Liga Mistrzów. Ronaldo ocalił Real Madryt

Najgroźniejszy snajper Realu - Cristiano Ronaldo rozstrzygnął szlagier w grupie śmierci Ligi Mistrzów. W Madrycie mistrz ligi prowadzącej w rankingu UEFA mierzył się z mistrzem ligi wiceliderującej rankingowi UEFA. ?Królewskich? drobiazgi dzieliły od katastrofy, jaką byłaby przegrana z Manchesterem City.

Na otwarcie sezonu, który "Los Blancos" planują zakończyć z dziesiątym Pucharem Europy, przegrywali u siebie z Manchesterem City 0:1 i 1:2. Przegrywali jeszcze pięć minut przed końcem.

Nie wiadomo, jak skończy José Mourinho na Santiago Bernabeu, wiadomo, że przeżywa - i przeżywał - momenty bardziej przykre i nerwowe niż kiedykolwiek wcześniej w karierze. To tam skończyła się jego fantastyczna seria 150 ligowych meczów bez porażki u siebie, która przetrwała czasy Porto, Chelsea i Interu. To tam poniósł klęskę z Barceloną 0:5. Tak boleśnie nie przegrał nigdy. Obecny sezon w kraju jego zespół zaczął od zaledwie jednego zwycięstwa w czterech meczach. Tak źle prowadzona przez niego drużyna nie wystartowała nigdy.

Wczoraj walczył tak naprawdę o spokój. Spadła na niego tak surowa krytyka, że po ewentualnej wczorajszej porażce prasa pewnie by ogłosiła, że Mourinho nie nadaje się i powinien odejść.

Nie ogłosi. Portugalczyk wszędzie, gdzie pracuje, wpaja piłkarzom organiczną niezgodę na porażkę. I gwiazdy Realu wygrały także wczoraj - choć nie grały wielkiego meczu, choć wydawały się sfrustrowani nieudanymi atakami.

Zwycięskiego gola strzelił Cristiano Ronaldo. Ostatnio krytykowany równie ostro jak trener, po przerwie z każdą minutą grał we wtorek słabiej, by w ostatnich sekundach pokonał świetnie interweniującego Joe Harta.

Na wybuchowy wieczór zapowiadało się już po ogłoszeniu składów. Nie dlatego, że szlagier zaczęło dwóch stoperów urodzonych rok po pierwszej edycji rozgrywek. Raphaël Varane i Matija Nastasić mają po 19 lat, pierwszy obijał się w tym sezonie między ławką rezerwowych Realu, a trybunami, drugi w MC debiutował.

Prawdziwą sensacją było jednak osadzenie w rezerwie Sergio Ramosa. Hiszpański mistrz świata i mistrz Europy (podwójny) po Santiago Bernabeu biega siedem lat (dłuższy staż ma tylko wychowanek Iker Casillas), niedawno opowiadał, że chciałby zostać klubową legendą. W poprzednim sezonie 50 razy wybiegał w pierwszej jedenastce. Częściej robili to tylko Ronaldo i Casillas.

Ale też Ramos to zdaniem prasy jeden z największych przeciwników Mourinho. Podobno zarzuca szkoleniowcowi, że ten faworyzuje piłkarzy, których agentem jest Jorge Mendes, reprezentujący także interesy trenera. Ostatnio 26-letni obrońca ma też ponoć pretensje o spartaczone, jego zdaniem, przygotowania do sezonu. Jeśli Mourinho chciał pokazać, kto w szatni Realu trzyma władzę, że żaden piłkarz nie jest większy od niego, osiągnął sukces. Spektakularny sukces.

Varane grał pewnie, ale długo zbyt wiele pracy nie miał, bo całą robotę odwalali za niego koledzy z ataku i pomocy. Dopadali do rywali, gdy ci wytykali nosy poza własne pole karne. Przez ich nogi potrafił się przedrzeć jeden Yaya Toure. Wyrastający ponad wszystkich i ze względu na gabaryty oraz siłę, i ze względu na wszechstronność, i ze względu na sportową klasę. Długo nikt go jednak w atakach nie wspierał, bo koledzy skupiali się na zamknięciu pola karnego.

Gdy w końcu zaatakowali, strzelili gola, drugiego dołożyli z rzutu wolnego. Zachowanie defensywy przy stałych fragmentach to wciąż największe zmartwienie Mourinho. Jeśli jednak Real najsłabszy za jego czasów umie odrobiać straty i pokonać mistrzów, to w dziesiąty Puchar Europy może śmiało mierzyć.

Nawet jeśli w lidze hiszpańskiej będzie gubił punkty gdzie popadnie.

Zobacz wszystkie bramki wtorkowych meczów LM ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.