Piłka nożna. Sojusz ukraińskich kibiców

W czasie wydarzeń na Majdanie grozę wśród protestujących budziły bojówki złożone z tzw. tituszek, czyli w większości kiboli piłkarskich wynajmowanych przez służby byłego prezydenta Wiktora Janukowycza. Ale są też fani czołowych drużyn wspólnie manifestujący jedność Ukrainy.

W weekend w ukraińskiej Premier Lidze rozegrano trzecią wiosenną kolejkę. Doszło w niej do dwóch spotkań na szczycie: Metalist Charków przegrał u siebie z Szachtarem Donieck 2:4, a Dnipro Dniepropietrowsk pokonało Dynamo Kijów 2:0.

Najwięcej mówi się i pisze o tym drugim spotkaniu. Z dwóch powodów: dramatycznego zderzenia bramkarza gospodarzy z Ołehem Husiewem, po którym ten drugi zadławił się językiem i stracił przytomność. Pomógł mu gruziński pomocnik Dnipra Dżaba Kankawa. - Uratował mu życie - uważają lekarze.

Ciekawie było jednak przed i w trakcie spotkania. Ponaddwutysięczna grupa kibiców z Kijowa i Dniepropietrowska razem poszła z centrum miasta na stadion. Swój przemarsz zaczęli na placu Bohaterów Majdanu, gdzie śpiewając hymn ukraiński, uczcili pamięć Niebiańskiej Sotni. Tak nazywani są ci, którzy zginęli podczas euromajdanu. - Oprócz tego nasza akcja poświęcona jest jedności kraju - mówili dziennikarzom. Podczas przemarszu kibice skandowali m.in. "Bohaterowie nie umierają" i "Dniepr. Kijów. Ukraina". Na stadionie było bardzo spokojnie, a z głośników puszczono "Odę do radości", która jest hymnem Unii Europejskiej. Na Ukrainie jest ona uważana za symbol jedności kraju.

Mecz podwyższonego ryzyka rozegrano też we Lwowie. Tamtejsze Karpaty podejmowały FK Sewastopol. Obawiano się problemów na trybunach, bowiem samozwańcze władze Krymu chcą przenieść drużynę z - jak piszą media - najbardziej rosyjskiego miasta na półwyspie do rosyjskiej ekstraklasy. Tymczasem Lwów jest przedstawiany przez krymskich Rosjan jako "matecznik banderowców i faszystów". Dlatego lokalne władze zmobilizowały wielkie siły milicji - spodziewano się przyjazdu grupy kibiców z Sewastopola.

Okazało się, że obawy były niepotrzebne, a spotkanie wysokiego ryzyka zmieniło się w mecz przyjaźni. Na trybunach, bo na boisku lepsze były Karpaty. Lwowscy kibice po kilkunastu minutach przenieśli się do sektora zajmowanego przez pięciu fanów z Krymu i wspólnie dopingowali oba zespoły. Mało tego - tak jak w Dniepropietrowsku śpiewali hymn i skandowali "Jedna Ukraina" i "Sewastopol - Ukraina". - To było coś wspaniałego, wyraz szacunku dla nas i dla naszej drużyny - oceniał Denis Kożanow, pomocnik krymskiego klubu.

Dziś już wiadomo, że FK Sewastopol i Tawrija Symferopol dokończą sezon w ukraińskiej ekstraklasie, choć mają coraz więcej problemów. Ukraińskie linie lotnicze nie chcą latać na Krym, dlatego obie drużyny podróżują pociągami, a dopiero później przesiadają się do samolotów. Na granicy Krymu od obcokrajowców żądają rosyjskich wiz. Prawdopodobnie oba kluby mecze w roli gospodarza będą rozgrywać na neutralnych stadionach.

Co będzie później? Nie wiadomo, choć szefowie obu klubów zmienili zdanie i teraz chcą przenieść się do Rosji. Na Krymie liczono, że sytuacja wyjaśni się na ubiegłotygodniowym posiedzeniu komitetu wykonawczego UEFA w Kazachstanie. Żadna decyzja nie zapadła. Władysław Kołoskow, były szef piłkarskiej federacji Rosji, ujawnił jednak, że FIFA nie chce zająć się przyszłością krymskich klubów. - Stanowisko było jednoznaczne: nie wolno mieszać sportu i polityki. Wszystko najpierw trzeba rozwiązać w rozmowach między ukraińskim i rosyjskim związkiem piłkarskim. Takie negocjacje cały czas trwają - zakończył.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.