Tenis. Radwańskiej zabrakło benzyny

- Ruszałam się jak w zwolnionym tempie, nogi nie niosły - tłumaczyła Polka klęskę 1:6, 2:6 z Dominiką Cibulkovą. - Fizycznie wciąż nie jest gotowa na tytuł Wielkiego Szlema - uważają eksperci. O triumf w deblu powalczy Łukasz Kubot

"Aga, co ty wyrabiasz? Gdzie jest forma z wczoraj?" - pisali podczas półfinału Australian Open na Twitterze zdziwieni dziennikarze ESPN, "Sports Illustrated", "L'Equipe" i innych mediów. Ci sami, którzy dzień wcześniej zasłużenie wychwalali tenisowy geniusz rozstawionej z piątką Polki po triumfie nad Wiktorią Azarenką (nr 2).

Kilkadziesiąt godzin po jednym z największych zwycięstw w karierze, Agnieszka Radwańska zagrała z Cibulkovą (20) mecz wyjątkowo słaby. Bojowo nastawiona Słowaczka od początku przejęła kontrolę, rozrzuciła Polkę po korcie mocnymi, agresywnymi uderzeniami. Imponowała pewnością siebie. Radwańska na sześć spotkań z Cibulkovą wygrała pięć, ale w czwartek gasła w oczach, nie odpaliła ani swojej kombinacyjnej gry, którą imponowała w starciu z Azarenką, ani agresji, ani szybkości. W połowie drugiego seta chyba przestała wierzyć, odprowadzała piłki wzrokiem, nawet się do nich specjalnie nie podrywając.

Po 70 minutach ręce Cibulkovej wystrzeliły w górę, to pierwszy słowacki singlowy finał Szlema. Nie dała rady mierząca 181 cm Daniela Hantuchova, udało się Cibulkovej, która ma 161 cm. "Małe jest wielkie" - cieszyli się nasi południowi sąsiedzi. - Wiedziałam, że muszę zaatakować i sama wydrzeć zwycięstwo. Wzrost nie jest ważny, liczy się to, jak bardzo się czegoś chce - promieniała Cibulkova. O finał zagra w sobotę z Chinką Na Li (4), która pokonała 6:2, 6:4 Kanadyjkę Eugenie Bouchard (30).

Z psychologicznego punktu widzenia mecz z Cibulkovą był dla Radwańskiej trudniejszą próbą niż ten z Azarenką. Wtedy grała na luzie, nie miała nic do stracenia, teraz czuła, że wygrać musi, bo jest zdecydowaną faworytką. Przyznała to zresztą potem na konferencji prasowej. Ale zdaniem Polki nie psychika rozstrzygnęła o porażce. - Nie czułam świeżości. Miałam za dużo ciężkich meczów - powiedziała.

Półfinał musiała grać dzień po ćwierćfinale z Azarenką. Był to jedyny moment w turnieju, gdy nie miała wolnego dnia na odpoczynek i regenerację. - To miało znaczenie - przyznała. Do półfinału Radwańska spędziła na korcie 9 godz., Słowaczka - 6 godz. i 45 min. Ale Polka sama sobie zgotowała ten los - najdłuższy mecz Cibulkovej (132 min z Szarapową) trwał krócej niż spotkanie I rundy Radwańskiej ze 112. w rankingu WTA Julią Putincewą (142 minuty). Polka zagrała w sumie trzy męczące trzysetówki, Słowaczka - jedną, z Szarapową.

W Wimbledonie 2012, jedynym turnieju, w którym Radwańskiej udało się awansować do finału Szlema, po korcie biegała przed półfinałem tylko 7 godz. i 7 minut, miała jedną trzysetówkę. Występowała jeszcze w deblu, ale na pół gwizdka i do III rundy. Rok później, gdy poległa w półfinale z Sabine Lisicki, też miała w nogach za dużo wysiłku - 9 godz. i 31 minut, w tym trzy trzysetówki.

- Radwańska gra wspaniale, imponuje techniką i wyczuciem, ale ciężko będzie jej wygrać w Szlemie, bo wygrywanie opiera na bieganiu, bieganiu i jeszcze raz bieganiu. Na siedem meczów zawsze trafi się jeden, gdy nie dobiegnie do wszystkich piłek. Łatwiej jest zwyciężyć, gdy masz plan B, a Agnieszka go nie ma - mówiła "Gazecie Wyborczej" w zeszłym roku Jana Novotna, mistrzyni Wimbledonu z 1998 r.

