Primera Division. Barcelona - Real. Całkiem nowe El Clásico

Oba zespoły poprowadzą nowi trenerzy, w obu zagrają sprowadzone latem supergwiazdy. Najwięcej w starciu Barcelony z Realem zmieniło jednak odejście José Mourinho. Relacja na żywo od godz. 18 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE na telefony.

Gdyby Barcelona nie istniała, musielibyśmy ją wymyślić - powiedział kiedyś prezes Realu Florentino Pérez. Gdy jego słowa powtórzono ówczesnemu szefowi Katalończyków Joanowi Laporcie, ten tak samo powiedział o ekipie z Madrytu.

Starcie dwóch najlepszych hiszpańskich drużyn zawsze było gorące, zawsze wykraczało daleko poza boisko. Z taką intensywnością jak ostatnio oba kluby nie rywalizowały jednak nigdy. Od listopada 2010 r. oglądaliśmy aż 17 El Clásico, za każdym razem od emocji kipiało długo przed rozpoczęciem spotkania i długo po jego zakończeniu. Pojedynki Barcelony z Realem stały się oddzielnym futbolowym serialem, porywającym nie mniej niż Liga Mistrzów.

W sobotę temperatura nie będzie jednak tak wysoka.

Zabraknie człowieka, który zamienił El Clásico w wojnę, sprawił, że koledzy z reprezentacji Hiszpanii skakali sobie do oczu. Mourinho przybył do Madrytu, by zdetronizować Barcelonę - uznał, że osiągnie to tylko wtedy, jeśli piłkarzy będzie napędzała złość i niechęć do rywali. Z meczów, w których prowadził Real, równie dobrze jak efektowne akcje zawodników zapamiętaliśmy brutalne faule i awantury. Najsłynniejsza skończyła się włożeniem palca Mourinho w oko Tito Vilanovy, ówczesnego asystenta Pepa Guardioli. Gdybyśmy ograniczyli misję Portugalczyka tylko do wyników meczów z Barcą, cel osiągnął. Z sześciu szlagierów w poprzednim sezonie Madryt przegrał tylko jeden. Jeśli spojrzymy szerzej, okaże się, że właśnie przez mecze z Barceloną przeżył najgorszy sezon w karierze i latem, ku uciesze Madrytu, odszedł do Chelsea.

Nie wszystkim piłkarzom odpowiadały metody Mourinho. Iker Casillas, bramkarz Realu i kapitan reprezentacji Hiszpanii, bał się, że konflikty klubowe przeniosą się na kadrę. Wiosną 2011 r., po czterech klasykach w 18 dni, dzwonił do kolegów z Barcelony i przepraszał za zachowanie swoje i partnerów. Wymagającemu bezwzględnego posłuszeństwa Mourinho zachowanie Casillasa spodobać się nie mogło. Od tych telefonów zaczął się konflikt bramkarza z trenerem, który potem rozszerzył się na innych zawodników i doprowadził do odejścia szkoleniowca z Santiago Bernabéu.

Teraz emocje w El Clásico opadły do poziomu sprzed przybycia Mourinho. Ancelotti mówi, że bliżej niż do Portugalczyka jest mu do jowialnego Vicente del Bosque, byłego trenera "Królewskich", selekcjonera Hiszpanów. - Chcę tylko pomóc Realowi wygrywać. Nie mam ambicji osobistych - mówi Włoch. Mourinho chciał w Madrycie zostać pierwszym trenerem, który zdobędzie trzy Puchary Europy z trzema klubami (wygrywał już z Porto i Interem).

Drużyna Włocha po przeciętnym starcie przeżywa właśnie najlepszy moment w sezonie. Wygrała cztery mecze z rzędu, po zwycięstwie z Juventusem Ancelotti ogłosił, że znalazł optymalną taktykę Realu. Madrytczycy będą biegali w systemie 4-3-3, ze zmieniającymi się w środku pola Illarramendim, Isco, Khedirą, Modriciem i wracającym po kontuzji Xabim Alonso. Nie znaczy to jednak, że zobaczymy w sobotę dzieło skończone. Włoch musi jeszcze pomajstrować w ataku i wkomponować w drużynę Garetha Bale'a. Na nieskutecznego Karima Benzemę Madrytowi brakuje już cierpliwości, trybuny wolałyby oglądać wychowanka Álvaro Moratę. Problem w tym, że 21-letni król strzelców młodzieżowych ME na miejsce w pierwszej jedenastce Realu gotowy chyba jeszcze nie jest. Sprowadzony za 91 mln euro (tak podają Hiszpanie, Anglicy twierdzą, że kosztował o 9 mln euro więcej) Bale zagrał w Realu tylko 178 minut i strzelił jednego gola. Nie wystartował tak dobrze jak kilka lat temu Cristiano Ronaldo, niedawna kontuzja uda tłumaczy go tylko częściowo. Prezes Pérez podobno zaczyna się już niecierpliwić, naciska na Ancelottiego, by wstawił w sobotę Walijczyka do pierwszej jedenastki.

Nowy szef Barcelony Gerardo Martino zmaga się z tym samym problemem co poprzednicy, czyli słabością środka defensywy. Co prawda tydzień temu na boisko wrócił Carles Puyol, ale uraz ścięgna leczy Gerard Piqué. Jeśli 26-letni stoper nie wystąpił, zastąpi go Javier Mascherano, po którego błędzie we wtorek gola Barcelonie strzelił Milan. Gdy latem Katalończycy kupowali za 65 mln euro Neymara, wydawało się, że to on może być gwiazdą El Clásico. Ale Brazylijczyk europejskiego futbolu wciąż się uczy, nie od niego zależy siła mistrzów Hiszpanii w ofensywie.

Drużyna Martino sezon zaczęła od ośmiu zwycięstw z rzędu, tak dobrze nie wystartowała nawet za czasów Guardioli. Debiut w El Clásico Argentyńczyk też może mieć okazalszy niż Guardiola, który pierwszy mecz z Realem wygrał 2:0. Ancelotti niemal na pewno wypadnie lepiej niż Mourinho. On starcia z Barcą zaczął od klęski 0:5.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.