Tenis. Zapominamy o Wimbledonie

Trzy turnieje na kortach twardych wystarczyły, by podciąć skrzydła Agnieszce Radwańskiej, która znów zagrała bez wiary i energii. Odpadła w I rundzie w Cincinnati z 21-letnią Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą.

- To był chyba najlepszy mecz w karierze. Agnieszka to światowa czołówka. Pracowałam na tę wygraną od lat - promieniała Słowaczka, która ostro pnie się w rankingu. W styczniu była w ósmej dziesiątce, teraz jest 41., za chwilę może się przebić do trzydziestki.

Zwyciężczyni tegorocznych imprez w Katowicach i Bukareszcie dobrze serwowała, grała agresywnie, zdobywała mnóstwo punktów świetnym bekhendem, ale nade wszystko nie odpuszczała. Radwańska, gdy uciekł jej set, jakby przestała wierzyć. Walczyła bez energii i zadziorności. W końcówce nie pomogły ani wizyta na korcie trenera Tomasza Wiktorowskiego, który korzystając z prawa do tzw. coachingu, zachęcał Polkę do odważniejszej gry i mocniejszych piłek pod linię, ani przerwa medyczna na interwencję fizjoterapeuty, który zajmował się pęcherzem na dłoni Agnieszki. Im dłużej trwał mecz, tym solidniej grała Słowaczka, a Polka - gasła.

Nic nie zapowiadało wpadki. Radwańska po słabszej pierwszej części sezonu odżyła na trawie. W czerwcu sięgnęła finału w Eastbourne, w lipcu - półfinału Wimbledonu. Po miesięcznym odpoczynku poleciała do USA, gdzie wciąż grała nieźle (doszła do dwóch ćwierćfinałów), w Stanfordzie po świetnym, zaciętym meczu przegrała z Niemką polskiego pochodzenia Angelique Kerber (WTA 11), a tydzień temu w Toronto - z trzecią rakietą świata, Rumunką Simoną Halep.

Obie porażki były usprawiedliwione klasą rywalek, choć mecz z Halep miał już przebieg zwiastujący powrót problemów. Polka pewnie wygrała seta 6:0, a potem wyhamowała, cofnęła się przed rozpędzoną Rumunką, zagrała zbyt pasywnie. Skończyło się 6:0, 3:6, 1:6. Wiktorowski kilka razy mówił "Wyborczej", że brak agresji w kluczowych momentach i nieumiejętność pójścia za ciosem po zdobytym secie to największe bolączki. Tak było z Halep i wczoraj ze Schmiedlovą.

Po Wimbledonie Polka wróciła do pierwszej dziesiątki na świecie, ale po stracie punktów za zeszłoroczną wygraną w Kanadzie znów jest 15., najniżej od 2011 r. - Agnieszka musi nieco zmieniać styl gry, bo kobiecy tenis się zmienia. Jest coraz więcej młodych, które skracają wymiany, biją mocno i nie popełniają wielu błędów. Agnieszka też musi szukać większej agresji. W ostrych returnach, serwisach i uderzeniach bliżej linii. Samą obroną i kontratakami już z nimi nie wygra - powtarzał Wiktorowski wiosną.

Wimbledon dawał nadzieję, że Radwańska nie tyle zmienia styl, ile przynajmniej odzyskuje wiarę i waleczność. Ale trawa to nawierzchnia, która Polce wyjątkowo pasuje, bo premiuje wyczucie i świetne poruszanie się po korcie, co amortyzuje deficyty Agnieszki w siłowej grze i agresji. Gdy wróciła na beton, sprawy się skomplikowały, gdyż nawierzchnia - z wyższym kozłem piłki - daje rywalkom więcej czasu na mocne uderzenia. Energii do szarpania się z nimi starczyło Polce na dwa turnieje.

O optymizm trudno, bo betonowe korty w kalendarzu są aż po horyzont - dopiero w kwietniu tenisistki przeniosą się na mączkę, która zresztą Radwańskiej pasuje jeszcze mniej. Najbliższy turniej na trawie w czerwcu 2016 r. W US Open, który zaczyna się 31 sierpnia, Radwańska nigdy nie przebrnęła przez IV rundę. Pocieszeniem może być to, że nie tylko Polka ma problemy - kontuzje trapią Halep i Marię Szarapową, Kerber też odpadła w Cincinnati w I rundzie, formy nie może odnaleźć Petra Kvitová i finalistka Wimbledonu Garbine Muguruza.

Jerzy Janowicz (ATP 52) w III rundzie w Cincinnati pokonał Amerykanina Jareda Donaldsona (ATP 153) 6:4, 7:6 (7-4). O ćwierćfinał zagra z Ukraińcem Ołeksandrem Dołgopołowem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.