Trudno wierzyć Pistoriusowi

- Twoja opowieść jest tak nieprawdopodobna, że po prostu nie mogła się zdarzyć. I nie zdarzyła się, bo ją wymyśliłeś! - grzmiał prokurator Gerrie Nel w Pretorii, gdzie we wtorek zakończyło się przesłuchanie Oscara Pistoriusa. Ale do finału procesu sportowego celebryty droga wciąż daleka.

Pistorius jest oskarżony o zabójstwo z premedytacją swojej dziewczyny Reevy Steenkamp w lutym zeszłego roku. Prokuratura twierdzi, że para się pokłóciła, a były mistrz paraolimpijski w ataku furii sięgnął po pistolet i w środku nocy zastrzelił Reevę chowającą się za drzwiami ubikacji w jego domu w Pretorii. Obrona utrzymuje, że sportowiec zabił, ale przez pomyłkę. Myślał, że do domu ktoś się włamał i chce go zaatakować, nie zauważył, że dziewczyna wstała z łóżka i poszła do łazienki.

W RPA od dwóch miesięcy nie ma ważniejszego wydarzenia. Proces nie schodzi z czołówek gazet, w internecie bije rekordy klikalności. Jedna z firm monitorujących media wyliczyła, że gdy Pistorius po raz pierwszy zabrał głos na sali sądowej, w ciągu godziny w internecie powstało 23,9 tys. artykułów na ten temat.

Trzy lokalne stacje transmitują zmagania prawników z sali sądowej. W RPA ogląda je codziennie po 5-6 mln ludzi, kolejne kilkadziesiąt milionów - w internecie na całym świecie. Na sali siedzą i relacjonują na Twitterze niemal każde słowo przedstawiciele największych mediów - od "Guardiana", przez "New York Timesa", po gazety japońskie. Media mają nawet w sądzie własnego prawnika, który czasem wkracza do akcji, np. gdy sędzia Thokozile Masipa zakazała relacji z zeznań patologa, uznając, że mogą być zbyt drastyczne. Prawnik walczył, żeby można było je pokazać. Stanęło na tym, że wolno było tweetować na żywo.

Proces budzi ogromne emocje z kilku powodów. Po pierwsze, na ławie oskarżonych siedzi wielka gwiazda. 27-letni Pistorius to najsłynniejszy sportowiec w RPA. Mimo amputacji obu nóg poniżej kolan, gdy był jeszcze dzieckiem, uparł się, że zostanie biegaczem i pojedzie na olimpiadę. I po kilkunastu latach, startując na wykonanych z włókien węglowych protezach, dopiął swego - sięgnął po złote medale paraolimpijskie, a w 2012 r. w Londynie dopuszczono go do rywalizacji z pełnosprawnymi sportowcami. Rocznie zarabiał ok. 2 mln dol. na kontraktach sponsorskich.

Celebrytką była też ofiara. Steenkamp, blondwłosa piękna modelka z bogatej rodziny, w momencie śmierci kończyła właśnie zdjęcia do telewizyjnego reality show. Walczyła o prawa kobiet, działała w fundacji na rzecz przeciwdziałania przemocy.

Niezwykły sportowiec zabija piękną, dobrą dziewczynę - to podstawa sądowego hitu. Ale główny powód, dlaczego proces śledzą miliony, jest taki, że sądowa bitwa w Pretorii jest fascynująca.

Gdy w marcu zeznawali pierwsi świadkowie - sąsiedzi Pistoriusa - wydawało się, że werdykt będzie oczywisty. Sąsiedzi mówili, że słyszeli krzyki przerażonej kobiety, a potem strzały. To potwierdzałoby wersję o kłótni i celowym działaniu lekkoatlety.

Potem jednak, jak w dobrym sądowym thrillerze, zaczęły pojawiać się wątpliwości. Jeden z sąsiadów najpierw słyszał strzały, potem krzyki i znów coś, co brzmiało jak strzały. Obrona twierdzi, że krzyczał przerażony pomyłką Pistorius, a ten drugi odgłos to kij krykietowy, którym próbował wyważyć drzwi, by ratować dziewczynę. Niedługo potem w internecie pojawił się filmik porównujący odgłos wystrzału pistoletu z kijem walącym o drzwi. O dziwo - brzmią prawie identycznie.

Przepychanki między prawnikami sprawiły, że i oni zostali celebrytami. Obroną dryguje adwokat Barry Roux, który według gazet w RPA zarabia ok. 6-9 tys. dol. dziennie. Pistorius dwa tygodnie temu wystawił na sprzedaż dom w Pretorii. Ponoć powoli kończą mu się oszczędności.

