byli przypadkiem sympatykami GKS Tychy, którzy mają podobne barwy jak Legia, i wydaje się, że tym tropem poszło myślenie członków Komisji Ligi. A że wywiesili transparenty związane z Legią, to już umknęło uwadze Komisji. W uzasadnieniu orzeczenia stwierdzono, że mecz piłkarski jest dobrem kultury, na które nie można zabraniać wstępu. Absurd. Jeśli mam w domu dzieło wybitnego malarza, nie oznacza to, że muszę każdego wpuszczać, by je oglądał.

A przepisy UEFA?

- Współpracujemy z departamentem bezpieczeństwa europejskiej federacji. Przewodniczący Mark Timmer nie wierzy, gdy opowiadamy mu o wpływach kibiców w Polsce. Nie wierzy, że kibice we Wrocławiu czy w Szczecinie zablokowali fuzję z Groclinem. Nie wierzy, że kibice z Wrocławia zażądali wycofania klubu z pucharów i właściciel to zrobił, bo jak powiedział w jednym z wywiadów: "Nie chciał iść drogą Legii". Nie dziwię się, że człowiekowi z zachodniej Europy nie mieści się to w głowie. UEFA jest bezwzględna w tym zakresie - jeśli ktoś kibicuje danej drużynie, jest jej kibicem i klub ponosi za jego zachowanie odpowiedzialność.

Legię ciągle traktuje się jak UFO. Kiedy na walnym zgromadzeniu Ekstraklasy prosiliśmy kluby, by po wydarzeniach w Wilnie nie wpuszczały naszych kibiców, wielu odpowiadało, że nie zgadza się z naszą polityką. Oni uważają, że z kibicami trzeba współpracować za cenę pozornego spokoju. Część klubów przyznaje nam rację, ale robi co innego.

Działacze klubowi narzekają na złe prawo, ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych.

- Obecny stan prawny pozwala walczyć z kibolami. Wystarczy dobra wola. Podam przykład. Sądowe zakazy stadionowe ma dziś w Polsce ok. 1 tys. osób. Przed każdym sezonem kluby dostają listę z ich nazwiskami. Jeśli ktoś sprzedaje bilety na parkingu, nie ma możliwości sprawdzenia, czy dana osoba ma zakaz stadionowy. Większość klubów Ekstraklasy ma informatyczne systemy biletowe. Ale tylko w kilku działają one prawidłowo, na tyle, by nie wpuścić na stadiony objętych zakazem. Pozostali nie realizują postanowień ustawy i rozporządzeń.

Najłatwiej jest narzekać na prawo. A problem polega na tym, że pozycja organizacji kibicowskich w klubach jest bardzo mocna. Przez to kluby nie zauważają burd, a jeśli zauważają, to nie potępiają. Zamiast tego słyszymy, że sprawę trzeba wyjaśnić, a z kibicami porozmawiać, albo że była to prowokacja.

Copyright © Agora SA