Walka żużlowców z ligą o reklamy. Będzie strajk?

Czas: sześć miesięcy. Zysk: sporo ponad 100 tys. zł. Taki zarobek w zaledwie pół roku mają żużlowcy, którzy znajdą chętnych na reklamy na swoim sprzęcie. Liga chce, aby dzielili się pieniędzmi. Żużlowcy bronią się, zakładając stowarzyszenie.

Po zakończeniu sezonu wśród zawodników rozgorzały dyskusje. Niemal wszyscy mają dość planów Ekstraligi Żużlowej sp. z o.o. - organizatora rozgrywek, a te są coraz bardziej ekspansywne. Władze ligi chcą, aby żużlowcy, którzy ścigają się w trwającym pół roku sezonie, oddawali część zysków, jakie mają ze sprzedaży reklam na swoim sprzęcie.

Kwoty są niemałe. Kombinezony, w których startują żużlowcy są zwykle pełne kolorów - to efekt dziesiątek większych i mniejszych znaków firmowych ich sponsorów. Podobnie jest na motocyklach.

Taki jest rezultat rosnącej medialności żużla - zdjęcia zawodników w trakcie rywalizacji na torze pojawiają się nie tylko w pismach motorowych, a dyscyplina regularnie bije rekordy popularności w telewizji. Mecz finałowy między toruńskim Unibaksem a Unią Leszno obejrzało w programach TVP ponad milion osób. To wynik, który zaskoczył nawet pracowników stacji. Mecze lig siatkarskich i koszykarskich przyciągają znacznie mniej widzów.

Żużlowcy od lat traktują samych siebie, niczym ścigające się pełne reklam słupy ogłoszeniowe. Rynek rośnie z roku na rok. W tym sezonie nawet zawodnicy rzadko wyjeżdżający na tor eksponowali na swoich motocyklach i kombinezonach loga firm - im mniej znany zawodnik, tym niższa cena. Ci najlepsi w ciągu pół roku - tyle trwa sezon - są w stanie zarobić w ten sposób sporo ponad 100 tys. zł netto.

Liga chce, aby podzielili się zyskami. Argumentacja: żużlowcy startują w rozgrywkach organizowanych przez spółkę, a tysiące kibiców na stadionach i setki tysięcy przed telewizorami nie oglądają zawodników, a mecze Speedway Ekstraligi.

Według nieoficjalnych informacji zawodnicy mają dość takiej sytuacji - uważają, że są wykorzystywani. Dlatego doszło do cichego spotkania, na którym uzgodnili, że zastrajkują, jeśli liga nie będzie liczyła się z ich zdaniem.

Nie mogą założyć związku zawodowego, choć były takie początkowe plany. Powód: każdy z nich prowadził własną działalność gospodarczą - jako jednoosobowa firma podpisuje kontrakt z klubem. A to oznacza, że według prawa nie są pracownikami, ale szefami. To wyklucza jakąkolwiek działalność związkową.

W efekcie żużlowcy mają inny pomysł - wkrótce powstanie ich stowarzyszenie, które ma reprezentować interesy zawodników w negocjacjach z ligą. Jeden z pomysłodawców: - Z deklaracji wynika, że praktycznie wszyscy zawodnicy w Ekstralidze są skłonni do niego przystąpić. Widać, każdy z nas ma te same problemy.

Czy możliwy jest strajk zawodników? - pytam. Żużlowiec: - Zobaczymy, co teraz zrobi Ekstraliga. Chciałbym, żeby to rozeszło się po kościach. My nie chcemy cudów, ale sprawiedliwości. Tylko nie wiem, czy druga strona zdaje sobie z tego sprawę.

Dla Gazety - Żużlowiec Unibaksu, nie chce ujawniać nazwiska:

Sponsorów szukam sam. Za reklamę płacą w zależności od miejsca na kombinezonie. Nie powiem, ile zarabiam. Na pewno nie są to małe kwoty - z jednej takiej reklamy można zyskać tyle, ile ktoś przeciętnie pracuje dwa, trzy miesiące. Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym się dzielić zyskiem. To, że dzięki reklamom zarabiam, jest tylko i wyłącznie zasługą moich kontaktów albo wyników. Dlaczego liga nie zainteresuje się np. tym, że startując w niej i przyciągając kibiców, muszę wydać sporo pieniędzy na utrzymanie mechaników albo kupno sprzętu? Może działajmy w drugą stronę - skoro to my jesteśmy najważniejsi w rozgrywkach, niech nam spółka dodatkowo płaci. Nic za darmo.

not. r

Ile zarabia żużlowiec?

Każde miejsce na kombinezonie jest inaczej wycenione - w zależności od klasy zawodnika i możliwości eksponowania logo. Ligowa czołówka - na zdjęciu as Unibaksu Chris Holder - zarabia sporo. Gdyby Australijczyk zdecydował się na starty w cyklu Grand Prix, jego ceny na pewno by wzrosły.

Ok. 50-100 tys. zł

Tyle według nieoficjalnych informacji czołowi żużlowcy żądają za reklamę w najbardziej eksponowanym w trakcie jazdy miejscu - na ramionach i rękach.

Ok. 20 tys. zł

Taką kwotę trzeba wydać, aby logo i nazwa firmy była np. na udach klasowego żużlowca. Miejsca sporo, więc największe gwiazdy mają nie jedną, ale kilka reklam.

Ok. 10-20 tys. zł

Czapka to jedno z najlepszych żużlowych akcesoriów reklamowych. Wywiady, zdjęcia w parkingu - zawodnicy rzadko rozstają się wtedy z nakryciem głowy. I to nie ze względu na pogodę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.