Szef PZPS Mirosław Przedpełski: Takich Wlazłych mamy jeszcze kilku

Cenię zagranicznych selekcjonerów, są dobrzy, ale chcę spróbować kogoś z Polski. Nie mamy czasu, by nowy trener poznawał nasze środowisko - zapowiada w rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Mirosław Przedpełski.

Raul Lozano: Decydowały drobiazgi ?

Przemysław Iwańczyk: Miejsce piąte-ósme na igrzyskach w Pekinie to sukces czy porażka siatkarzy?

Mirosław Przedpełski: Gra zadowalająca, wynik nie. Chcieliśmy być w czwórce, ale sposób gry, wrażenie, jakie zostawiliśmy, wstydu nie przynosi.

Słyszę jednak rozgoryczenie w pana głosie.

- Tak, bo jak wszyscy polscy kibice mierzyłem w półfinał. Znów mamy miejsce piąte-ósme, powtarza się sytuacja z Aten.

Może nie mamy siatkarzy zdolnych systematycznie zdobywać medale na wielkich imprezach? Jest Brazylia...

- Zaraz, zaraz. Poczekajmy do końca igrzysk i przekonamy się, czy Brazylia, a zaraz za nią Rosja, rzeczywiście są najsilniejsze. Światowa czołówka, do której należymy, to osiem krajów. Różnice w technice, umiejętnościach, przygotowaniu są niewielkie. Wszystko leży w głowach zawodników, od tego zależy sukces tej czy innej ekipy.

Ale z tej czołówki tylko Polska zdobyła zaledwie jeden medal - srebrny na mistrzostwach świata.

- Tylko jeden? Aż jeden.

To był szczyt możliwości? Na nic więcej siatkarzy już nie stać?

- Wyciągniemy wnioski z czterech ostatnich lat, kolejne sezony będą bardziej udane, bo nie popełnimy tych samych błędów. Na gorąco mogę powiedzieć, że zawodzi czynnik ludzki. Jako związek jesteśmy dobrze przygotowani do tego, by osiągać sukcesy. Nie wiem, czy nie najlepiej na świecie.

Z Raula Lozano jest pan zadowolony?

- Generalnie tak. Wniósł wiele nowego, ale ani jemu, ani Marco Bonitcie w kobiecej kadrze nie udało się dotrzeć do głów naszych zawodników. Przy wyborze nowych trenerów trzeba zastanowić się, co jest ważniejsze - technika, taktyka czy psychika, która nas zawodzi. Siatkówka to gra zespołowa, chemia jest najistotniejsza.

W przypadku Bonitty sprawa jest jasna - nie dogadał się z siatkarkami. A Lozano?

- Też zabrakło chemii, choć Lozano miał łatwiejsze zadanie niż Bonitta. Nie musiał lepić rozsypanej drużyny, tylko dostał grupę, która współpracowała ze sobą wiele lat. Ci ludzie znają się na wylot i często sami się motywowali.

Pekin to ostatnie igrzyska, na których Zagumny, Gruszka, Świderski i inni z pokolenia 30-latków mogli osiągnąć wspólnie sukces.

- Na szczęście rośnie cała armia ich następców, którzy zabezpieczą naszą przyszłość.

Winiarski i Wlazły sami nie pociągną drużyny do sukcesów.

- Wyjdą nowi. Mamy utalentowanych 20-latków.

Niech pan poda nazwiska.

- Nie zrobię tego, bo się chłopakom w głowach poprzewraca. Zapewniam pana, że takich Wlazłych mamy kilku. W ostatnich latach, kiedy siatkówka ruszyła z kopyta, wyrosło wiele talentów.

Piotr Gruszka o niewidzialnej granicy porażki ?

Lozano i Bonitta kończą pracę w Polsce?

- Tak. Kontrakt Lozano trwa do końca roku, więc jego zadaniem jest jeszcze wprowadzić Polskę z barażów do mistrzostw Europy [we wrześniu z Belgią]. Myślę, że Argentyńczyk dotrzyma warunki do końca.

Pana wymarzony selekcjoner?

- Skrzyżowanie Lozano z Bonittą, ale trener, który mówi po polsku (śmiech).

Reprezentacje wracają do polskich selekcjonerów?

- Na pewno nie będę już z selekcjonerami rozmawiał przez tłumacza. Trener musi porozumiewać się po polsku lub angielsku. A pan widzi jakichś kandydatów w Polsce?

To pan ich ma znaleźć.

- Jest kilku. Na przykład Krzysztof Stelmach, który terminował u Lozano, zna włoską szkołę i naprawdę wie, jak to się robi. Wbrew temu, co się mówi, Argentyńczyk wiele nauczył naszych szkoleniowców. Teraz potrzeba nam selekcjonera, który dotrze do chłopaków. Gdybyśmy jednak wybrali zagranicznego trenera, po ostatnich doświadczeniach będziemy wyjątkowo ostrożni, przejrzymy go na wszystkie strony. Lozano był naprawdę dobry, ale brakowało mu artyzmu. Owszem, wciągnął drużynę na szczyt, ale ostatnio coś nie domagało. Bonitcie udało się poskładać zespół po Andrzeju Niemczyku, ale sam go później rozwalił. Żaden zespół nie jest w stanie przetrwać takich burz.

Wiele się nauczyłem od ostatnich wyborów trenera. Wtedy byłem początkującym prezesem, teraz wiem, na co zwrócić uwagę i jakie błędy popełniłem.

Stać polską federację na Bernardo Rezende, twórcę sukcesów Brazylii?

- Stać nas na każdego trenera, na Rezende też. Powiem inaczej: wielu trenerom, w tym Rezende, z pewnością zależałoby na tym, by pracować w Polsce. Jesteśmy na topie, organizacyjnie i pod względem kibiców nie mamy sobie równych na całym świecie.

Rozważa pan tę kandydaturę?

- Poczekajmy, czy zdobędzie złoto z Brazylią i czy wtedy odejdzie.

Roześlemy wici po świecie, na pewno odzew będzie natychmiastowy. Już zgłaszają się menedżerowie, którzy proponują nam trenerów. Cenię zagranicznych selekcjonerów, są dobrzy, ale ja naprawdę chcę spróbować kogoś z Polski. Nie mamy czasu, by nowy szkoleniowiec poznawał środowisko, bo już za rok kolejne imprezy, w tym mistrzostwa Europy kobiet u nas w kraju.

Kto poprowadzi reprezentację kobiet?

- Były rozmowy z Alojzym Świderkiem, mamy Jerzego Matlaka, który już kiedyś prowadził kadrę. Trzeba porozmawiać z zawodnikami obydwu reprezentacji, chcę poznać także ich zdanie.

Sportowcy wybiorą najwygodniejszego dla siebie...

- Oni nie będą wybierać, tylko my. Chcę jedynie wiedzieć, co im przeszkadzało w poprzednikach.

Milena Sadurek: Powinnam myśleć, a nie ślepo realizować taktykę Bonitty ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.