Nuklearni Warriors gonią Bulls Jordana

Golden State Warriors mają bilans 15-0 i wyrównali najlepszy start w historii NBA. Rekord jest w zasięgu ręki. Ale czy także ten absolutny - 72 zwycięstwa w sezonie Chicago Bulls sprzed 20 lat?

W niedzielę Warriors pokonali na wyjeździe Denver Nuggets 118:105 i było to ich 15. kolejne zwycięstwo od początku sezonu. We wtorek grają u siebie z Los Angeles Lakers, którzy mają bilans 2-13 i momentami są karykaturą drużyny z NBA. - Podziwiam Warriors, oglądam ich jako kibic koszykówki. Robią wszystko to, co sami chcielibyśmy robić. Są zespołem, podają sobie piłkę, mają do siebie zaufanie, pomagają sobie - mówi Byron Scott, trener Lakers. Gdyby Warriors we wtorek przegrali, doszłoby do sensacji.

O obrońcach tytułu coraz częściej mówi się jako o drużynie idealnej. Takiej, która do perfekcji opanowała small ball, czyli taktykę polegającą na obniżeniu składu. Jej początki to lata 90., ale w ówczesnej lidze, w której grali Hakeem Olajuwon, Patrick Ewing, David Robinson czy młody Shaquille O'Neal, rezygnowanie z potężnych środkowych uznawane było za trenerską ekstrawagancję, przerost formy nad treścią. Dzisiaj small ball to klucz do sukcesu, tak zdobywa się mistrzostwa.

O co konkretnie chodzi? O wycofanie z gry powolnego, wysokiego środkowego, który razem ze swoim obrońcą z drużyny przeciwnej zajmował miejsce pod koszem, i wprowadzenie za niego gracza niższego, dynamicznego, który skutecznie rzuca za trzy, ale też wchodzi z piłką pod kosz. Mając na boisku pięciu podobnych graczy, bo u skrzydłowych też coraz częściej szuka się umiejętności właściwych obwodowym (rzut, kozioł, dynamika), przed drużyną otwierają się nowe możliwości. Warriors mogą grozić rzutem za trzy z każdego miejsca boiska i robić miejsce na wejścia pod kosz dla najlepszych w tym elemencie gry. Ale też, co równie istotne, skuteczniej bronić.

W czerwcowym finale Warriors przegrywali z Cleveland Cavaliers 1-2, gdy trener Steve Kerr zdjął środkowego Andrew Boguta, wprowadzając skrzydłowego Andre Iguodalę. Dzięki small ball Warriors wygrali trzy kolejne mecze, zdobyli tytuł, a Iguodala - nagrodę dla MVP finału. Teraz, choć odpoczywającego po operacji pleców Kerra zastępuje jego asystent, 35-letni Luke Walton, Warriors weszli na jeszcze wyższy poziom, momentami grają tak, jakby drwili sobie z rywali.

Stephen Curry, 27-letni rozgrywający mierzący 191 cm wzrostu, jest w tak fantastycznej formie, że rywali nie tyle ogrywa, co ośmiesza. Dryblingiem, fantazją, przyspieszeniem, rzutami z ośmiu metrów, nieprawdopodobnymi, seryjnie trafianymi trójkami z kontry Curry zdobywa średnio po 32,7 punktu na mecz, a jeśli rywalom w obronie uda się go podwoić, co samo w sobie jest bardzo trudne, odegra piłkę do Iguodali, Klay'a Thompsona, Harrisona Barnesa czy Draymonda Greena. A oni też potrafią i rzucić, i wejść, i podać.

Szczególnie ważny jest ten ostatni. 25-letni skrzydłowy (201 cm wzrostu) walczy z wyższymi od siebie pod koszem, ale potrafi też wybronić gracza obwodowego. W drużynie ma najwięcej zbiórek (7,9), ale też asyst (6,7). Nie brak opinii, że dla Curry'ego jest tym, kim był Scottie Pippen dla Michaela Jordana w Chicago. Zresztą porównań do Bulls jest coraz więcej. Pytanie o to, czy Warriors mogą pobić rekord wszech czasów, to główny temat początku rozgrywek.

20 lat temu, po 15 meczach sezonu 1995/96, pierwszego całego sezonu Jordana po powrocie z dwuletniej emerytury, Bulls mieli bilans 13-2, ale właśnie wrzucali mistrzowski bieg. Niesamowita gra pozwoliła im wyśrubować wynik do 41-3 w połowie rozgrywek. A ostatecznie - 72-10, czyli wynik o trzy wygrane lepszy niż Los Angeles Lakers z sezonu 1971/72. Jeśli doliczyć play-off, Bulls zdobyli swoje czwarte mistrzostwo, wygrywając 87 ze 100 spotkań.

Czy Warriors osiągną lepszy wynik niż Jordan, Pippen, Dennis Rodman, Toni Kukoc, Luc Longley i m.in. Steve Kerr? Paczka Jordana słynęła ze znakomitej defensywy, Warriors utożsamiani są z atakiem. Bulls wygrywali mecze średnią różnicą 12,3 punktu, obecni mistrzowie na razie zwyciężają, rzucając po 14,5 punktu więcej niż rywale. Choć warto dodać, że na razie Warriors grają raczej ze słabeuszami i średniakami.

Ale nawet dla najlepszych mają coś, co trudno okiełznać - śmiertelne, nuklearne ustawienie, jak mówi się o piątce Curry, Thompson, Iguodala, Barnes i Green. Warriors używają go jako dopalacza, ale tylko wtedy, kiedy muszą. W takim ustawieniu rozegrali w tym sezonie jedynie 56 minut, ale zdobyli w tym czasie aż 200 punktów. W takim ustawieniu kończyli swój najbardziej imponujący dotychczas mecz - wygrane 124:117 spotkanie w Los Angeles z Clippers, które zakończyli zrywem 28:12. Kto się im przeciwstawi?

Rozpoznasz gwiazdę NBA po tatuażach? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.