Na czele prokuratury stoi Gerrie Nel, który wsławił się kilka lat temu rozbiciem korupcji w południowoafrykańskiej policji. Nel przez pierwsze tygodnie procesu sprawiał wrażenie człowieka łagodnego jak baranek, ale gdy zaczął przesłuchiwać Pistoriusa, okazało się, że nie na darmo przezywany jest "bulterierem". - To, co pan mówi, nie ma sensu. Pan kłamie! - atakował, a oskarżony kilka razy zalewał się łzami. Sędzia musiała przerywać rozprawę i upominać Nela. - Płacze, bo tak mu wygodnie - komentował prokurator.

Trudno streścić cały proces, już można o nim pisać książki. Rozprawa czasem koncentruje się na pasjonującej analizie detali - roztrząsane było np. ułożenie poszczególnych przedmiotów w mieszkaniu, setki SMS-ów i maili między ofiarą i zabójcą, trajektorie lotu pocisków. Niekiedy proces zmienia się w próbę nakreślenia psychologicznego portretu zabójcy. Była dziewczyna Pistoriusa zeznała, że jest furiatem awanturującym się o najmniejsze drobiazgi, chorobliwie zazdrosnym. Koledzy potwierdzili, że miał fioła na punkcie broni. Kupił pięć sztuk, w tym rewolwer magnum i shotguna. Kiedyś bezmyślnie wystrzelił przez szyberdach samochodu, innym razem w restauracji. "Lubił beztroskie życie. Dziewczyny, szybkie samochody i broń" - pisały gazety.

Kulminacją procesu było czterodniowe przesłuchanie samego Pistoriusa. Ogólne wrażenie jest takie, że Nel tę bitwę wygrał zdecydowanie.

Oskarżony nie umiał wyjaśnić, jak to możliwe, że w żołądku ofiary były resztki jedzenia - zdaniem patologa świadczące o posiłku ok. 1 w nocy, dwie godziny przed śmiercią - skoro zdaniem Pistoriusa spać poszli o 22, a kolację zjedli o 19. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie zauważył wyjścia Reevy do ubikacji, gdy przesuwał pod oknem wentylator. Dlaczego w ogóle nie sprawdził, czy jest w łóżku, nim ruszył do łazienki.

Zdaniem prokuratury spakowana walizka i dżinsy leżące na podłodze świadczyły o tym, że dziewczyna chciała uciec od Pistoriusa. On wpadł w furię i sięgnął po broń.

- Czemu nie oddałeś strzału ostrzegawczego? Nawet jeśli myślałeś, że to włamywacz, miałeś kontrolę nad sytuacją. Dlaczego strzeliłeś aż cztery razy? - pytał Nel.

Pistorius nie umiał odpowiedzieć. Prokurator kilka razy przyłapał go na nieścisłościach w zeznaniach. Np. w zeszłym roku na wstępnej rozprawie nie wspominał, że usłyszał trzask drzwi łazienki. - Myli się pan, bo nie pamięta już dobrze, w jaki sposób to wszystko zmyślił - triumfował Nel.

W winę Pistoriusa wierzy większość obserwatorów (ok. 64 proc.) i rodzina Steenkamp. Jej starsza siostra Simone nazwała go w jednym z wywiadów "ohydnym kłamcą".

"Bohaterami tego procesu są trzy osoby: Oscar, Reeva i ten trzeci. Anonimowy czarnoskóry włamywacz, którego nie było w łazience" - pisał już wiele tygodni temu "Guardian". Nawet jeśli sąd uzna, że Pistorius mógł się pomylić, będzie musiał jeszcze rozstrzygnąć, czy biały człowiek może w RPA oddać cztery strzały przez drzwi, nie patrząc nawet na rzekomego napastnika. Wiele lat temu byłoby to w RPA oczywiste. Ale apartheid się skończył i Pistorius nie może liczyć na łagodne traktowanie. Tym bardziej że odbierając pozwolenie na broń, podpisał się pod urzędową formułką: "Przyjmuję do wiadomości, że nie wolno mi użyć broni, gdy nie ma pewności, czy napastnik stanowi zagrożenie dla życia".

Jeśli sąd uzna, że zabił Reevę celowo - grozi mu dożywocie. Jeśli nie - do 15 lat więzienia.

Proces potrwa do maja lub czerwca. Armię swoich ekspertów powoła teraz na świadków Barry Roux. Jedno z największych wyzwań przed obrońcami to wykazać, że przerażony Oscar Pistorius krzyczy głosem kobiety. I że to jego, a nie ofiarę słyszeli przez okno sąsiedzi 14 lutego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.