Ziółkowski opowiada jak "pomagają" sobie w treningach jego rywale ?
Marek Kolbowicz: Nie było nerwowej atmosfery, tylko ja więcej mówiłem niż zwykle, a to z powodu humorów naszej łodzi. Nie płynęła, jak bym tego sobie życzył.
- No nie! (Kolbowicz łapie się za głowę). Nie każ mi takich rzeczy tłumaczyć, to bardzo złożona sprawa.
- Wkładaliśmy maksimum umiejętności, a łódka robiła fochy. To tak jak w Formule 1 - prowadzisz świetnie, a bolid nie jedzie tak jak trzeba, bo np. opony ma złe. Nie każdy to czuje, ale ja czuję, czy łódź wypływa spod tyłka, czy też nie. Czy po odrzucie [piór wioseł] mamy fazę wypuszczenia łodzi, czy też nie. A tego w Jangling [zgrupowanie przed startem w Pekinie - wj] nie było. Łódka niby szybko płynęła, ale ja czułem, że coś jest nie tak, że nie mamy komfortu. I dlatego byłem zły na cały świat. Ale zaznaczam, tylko ja.
- Nie, absolutnie nie. Chodziło o technikę wiosłowania.
- Otóż to!
- Przez analizę zdjęć. Kupiłem profesjonalny aparat fotograficzny, żebyśmy mieli superdokładne zdjęcia naszej osady w różnych fazach ruchu. Robi siedem klatek na sekundę. Ja to wrzucam na komputer i wieczorem analizuję. Widzę, gdzie kto kończy, gdzie wkłada wiosło, kto spóźnia. Na drugi dzień rano mówię: panowie to i to musimy zmienić.
- Najpierw ustawiliśmy Konrada (bo jego, jako czwartego, najciężej ustawić), ale nadal było źle. Potem zauważyłem, że Adam, czyli ten, co siedzi na pierwszej dziurze, na samej końcówce przeciągał wiosło za daleko, za mocno.
- Łapy są najsłabszą częścią naszego ciała. Najważniejsze są nogi, dalej tułów, a dopiero na końcu ręce i ramiona. Błędem jest używanie rąk w wioślarstwie jako głównego motoru. To jest tylko pomocniczy motorek. No i płynność ruchu. To jest woda, wszystko musi być płynne, nie rwane. W momencie, kiedy Adam został skorygowany - trening stał się czystą przyjemnością, a my najszczęśliwszymi ludźmi w wiosce olimpijskiej.
- Cały okres Jangling plus dwa dni w Pekinie, w sumie 12 dni.
- Nie mam pojęcia, ale metody wizualizacji na treningach nie są niczym nowym. Wymyślili je chyba pływacy. Australijczycy zaczęli wrzucać do basenu cząsteczki folii kolorowej, by zobaczyć na zdjęciach, jak się woda załamuje, jakie tworzą się zawirowania wokół pływaka, po to by znaleźć dla niego optymalny sposób poruszania się.
- Ich trener mi to powiedział [szczecinianin Krzysztof Korzeniowski - wj]. Obserwuje nas od dwóch lat i wie, że nie jesteśmy doskonałymi zawodnikami, a wygrywamy ze wszystkimi. Więc pomierzył naszą łódź, długość wioseł, odsadni itd. Oczywiście po kryjomu, na jakiś zawodach - i kazał zrobić identyczną.
- To kolejny duży temat. Na innej łodzi trenowaliśmy w Wałczu, a na innej płynęliśmy w Pekinie.
- Transport łodzi trwa dwa miesiące.
- Nie ma dwóch takich samych łodzi. Każdą trzeba dostroić i oswoić.
- Są odsadnie, które podtrzymują wiosła, wiosła, podnóżek. To wszystko trzeba ustawiać. Zaczyna się od podnóżka. Nie jesteśmy równi wzrostem, mamy różnej długości ramiona. Jeden bardziej się wychyla do przodu, inny do tyłu. Trzeba dobrać wysokość wózka, który chodzi po szynach. Żeby wszyscy wkładali pióra wioseł do wody w tym samym momencie i pod tym samym kątem. Ustawiamy odsadnie, aby względem siebie były równo. Ustawiamy wysokość dulek (to coś, co podtrzymuje wiosła na odsadniach). Lewa dulka musi być dwa centymetry wyżej od prawej, bo przecież wiosła na siebie zachodzą. Sprawdzamy, czy nasze zasięgi są równe, czy wiosła równo wchodzą w wodę. A najważniejsza i najtrudniejsza rzecz to ustawienie kąta natarcia piór do wody. To się reguluje dulkami. Jak źle to ustawisz, wiosła nie "łapią" wody albo za bardzo schodzą pod wodę.