- Agnieszka wygra kiedyś Szlema. Jest już na to gotowa tenisowo i mentalnie, ale jeszcze nie fizycznie, co pokazał ten turniej i Wimbledon 2013 - mówi "Gazecie Wyborczej" Dawid Celt, sparingpartner Radwańskiej. - Oglądając końcówkę wspaniałego meczu z Azarenką, nie było po Agnieszce widać, że jedzie już na rezerwie, ale gdy zadzwoniłem do Australii, okazało się, że jest nieźle "połamana" i bardzo zmęczona. Agnieszka chciała wygrać, ale nogi nie chciały. Kiedy zorientowała się, że nie może się ustawiać, jak chce, że nie "łapie" piłek i nie ma nad nimi kontroli, zapaliła się lampka z napisem: "Skoro nie mogę biegać, to czym mam to wygrać?". Spadła wiara, pewność siebie, skończyło się jak z Lisicki w Wimbledonie - opowiada Celt.

Trener Tomasz Wiktorowski (nie udało się z nim skontaktować) mówił, że Agnieszka mocno pracowała zimą nad przygotowaniem fizycznym. W meczu z Azarenką było to widać, ale dzień później już nie. - Pracowali, wiem, widziałem z bliska. Agnieszka jest jednak kobietą o delikatnej budowie, tego treningu nie można robić gwałtownie, żeby jej nie "zajechać", nie zepsuć techniki i wyczucia, i na tym polega trudność. Ale postęp jest, ona z sezonu na sezon jest mocniejsza. Niech jeden mecz nie przesłoni ogromnego sukcesu: pierwszego półfinału w Australii, zwycięstwa nad Azarenką, którym pokazała, że może rywalizować z pierwszą trójką. Do Szlema brakuje coraz mniej - uważa Celt.

"Radwańska mówi, że grała za dużo i nie miała dnia odpoczynku. Zgoda, ale jeśli chce wygrać Szlema, musi się sama z tym zmierzyć. Wszystko w jej rękach. Może warto np. grać mniej w ciągu roku, skupić się na Szlemach, dotychczasowa kariera Agnieszki wskazuje, że zależało jej bardziej na kolekcjonowaniu jak największej ilości zwycięstw i pieniędzy. Może czas zacząć lepiej wybierać" - napisał Steve Tignor z Tennis.com.

- To normalne zjawisko psychologiczne, że ciężko jest zebrać myśli i skupienie po pokonaniu ciężkiej przeszkody, jaką była dla Agnieszki Azarenka, szczególnie jeśli nałożyło się na to zmęczenie. Wydaje mi się jednak, że Agnieszka wpadła w zbytnią euforię. Pokonała dużą przeszkodę, ale zapomniała, że celem jest wygranie turnieju, a nie pojedynczego meczu. I dlatego Agnieszka wciąż nie jest wielką tenisistką, ale tylko świetną - mówi "Gazecie Wyborczej" Tomasz Iwański, wieloletni trener w WTA Tour, który po kilku latach wrócił niedawno do współpracy z Nadią Pietrową, byłą rakietą nr 5 na świecie. - Zmęczenie? Żeby się zregenerować, trzeba zastosować odpowiednie procedury, rozgonić energię, która jeszcze została w mięśniach, ale nie wiem, czy zostało to zrobione, bo mnie tam nie ma. Nie wiem też, jak Agnieszka trenuje w ciągu roku. Być może to był ten przypadek, że jej organizm po prostu doszedł do ściany, do naturalnego kresu możliwości, a może dało się coś jeszcze zrobić, tam w Australii albo zimą w Polsce podczas przygotowań, po prostu nie wiem - mówi Iwański.

Jaką wyniesiesz z tego półfinału naukę na przyszłość? - zapytali Radwańską dziennikarze. - Muszę wszystko wygrywać w dwóch setach - odparła Radwańska. I nie zabrzmiało to jak żart.

Życiowy sukces w deblu osiągnął Łukasz Kubot, który w parze ze Szwedem Robertem Lindstedtem po raz pierwszy awansował do wielkoszlemowego finału po zwycięstwie nad Francuzami Michaëlem Llodrą i Nicolasem Mahutem 6:4, 6:7 (12-14), 6:3. W sobotę ok. południa w finale Kubot i Lindstedt zmierzą się z Amerykaninem Erikiem Butorackiem i Ravenem Klaasenem z RPA. Ostatnimi Polakami w deblowym finale Szlema byli Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski w Nowym Jorku w 2011 r. Ostatnim triumfatorem - Wojciech Fibak w Melbourne w 1978 r.

Pierwszym finalistą w męskim singlu został Szwajcar Stanislas Wawrinka (8), który pokonał 6:3, 6:7 (1-7), 7:6 (7-3), 7:6 (7-4) Czecha Tomasza Berdycha (7). Dziś o 9.30 hit nad hitami, czyli Roger Federer (6) po raz 33. mierzy się z Rafaelem Nadalem (1).

Relacje TV w Eurosporcie

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.