Kto po Hondzie opuści Formułę 1?

Wycofanie się z Formuły 1 Hondy wywołało szok. - Pozostaje pytanie: kto następny? - mówi Gerhard Berger, były współwłaściciel Toro Rosso.

Właścicele teamu Honda nie zawyżą ceny sprzedaży  ?

Honda, która na budżet zespołu Formuły 1 przeznaczyła w 2008 roku ok. 400 mln dolarów, odejście ogłosiła w czwartek. Japoński koncern zapowiedział, że jest gotów utrzymywać zespół jeszcze na początku 2009 roku, jeśli do świąt znajdzie się na niego kupiec. Cena nie jest ponoć wygórowana, a i o chętnych mówi się coraz głośniej - dwa bliskowschodnie konsorcja już sondowały Davida Richardsa, szefa "Prodrive", wielkiej firmy usportawiającej samochody, czy zostałby szefem zespołu, gdyby one wyłożyły pieniądze.

Głośniej mówi się jednak także o tym, że bliski wycofania jest jeszcze jeden zespół F1. Dietrich Mateschitz, właściciel firmy Red Bull, który ostatnio odkupił połowę udziałów Toro Rosso od Bergera, przyznał: - Kilka innych zespołów miało podobne myśli jak Honda.

Czy w obliczu kryzysu Mateschitza będzie stać na utrzymywanie dwóch zespołów? O Toro Rosso jeszcze przed krachem na giełdach mówiło się, że jest w austriackim koncernie niechciane.

Zespoły fabryczne jak jeden mąż zapewniły, że z F1 wycofywać się nie zamierzają, ale zapowiedziały ostrą redukcję kosztów. - Ten proces trwa już od kilku lat, ale teraz trzeba go wyraźnie przyspieszyć - mówi szef Ferrari Stefano Domenicali. Ron Dennis przyznał, że kryzys zmniejszy obroty McLarena o 150 mln dolarów. - Nasze budżety biorą się z wydatków na promocję wielkich firm. A one są ostatnio redukowane.

Najgorzej mają jednak zespoły prywatne, czyli wspomniane już Red Bull i Toro Rosso, a także Williams i Force India. O ile ten ostatni, finansowany przez indyjskiego miliardera Vijaya Mallyę, z motorowej elity się nie wycofa, to niskobudżetowy Williams może mieć kłopoty. Jeden z szefów tego zespołu - Adam Parr - powiedział ostatnio w "The Times", że na starcie pierwszego wyścigu nowego sezonu w Australii (29 marca) spodziewa się zobaczyć osiem zespołów.

BMW, dla którego ściga się Robert Kubica, uspokaja. - Nasz udział w wyścigach jest integralną częścią strategii firmy - powiedział Klaus Draeger z zarządu bawarskiej firmy. - Nie ma lepszego sposobu na demonstracje naszych wartości niż Formuła 1. F1 jest też świetnym polem doświadczalnym dla rozwiązań, które będziemy chcieli później stosować w samochodach seryjnych - dodał.

Jutro początek testów w Jerez. Kubica będzie jeździł we środę i w czwartek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.