Radwańska zaciska zęby i gra dalej

Polka nie wycofa się z turnieju w Miami. Spróbuje podleczyć kolano i wystąpić na Florydzie. W męskim finale w Indian Wells po kapitalnym meczu Novak Djoković minimalnie lepszy od Rogera Federera. Nie ma już wątpliwości, że wysyłanie Szwajcara na emeryturę nie było dobrym pomysłem

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Agnieszka Radwańska (WTA 3) przegrała w niedzielę kobiecy finał w Indian Wells (pula nagród 5,9 mln dol.) z Flavią Pennettą (WTA 12) 2:6, 1:6.

Włoszka nie musiała się nawet specjalnie wysilić, bo szybko okazało się, że Polka zmaga się z kontuzją kolana i nie może się ani dobrze ruszać, ani precyzyjnie uderzać. Dograła mecz do końca, ale nie miała szans, by nawiązać walkę. Podczas ceremonii wręczania nagród popłakała się, przepraszała kibiców, że nie była w stanie normalnie biegać.

- Zaczęło mnie boleć już kilka dni temu na treningu, ale do tej pory nie przeszkadzało mi to w grze. Dopiero w niedzielę rano poczułam, że ból się wzmaga. Brałam środki przeciwbólowe, próbowałam wszystkich metod, żeby załagodzić uraz, ale się nie dało. Ból był za duży. Dla tenisistki to chyba najgorsza możliwa rzecz, gdy w finale ważnego turnieju nie może zagrać na 100 procent - mówiła 25-letnia Polka po finale, za który otrzymała czek na pół miliona dolarów.

W środę na wyspie Key Biscayne u wybrzeża Miami na Florydzie zaczyna się kolejny duży turniej z pulą nagród 5,4 mln dol. Radwańska wygrała go w 2012 r., a w poprzednim sezonie odpadła w półfinale z Sereną Williams. W niedzielę zapowiedziała, że mimo urazu nie zamierza się wycofywać z Miami. - Chcę zagrać, mam jeszcze kilka dni, spróbuję podleczyć nogę i jak najlepiej przygotować się do występu - powiedziała.

Czasu rzeczywiście trochę ma, bo jako rozstawiona z trójką pierwszą rundę przeskakuje bez walki, w drugiej zagra najwcześniej w piątek. Kilku amerykańskich dziennikarzy, m.in. tenisowy ekspert "Sports Illustrated" Jon Wertheim, sugerowało jednak, że Radwańska powinna zrobić sobie przerwę, wypocząć i wyleczyć uraz, tak jak np. Viktoria Azarenka, która odpuszcza Miami, żeby wykurować stopę. Ale Polka w przeszłości nigdy tak nie robiła, szczególnie mając przed sobą duży i prestiżowy turniej, gdzie broni sporo punktów. Kilka lat temu grała nawet w Azji z pęknięciem stopy, na operację zdecydowała się dopiero w listopadzie, gdy skończył się sezon. - W tenisie zawsze coś boli. Większość kontuzji to efekt przemęczenia. Kiedy przez kilka dni naładuje się akumulatory, można grać, a na poważne naprawy przychodzi czas po sezonie - mówiła wtedy Radwańska. Wygląda na to, że nastawienia nie zmieniła.

Dla Pennetty, która ostatni turniej wygrała w 2010 r., triumf w Indian Wells, za który dostała milion dolarów, to największy sukces. 32-letnia Włoszka przypomniała, że rok temu odpadła w Kalifornii w I rundzie, myślała o kończeniu ze sportem, ale jakoś odnalazła w sobie motywację i jej kariera znów rozkwitła.

Dziś można już chyba mówić, że kobiety po trzydziestce trzęsą tenisem. Liderką rankingu WTA jest 32-letnia Serena Williams, która triumfowała w 2013 r. w 11 imprezach, pierwszy w roku turniej wielkoszlemowy w Melbourne zgarnęła 31-letnia Na Li, a drugi najważniejszy w sezonie - 32-letnia Pennetta. - Nasza przewaga nad młodymi dziewczynami polega na tym, że lepiej radzimy sobie z emocjami na korcie - powiedziała Włoszka.

Mało brakowało a Indian Wells podbiłby też 32-letni mężczyzna, ale Roger Federer po zaciętym i bardzo widowiskowym boju przegrał z młodszym o sześć wiosen Novakiem Djokoviciem 6:3, 3:6, 6:7 (3-7).

Obaj mogli po finale szeroko się uśmiechnąć. Szwajcar, choć przegrał, udowodnił, że wysyłanie go na emeryturę to był pomysł szalony. U boku Stefana Edberga w roli mentora, z nową, większą rakietą, i nową, bardziej ofensywną taktyką, Szwajcar znów gra wspaniale i może nawiązać walkę z młodymi liderami. Po finale w Indian Wells Federer powrócił do pierwszej piątki rankingu ATP. - Jestem bardzo szczęśliwy, znów gram tenis, który sprawia mi przyjemność - mówił Szwajcar.

Dla Djokovicia też jaśniej zaświeciło słońce. To jego trzeci tytuł w Kalifornii, 42. w karierze i pierwszy w sezonie. To także pierwszy od dawna powód, by uwierzyć, że po kilku słabszych występach wróci na ścieżkę zwycięstw także w Szlemach (jego ostatnie zwycięstwo to Australian Open 2013). Z triumfu Serba ucieszył się na Twitterze Boris Becker, który od początku roku pełni funkcję jego głównego trenera. Ale tak naprawdę Kalifornia dała kolejny powód, żeby podważyć zaufanie do Niemca jako kompetentnego fachowca. Beckera bowiem w Indian Wells zabrakło, śledził turniej w telewizji, Djoković tymczasowo wrócił do wypróbowanego, wieloletniego szkoleniowca Mariana Vajdy ze Słowacji.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.