Tenis. Rewolucja u Radwańskiej musi trwać

Od lat debatowano, że Agnieszka gra za mało agresywnie. Jak chce to naprawić, mówią: ?Niech gra po staremu?. A ona musi zmienić i zmienia w swoim tenisie coś absolutnie fundamentalnego - mówi Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej, ósmej rakiety świata

Rozmowa z Tomaszem Wiktorowskim

Jakub Ciastoń: Jak ocenia pan dwa pierwsze miesiące sezonu Agnieszki? Chyba sama oczekiwała od siebie więcej?

Tomasz Wiktorowski: Trzeba zdać sobie sprawę, co oznacza dla Agnieszki rozpoczęcie współpracy z Martiną Navrátilovą. To jest szok, ogromna zmiana, jeśli chodzi o podejście do treningów i meczów. Agnieszka ma tak mocno zakorzenione pewne nawyki, które nakazują jej stać z tyłu kortu, cofać się, że nawet na treningu nie zawsze jest w stanie przesunąć się do przodu. Próbujemy robić proste ćwiczenie, prosimy Agnieszkę, żeby starała się grać bliżej linii, trafiała w cele rozmieszczone przy liniach, a czasem nawet poza kortem. Chodzi nie o celność, ale o wygenerowanie większej mocy uderzenia. I Agnieszka podświadomie nie jest w stanie tego zrobić. Ma tak mocno zakorzenioną w głowie solidność, dbałość o to, by piłka była w korcie, że po prostu celowo przestrzelić nie umie. Zmiana nastawienia wymaga czasu. Dwa miesiące to za mało.

Ostra krytyka ze strony Navrátilovej po meczu z Venus Williams w styczniu wywołała w Polsce konsternację...

- Martina sama potem przyznała, że trochę przesadziła. Nikt do nikogo nie ma żalu, choć o dokładne odczucia trzeba zapytać Agnieszkę. Może terapia wstrząsowa była konieczna? Agnieszka naprawdę musi zacząć grać inaczej, żeby zrobić krok do przodu. I ona to rozumie, dlatego właśnie zaryzykowała i związała się z Martiną. Powinna spokojnie przeanalizować to, co Martina ma do powiedzenia.

Tenis kobiecy się zmienia. Jeszcze kilka lat temu gra z głębi kortu, z długim przetrzymaniem piłki miała sens i przynosiła sukcesy. Dziś dziewczyny, które idą w górę, jak Garbine Muguruza czy Madison Keys, grają bardziej po męsku. Ich tenis opiera się na mocnym serwisie i szybkim rozgrywaniu akcji. Trzy, cztery odbicia i jest po wszystkim. Agnieszka musi się zaadaptować, żeby się w tym odnaleźć. Jak? Mówiłem o tym wielokrotnie. Ze swoimi warunkami fizycznymi nie zmieni się w Serenę Williams, nie zacznie zabijać piłek, ale w ramach tego, co ma, może grać agresywniej. Jej pierwszy serwis musi być mocniejszy, a nie na poziomie 145 km/godz., jak się ciągle zdarza, a drugi 113 km/godz. Powinno być więcej uderzeń wzdłuż linii i bliżej linii. Returny muszą być agresywniejsze. Kiedyś dobry return to było uderzenie zagrane w kort. Teraz norma się zmieniła - musi jeszcze odepchnąć rywalkę od linii końcowej. Dlatego w gemach returnowych dziewczyny więcej ryzykują. Damski tenis ma coraz mniej rytmu, wymiany stały się krótsze. Coraz mniej zawodniczek opiera grę na dużej liczbie uderzeń, na zmianach kierunku i na solidności.

Jakie wnioski po dwóch miesiącach? Udaje się rewolucja?

