Rio 2016. Adrian Zieliński na progu

Kolejny ciężki przypadek dopingu zawisł nad reprezentacją olimpijską. Znaleziono nandrolon w organizmie mistrza olimpijskiego z Londynu Adriana Zielińskiego. Na wszelki wypadek próbki moczu poleciały do Rzymu

Gdyby złe wyniki się potwierdziły, byłaby to największa afera dopingowa w polskim sporcie, nieporównywalna z niczym wcześniejszym - ani z Jarosławem Morawieckim złapanym w Calgary, ani z Kornelią Marek, która wpadła w Vancouver. I to jest afera rodzinna.

We wtorek z wioski został wyrzucony Tomasz Zieliński, młodszy brat Adriana, w jego organizmie bowiem także stwierdzono nandrolon. Norma wynosi 2,5 ng, a w pierwszym badaniu Tomasza było 12 ng.

Tomasza - tegorocznego mistrza Europy - badano w Rio. Ale obu braci badała też polska komisja antydopingowa i najnowsze informacje w sprawie Adriana dotyczą właśnie tych testów. Na razie znany jest wynik pierwszego z nich, przeprowadzonego 1 lipca na mistrzostwach Polski. I za tą zwłokę w ogłoszeniu wyników Adrian także ma pretensje, choć często właśnie tyle to trwa. - Czy jakbym poszedł na badanie krwi, to też bym półtora miesiąca czekał? - gorączkuje się. - Jestem rozbity.

Na wszelki wypadek, aby zapewnić maksymalną rzetelność badań, kontrekspertyzę wykonuje teraz laboratorium w Rzymie. - W piątek będziemy mieli wyniki i decyzję, czy jest to doping. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że wyniki są okołoprogowe - powiedział prof. Jerzy Smorawiński, szef komisji antydopingowej w Polsce.

Adrian Zieliński startuje w kategorii 94 kg, powinien wyjść na pomost następnego dnia, 13 sierpnia, w sobotę.

Adrian nie wierzy wynikom, twierdzi, że żadnej informacji oficjalnej nie dostał ani z klubu, ani ze związku, ani z misji olimpijskiej i że nie rozumie sytuacji, w jakiej się znalazł. Podobnie mówił o swojej wpadce dopingowej Tomasz. Obaj trenują pod okiem trenera indywidualnego Adriana, czyli Jerzego Śliwińskiego, w Bydgoszczy lub na zgrupowaniach, które sami organizują. Nie po drodze im z Ryszardem Soćką, trenerem kadry, i - choć wcześniej mieli z nim sztamę i pomagali w wyborach - nie po drodze im też z prezesem Szymonem Kołeckim. Prezesem do wczoraj, bo w wyniku afery z Tomaszem podał się do dymisji.

- Jestem tym wszystkim zaskoczony. Będziemy wyjaśniać i odwoływać się w przypadku Tomasza. Bracia jedzą to samo, jesteśmy pod tym względem bardzo precyzyjni, mają te same obciążenia treningowe, odżywki. Chodzimy razem na spacery i śpimy w tym samym pokoju. W ogóle wykluczam, że coś zrobili poza moją wiedzą - powiedział "Wyborczej" trener Śliwiński, kiedy rozmawialiśmy z nim wczoraj w wiosce olimpijskiej. - Czy ja wyglądam na głupiego? Musiałbym być skończonym idiotą gdybym brał nandrolon przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie. Nandrolon?! Przecież on się utrzymuje w organizmie 18 miesięcy. Po co mi to, skoro jestem przygotowany na medal olimpijski? Nielogiczne - pytał nas dramatycznie Adrian.

Trener też dokłada swoje. Mówi, że Tomasz na kwietniowych ME w Norwegii został jako zwycięzca dokładnie przebadany przez gospodarzy, znanych z precyzji. Nic nie znaleziono, Tomasz był czysty. I teraz on mówi o 18 miesiącach, niedorzeczności, absurdzie i kosmosie. - Kto by wziął coś takiego przed Rio?

Ale to nieprawidłowe myślenie - powie każdy fizjolog. Poziom hormonu można zwiększyć i zmniejszyć, i akurat ciężarowcy z całego świata mają pod tym względem doświadczenie. Nawet trzy próbki pobrane od Tomasza Zielińskiego pokazują inne dane - najwyższy poziom z 1 lipca, 12 lipca mniejszy, bliższy progowi, a ostatni, z 22 lipca, już w normie. I tak to się zdarza, że zawodnik 100 razy jest badany, a za 101. wpada. Bo polepszają się metody detekcji, bo zawodnicy są zaskakiwani testami. - Adrian i Tomasz Zielińscy startują od 10 lat na mistrzostwach świat, Europy, igrzyskach i nigdy nie było problemu - mówi trener Śliwiński.

Obaj bracia są objęci programem monitorowania ADAMS. Adrianowi zdarzały się przypadki unikania badań kontroli dopingowej, za co dostał żółtą kartkę. - W Osetii urwał się internet, nie mogliśmy zawiadomić o zmianie miejsca pobytu - tłumaczy trener Śliwiński.

Ponieważ jednocześnie wpadł na dopingu rezerwowy olimpijczyk - czekający w kraju na kontuzję lub doping rywali Krzysztof Szramiak, który przedawkował hormon wzrostu - Polsce grozi zawieszenie federacji. Regulamin mówi, że dzieje się tak, gdy trzech zawodników w ciągu roku wpadnie na testach przeprowadzonych przez międzynarodowe kontrole. Szramiaka badali kontrolerzy Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów, Tomasza Zielińskiego - WADA, ale Adriana - polska komisja. Do następnej wpadki międzynarodowej polska drużyna sztangistów jest bezpieczna bez względu na to, jak zakończy się sprawa starszego Zielińskiego.

Zobacz wideo

W Rio zrobiło się bardzo gorąco. Fotoreporter Reutersa nie mógł się powstrzymać [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.