MŚ w narciarstwie klasycznym. Ostatnia szansa Justyny Kowalczyk

Dla Marit Bjoergen bieg na 30 km to najważniejszy start, dla Justyny Kowalczyk - ostatnia szansa, aby mistrzostwa świata nie zakończyły się klęską. Relacja na żywo od 12.15 na Sport.pl

Na ten bieg od początku nastawiałam się najbardziej - mówi przed ostatnim startem Justyna Kowalczyk, myśląc o starcie na 30 km klasykiem.

Włoskie mistrzostwa zaczęły się od upadku w sprincie, pierwszego przewróconego klocka domina. Potem nie miała szans z czterema Norweżkami w biegu łączonym, z 10 km łyżwą zrezygnowała. Po tygodniu - jak sama przyznała - "nie wiadomo czego", czyli przerwy, pięknie pobiegła na zmianie sztafetowej. - Przyjechała tu w takiej formie, że powinna w każdym biegu indywidualnym być na podium - powiedział trener Aleksander Wierietielny.

Została ostatnia szansa, by przekuć słowa w czyn.

Po stronie Justyny jest sporo argumentów. Bukmacherzy też uważają Polkę za główną faworytkę, choć przecież jej największą rywalką będzie dwukrotna mistrzyni z Val di Fiemme, 11-krotna mistrzyni świata Marit Bjoergen. Po powrocie do wielkiej formy zimą 2009 roku 33-letnia Norweżka wygrała siedem z 11 indywidualnych startów na mistrzowskich imprezach. Ale na 30 km jej nie szło. Na igrzyskach w Vancouver klasyk przegrała z Kowalczyk, a na MŚ w Oslo łyżwę z Therese Johaug. - Dlatego dla Marit sobotni bieg to najważniejszy start. Ona bardzo źle znosi porażki - mówi Egil Kristiansen, trener norweskich biegaczek. Bjoergen była mistrzynią świata na 30 km tylko raz - w 2005 roku w Oberstdorfie, gdy Justyna była u progu wielkiej kariery. Dla jednej i drugiej sobotnia porażka będzie bardzo bolesna. Obie wiedzą, jak smakuje przegrana z najgroźniejszą rywalką w bezpośrednim starciu, dlatego będą chciały wygrać.

Do przebiegnięcia będzie sześć pięciokilometrowych pętli. Justyna zna je doskonale ze startów w Tour de Ski, który wygrała czterokrotnie. Wie, że jest sześć podbiegów, różnica między najwyższym a najniższym punktem wynosi 60 m, najdłuższy podbieg liczy 190 m. Kowalczyk zwyciężyła na tej trasie w trzech ostatnich biegach TdS na 10 km klasykiem, bez względu na to, czy ścigała się z Bjoergen, Johaug czy z kimkolwiek innym. Na metę zawsze przyjeżdżała samotnie.

Pogoda też ma być taka, jaką Polka lubi - w piątek po raz pierwszy wyjrzało mocne słońce, a Kowalczyk woli biegać na ciekłych smarach, których używa się, gdy jest spora różnica między temperaturą powietrza i śniegu. Twardych smarów użyła w biegu łączonym i było źle. - Justyna woli klistrową pogodę, a nasi serwismeni potrafią przygotować narty na takie warunki - mówi trener Wierietielny. - Nie ma takiej loterii jak przy temperaturze zero stopni i padającym śniegu, gdy liczy się szczęście, a nie forma i umiejętności. W równych warunkach wszyscy mają dobrze posmarowane narty i w czołówce jest ten, kto dobrze się przygotował, a nie największy szczęściarz.

Jeśli serwismeni nie pomylą się ze smarami, to kolejnym atutem będzie technika klasyczna, w której - przyznają to nawet Norweżki - Kowalczyk biega najlepiej na świecie. - Może i tak, ale mistrzynią świata w klasyku jeszcze nie byłam - mówi Polka, dwukrotna złota medalistka z Liberca z 2009 roku w biegu łączonym i 30 km łyżwą.

W sobotę największym problemem będzie to, że przez ponad półtorej godziny musi liczyć tylko na siebie. O współpracy z Bjoergen i zmianach z Norweżką na prowadzeniu nie ma co marzyć. W biegach ze startu wspólnego 33-latka z reguły rusza się po śladach liderki, jest jej cieniem i atakuje dopiero kilometr-dwa przed metą. Broniąca tytułu Johaug może jednak okazać się za słaba, by razem z Polką zgubić Bjoergen w drodze do mety. Kowalczyk zdaje więc sobie sprawę, ile może kosztować ją zwycięstwo.

- Jestem przekonany, że w sobotę wieczorem spotkamy się z Justyną na dekoracji medalowej w Cavalese i będziemy w dobrych nastrojach - mówi Kamil Stoch. Niecałe trzy godziny po biegu Kowalczyk mistrz świata z dużej skoczni razem z trzema kolegami stanie do walki o pierwszy polski medal drużyny skoczków. Stoch, Maciej Kot, Dawid Kubacki i Piotr Żyła chcą zdobyć to, czego nie udało się osiągnąć nawet w erze Małysza. - Nie oczekuję cudów po skokach kolegów, niech każdy skoczy, jak potrafi, i w stu procentach zapracuje na medal - mówi Stoch.

- Wygrana Kamila dodała nam wiary i rozluźniła atmosferę - dodał Kot. - Gdyby nie on, drużynówka byłaby ostatnią szansą, by nie wyjeżdżać stąd z niczym, i presja by urosła. A tak - niczego nie musimy, możemy wszystko.

Medale są trzy, ale ekip, które będą walczyły o podium - pięć: Norwegia, Austria, Słowenia, Niemcy i Polska.

Bieg kobiet na 30 km ze startu wspólnego w sobotę o 12.15, drużynowy konkurs skoków o 16.30. Transmisje w TVP i Eurosporcie

Typują bukmacherzy

Źródło: Bwin

2

razy w trakcie sobotniego biegu na 30 km zawodniczki mogą zmienić narty

Więcej o:
Copyright © Agora SA