- Tak musiał wyglądać. Ale marzyło mi się inaczej: na pięćsetce jesteśmy szóści, na tysiącu czwarci, po 1500 metrach trzeci i dopiero na ostatnich stu metrach wychodzimy na czoło. Marzyłem, aby polskich kibiców doprowadzić do palpitacji serca. No, ale na olimpiadzie nie mogliśmy sobie pozwolić na takie scenariusze. Miałem pogadankę przed startem z chłopakami. Zawsze najpierw trener mówi, a potem ja. Robię to nie tylko dla nich, także dla siebie. W ten sposób wyładowuję emocje. I powiedziałem tak: "Chłopaki jesteśmy w optymalnej dyspozycji, nie ma opcji, aby nam ktoś podskoczył. Wygraliśmy wszystko, co było do wygrania. Teraz też musimy wygrać. Nawet nie musimy. My to wygramy. Tylko pamiętajmy o finiszu Australijczyków i o Włochach. Na trzeciej pięćsetce mięśnie maja trzeszczeć, dokładamy do pieca tak, że nikt nie wytrzymuje, regaty rozstrzygamy na trzeciej pięćsetce".
- Na tysiącu podnosimy o oczko wyżej i pracujemy mocniej w wodzie.
- To nie jest finisz. To jest wstawka. Pięć, sześć mocniejszych pociągnięć wiosłami, które powodują, że nie zwalniamy jak inni, tylko płyniemy tak samo szybko, jak płynęliśmy. Wiedzieliśmy, że Włosi też mają taką wstawkę.
Każda osada przez 300, 400 metrów się rozpędza, a potem przechodzi na jazdę torową. Po tysiącu metrów siła spada i prędkość też. Stąd te wstawki. Więc umówiliśmy się, że robimy wstawkę po tysiącu, a potem zobaczymy co dalej. No i okazało się, że jesteśmy mocniejsi.
- Poznania nie liczę, bo to był termin, który nam nie pasował ze względu na nasz etap przygotowań, ale pojechaliśmy dla polskiej publiczności. A w Lucernie to nie my pojechaliśmy słabo (Francuzi byli za nami 4 s), tylko Amerykanie byli w niesamowitym gazie. Na szczęście w Pekinie nie udało im się powtórzyć szczytu formy.
Jakie są idealne parametry wioślarza? Wszyscy ważycie ok. 90 kg i macie po ok. 190 cm wzrostu.
- Idealne? 190 cm, wzrostu i 90 kg wagi.
- To waga zimowa. Zimą Adam potrafi ważyć nawet 99 kg. Ale latem wszyscy ważymy między 90 a 92.
- Może. Ale to jego problem (śmiech).
Bywają! Niemcy, Ukraina, Włosi.
- Im większy człowiek i cięższy, tym większe problemy z koordynacją. W wioślarstwie nie liczy się siła. Liczą się przede wszystkim wytrzymałość i technika. My nie jesteśmy silni, tylko wytrzymali i jak ja to mówię, radzimy sobie technicznie. Nasza średnia siła maksymalna oscyluje w granicach 100-150 kg [dociąganie sztangi, leżąc przodem - wj].
- To jest nic. Jak bym dociągnął 200 kg, to wtedy mówilibyśmy o sile. Ale wyobraź sobie, że biorę sztangę 55 kg i tą sztangą dociągam przez siedem minut 250 razy. To jest wytrzymałość. Siła i wytrzymałość to dwa różne bieguny. Kształtując siłę, zabijamy wytrzymałość i na odwrót. 40 lat temu, gdy wioślarze wiosłowali tempem 26-28, a jedynka ważyła 50 kg, siła była bardzo istotna. Były ogromne przeciążenia. Teraz jedynka waży 14 kg, przeciążenia są o wiele mniejsze.
- Rytm.
- Rytm to jest stosunek czasu przejścia przez wodę [piórami wioseł - wj] do czasu podjazdu. My bardzo szybko przechodzimy, a bardzo wolno podjeżdżamy. Chodzi o to, by jak najkrócej się męczyć, a mieć jak najdłuższy czas na odpoczynek. Proporcja między tymi dwoma czasami wynosi u nas 1 do 2, a to dlatego, że ja jestem słaby (śmiech). Naprawdę, nie żartuję, ja nie mam takiej wytrzymałości, muszę więcej od innych odpoczywać. Włosi na przykład jadą jeden do jednego.
- Nie, nagrywamy konkurencję na wideo i to wystarczy, by sprawdzić ich technikę i taktykę. Włosi mają nieprawdopodobną wytrzymałość. Ja przy ich rytmie po tysiącu metrów bym padł. I nie tylko ja.
Ma 37 lat, jest najstarszym i najbardziej doświadczonym zawodnikiem w naszej osadzie. Ukończył Instytut Kultury Fizycznej Uniwersytetu Szczecińskiego, gdzie obecnie jest asystentem w Zakładzie Sportów Różnych. Przygotowuje się do doktoratu na temat treningu wioślarskiego. Pekin był jego czwartymi igrzyskami.