Euro 2016. Polska - Niemcy. Rysa na niemieckim ideale

Wchodzisz do obozu ich reprezentacji na Euro 2016 i od razu czujesz, że to wyższa piłkarska cywilizacja. Ale nawet ona ma słabość. Akurat tam, gdzie Polacy mają siłę. W czwartek mecz Polska - Niemcy, początek o 21.

Na mapie są sąsiadami, a na francuskich mistrzostwach ulokowali się tak, jakby chcieli uciec od siebie możliwie najdalej. Polacy stacjonują nad Atlantykiem, w najbardziej wysuniętej na zachód bazie wśród uczestników turnieju, a Niemcy osiedli nad Jeziorem Genewskim, czyli w bazie najbardziej wysuniętej na wschód. W kameralnym miasteczku wymuskanym na modłę już bardziej szwajcarską niż francuską - ulic tu chyba nie zamiatają, lecz szorują ściereczkami nasączonymi płynem do dezynfekcji.

Baza niemieckiej reprezentacji też lśni, jak zresztą na każdym mistrzowskim turnieju. My mamy wszelkie powody, żeby PZPN wyłącznie chwalić za organizację polskiego obozu w La Baule, ale dopiero w Évian widać przepych wyższej futbolowej cywilizacji, której prawdopodobnie nie stać już na dalszy dynamiczny rozwój. Nie stać, bo ma wszystko, może co najwyżej polerować klamki. Rozmiary pawilonu ometkowanego logo Deutscher Fussball-Bund sugerują, że nasi czwartkowi rywale przenieśli tu całą swoją federację; obok stołu w sali konferencyjnej, zza którego przemawiali wczoraj piłkarze Jércme Boateng, Shkodran Mustafi i Lukas Podolski, stoi mercedes przypominający o luksusowym wymiarze sponsorskich umów DFB; dziennikarze, wymęczeni plastikiem stadionowych biur prasowych na Euro, tu zasiadają przy kojących dla wzroku boksach z jasnego drewna. Jest wystawnie i perfekcyjnie.

Niemiecka stabilizacja

O błogiej stabilizacji charakteryzującej reprezentację Niemiec przypomniał w poniedziałek Podolski, gdy spytano go o lojalność Joachima Löwa - selekcjoner powołał urodzonego w Gliwicach piłkarza na siódmą imprezę mistrzowską, choć wedle powszechnej opinii przydaje się on już głównie do budowania dobrej atmosfery w szatni. Atakujący Galatasaray Stambuł westchnął, że w lidze tureckiej nie sposób nawet zacząć budować wzajemnego zaufania, ponieważ trenerzy wylatują po kilku miesiącach. A selekcjoner Niemców, czego Podolski werbalizować nie musiał, utrzymuje posadę od 10 lat, zdecydowanie najdłużej wśród wszystkich kolegów po fachu uczestniczących w turnieju. Co więcej, wcześniej przez dwa sezony poznawał realia pracy z reprezentacją jako asystent Jürgena Klinsmanna. Oto niemiecka precyzja - żadnych gwałtownych ruchów, władzę nad najważniejszą drużyną oddajemy fachowcom nie tylko kompetentnym, ale też perfekcyjnie przygotowanym.

Ideał nieidealny

Na boisku Niemcy też wyglądaliby idealnie, gdyby nie środek ataku oraz boki defensywy. Najbardziej wydajny po hiszpańskim system szkolenia na kontynencie wypuszcza wybitnych przedstawicieli wszelkich specjalizacji poza wymienionymi, dlatego Polska dysponuje aż dwoma piłkarzami, których rywale z entuzjazmem, bez ułamka sekundy wahania zaprosiliby do podstawowego składu - nie tylko Robertem Lewandowskim, ale też prawym obrońcą Łukaszem Piszczkiem.

Ubóstwo na obu defensywnych flankach rzucało się w oczy w niedzielny wieczór. Obaj obsadzeni tam niemieccy piłkarze pozwalali rywalom na zbyt wiele i to między innymi dzięki temu Ukraińcy wybijali aż 11 rzutów rożnych.

Dylematy podobne do naszych

Do niedawna problem zasłaniał częściowo Philipp Lahm, zawodnik uniwersalny i wysławiany przez samego Pepa Guardiolę jako wybitnie (w sensie futbolowym) inteligentny. Jednak on porzucił kadrę. I trener Löw po obu stronach swojego pola karnego zmaga się z dylematami, z którymi my zmagamy się po lewej stronie - parafrazując Jakuba Wawrzyniaka, "biegają tam piłkarze zastępujący piłkarzy, których nie ma". Albo zatrudniani w słabiutkich jak na niemieckie standardy klubach, albo przesuwani z innych pozycji. I zawsze najmniej rozpoznawalni wśród wszystkich członków podstawowego składu. Nawet szef niemieckiej szkoły trenerów Frank Wormuth przyznaje, że reprezentacja płaci za zasadniczy błąd strukturalny w szkoleniu, mianowicie szczególnie obiecujących obrońców szybko przesuwa do środka boiska, tuż przed bramkarza. (Symptomatyczne, że Bayern na bokach defensywy, wyjąwszy przywoływanego Lahma, wpuszcza wyłącznie obcokrajowców - Austriaka Davida Alabę, Hiszpana Juana Bernata, Brazylijczyka Rafinhę).

Niemcy kombinują, bo Polacy mają atuty

Z Ukrainą wystąpili Benedikt Höwedes, na co dzień obrońca środkowy, oraz Jonas Hector, na co dzień kopiący w FC Köln i wieku 26 lat wciąż przed debiutem w europejskich pucharach. I zwłaszcza ten ostatni dał popis na tyle niesatysfakcjonujący, że Niemcy rozważają ostre przetasowanie - jeśli zdołają ostatecznie wykurować Matsa Hummelsa, to na prawą flankę przesuną Shkodrana Mustafiego, a na przeciwległą przerzucą Höwedesa. Wróciliby w ten sposób do koncepcji ze złotego mundialu, czyli osłaniania pola karnego kwartetem nominalnych środkowych obrońców. Słabujących w ofensywie, lecz sprawniej zabezpieczających tyły.

Niemcy kombinują, bo zidentyfikowali - nie było trudno - polskie atuty, czyli skrzydła. Bartosz Kapustka przykuł w niedzielę uwagę całej Europy, Kuba Błaszczykowski dał asystę, zdrowie odzyskał Kamil Grosicki. Poczuliśmy się bogaci. A jest jeszcze napalony na dośrodkowania Łukasz Piszczek, dzięki któremu Arkadiusz Milik mógł strzelić gola Irlandii Płn. jeszcze przed przerwą.

Ukraińcy też nadlatywali w niedzielę skrzydłami, jednak Jewhen Konopljanka oraz Andrij Jarmolenko wkopywali piłkę w okolice Zozulji - napastnika imponująco pracowitego, lecz pozbawionego snajperskiej drapieżności. A Polacy dostarczają podania królowi strzelców Bundesligi, o którym marzy Real Madryt. I jesienią we Frankfurcie pokazali, że obronę mistrzów świata najłatwiej rozbroić dośrodkowaniem Grosickiego do Lewandowskiego. Tak, to piękny pomysł na czwartkowy wieczór - małą rysę na niemieckim ideale poszerzyć do potężnej wyrwy.

Zobacz wideo

Polskie WAG's na meczu Polski z Irlandią. Tak kibicowały m.in. Anna Lewandowska i dziewczyna Milika [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.