- Czasem tak, czasem nie. Było kilka meczów, które Agnieszka zagrała bardzo agresywnie, dokładnie tak, jak chcemy. Zarówno jeśli chodzi o poziom agresji, intensywność gry, jak i zaangażowanie. Np. z Johanną Larsson w Australii czy teraz w Dausze z Flavią Pennettą. Ale były też momenty, gdy grała źle. Ostatnie sety obu meczów z Venus Williams czy mecz w Dubaju z Muguruzą to był powrót do starego tenisa. Agnieszka miała w tych pojedynkach tylko momenty świetnej gry. A Muguruza i Williams popełniają za mało błędów, żeby Agnieszka mogła wygrać "po staremu". U niej wciąż nie ma stabilności tej ostrzejszej gry, ale kiedy słucham głosów niektórych, że niepotrzebnie coś zmienia, to krew mnie zalewa. Od lat była ogólnonarodowa dyskusja, że gra za mało agresywnie. I teraz, jak dojrzała do zmian, nagle słyszę: "Niech gra po staremu". Mało kto zauważa, że ona chce zmienić coś absolutnie fundamentalnego w swoim tenisie. To naprawdę bardzo trudne po tylu latach i ryzykowne.

Czyli jaka jest diagnoza na teraz?

- Agnieszka nie przystosowała się jeszcze do agresywniejszego stylu. Potrzebuje więcej czasu. Nie da się zmienić wieloletnich przyzwyczajeń od razu. Gdy przychodzi trudny moment, pojawia się tendencja, żeby wracać do tego, co robiła zawsze. Czuje, że coś zaburza znany od lat rytm.

Agnieszka i Martina nie stracą cierpliwości do siebie nawzajem?

- Nie wiem. Na razie nie straciły. Zgadzam się w 100 proc. z tym, co mówi o Agnieszce Martina. Zresztą nie tylko ona. Martina dyskutuje o Agnieszce w gronie innych wielkich postaci tenisa. One nie siedzą w Polsce przed telewizorem, ale jeżdżą na turnieje, oglądają mecze na żywo, znają wszystkie zawodniczki i nieustannie dyskutują. Wszyscy mówią to samo: Agnieszka musi przesunąć się do przodu i grać agresywniej. Do Agnieszki też to dotarło.

Mecz Pucharu Federacji z Rosją zakończył się klapą. Rosjankom miało ponoć nie zależeć. Jednak zależało.

- Rosjankom się chciało, zagrały zmotywowane. Biegały tak, że mało się kort nie zawijał pod ich stopami. Agnieszce nie wyszedł kluczowy mecz z Kuzniecową, to było to samo co w starciach z Williams. Znów było wyhamowanie, cofnięcie się do tenisa bardziej pasywnego.

Agnieszka nie straciła motywacji, by dalej gonić Wielkie Szlemy?

- Miała trudny moment pod koniec ubiegłego roku. Pojawiło się znużenie. Wtedy faktycznie się bałem, co będzie dalej. Ale teraz energia i zapał wróciły. Agnieszka chce się zmieniać. W przyszłość patrzymy z nadzieją. W czwartek rano 5 marca lecimy do Kalifornii, żeby jak najwięcej czasu spędzić z Martiną, która będzie z nami na obu turniejach.

Przed sezonem mówił pan, że trzeba Agnieszce dołożyć 2-3 kg mięśni, co ułatwi jej grę z większą mocą. Jakoś nie widać tych kilogramów.

- Szczerze? Też ich nie widzę, ale tendencja jest dobra. Trening siłowy był widocznie wciąż niewystarczający. Chodzi też o dietę. Agnieszka po prostu nieco za mało je w stosunku do wydatków energetycznych. Od pewnego czasu jeździmy na turnieje z własnym jedzeniem, konsultujemy się z dietetykami, mamy odżywki. Ale Agnieszka się czasem opiera. To trudny temat.

Robert Radwański, ojciec i były trener Agnieszki, mówi: "Wiktorowski musi odejść, Agnieszka nie robi postępów".

- Nigdy nie byłem wobec niego nielojalny. Jeśli chodzi o treningi, robię swoje, tyle mam do powiedzenia. Ta dyskusja jest niezręczna dla Agnieszki, zwłaszcza gdy odbywa się przez media. Bardziej by jej pomogło, gdyby ze strony najbliższych osób czuła wsparcie, a nie negowanie.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.